niedziela, 27 lipca 2014

Nominacja Liebster Blog Award:)

Nominację otrzymałam od Molly Smith z Marzenia się spełniają:) Za co bardzo dziękuję:*


Na czym to polega?

Wyróżnienie Liebster Blog Award otrzymywane jest od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawane dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 11 osób (informuje je o tym wyróżnieniu) i zadaje im swoje 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie.

Pytania, które otrzymałam:

1. Jak masz na imię.
- Natalia, dla przyjaciół Nati i Natka:)

2. Ile masz lat.

- We wrześniu idę do 3 gimnazjum:D

 3. W jakim województwie mieszkasz.

- Czemu to takie ważne? Podkarpacie pozdrawiam:D

 4. Co jest twoją pasją?

- Pisanie, czytanie, robienie zwiastunów, śpiewanie (chociaż mi to nie wychodzi:P), granie na instrumentach (i nerwach), Londyn i słuchanie muzyki:D

5. Dlaczego zaczęłaś pisać bloga?

- Zorganizowałam konkurs na blogu i wygrało to opowiadanie:)

 6. Kto jest twoim idolem?

- Chłopcy z 1d*.*

 7. Ulubiony film?

- Sama nie wiem... This Is Us, Niezgodna, Igrzyska Śmierci, Duma i Uprzedzenie:) Dużo ich jest z czego większość bajek:P

 8. Ulubiona piosenka.

- Wszystkie 1d:) A najbardziej to chyba Half A Heart i Little Things:) Są piękne:*

 9. Ulubiona książka?

- Ostatnio czytam Uprowadzoną i jest świetna:) Ale zbyt łagodna według mnie:D Nowa Ziemia, Igrzyska Śmierci, Niezgodna, Oksa Pollock:D

 10. Czy uważasz, że The Vamps zastąpi One Direction.

- Nie ma mowy! Nikt nie zastąpi 1d!:D Vampsy są zbyt pewni siebie i snobowaci-.-

 11. Lubisz 5S.O.S.

- Powiem dyplomatycznie, że nie mam nic przeciwko nim, ale jakoś specjalnie za nimi nie szaleję....




Moje pytania:

1. Kogo z 1d lubisz najbardziej?
2. Masz jakieś marzenia?
3. Jaki kraj chciałabyś zwiedzić?
4. Masz jakiś ukryty talent?
5. Co irytuje cię w ludziach?
6. Co sądzisz o hejterach?
7. Masz rodzeństwo?
8. Ulubiona marka odzieżowa.
9. Kim chciałabyś być w przyszłości?
10. Czym inni mogą stracić u ciebie szacunek?
11. Directioner Forever?



Blogi, które nominuję:

1. Rose Carter z bloga Never Say Never.
2. Rosie z bloga ... ten kto kocha, kocha w milczeniu, uczynkiem, a nie słowami....
3. Nath, tłumaczkę bloga Demon By Night.
4. Miley Wasply z bloga Insomnia.
5. Asia Jabłońska z bloga Secret.
6. Honey z bloga Hunger Games New Story.
7. Rosie z bloga Uprowadzona.
8. Patrycja Horan z bloga Wyścig Śmierci.
9. Igę i Anetę z bloga Trapped.
10. Skyfallgirl z bloga Szkoła Życia.
11. --- Nie wiem, kogo...



Reklama pojawi się już całkiem wieczorem:)
Do napisania,
Natka99<3









Wyniki konkursu!

A, więc wszystkie osoby, które wysłały swoje prace konkursowe były mega utalentowane i szczerze było dość mało tych prac:( Wszyscy walczyli równo, jednak zwycięstwo postanowiłam przyznać: alex little, która wysłała mi fragment rozdziału*.*
Był naprawdę piękny kochana:) Zasłużyłaś:) Mam tylko pytanie: czy mogę opublikować twoją pracę? Napisz mi na maila:D Bo to bardzo ważne;) Jeszcze raz wielkie gratulacje dla zwyciężczyni:D



Haha:D Taki tam gif:P
A teraz nagroda:
"Nagrodą jest przedpremierowo wysłany na twojego maila rozdział (w zależności od tego, jaki był ostatnio opublikowany, np. jeśli 27, to wysyłam zwycięzcy 28:D), polecenie twojego bloga, w zakładce, która zostanie specjalnie założona ku czci zwycięzcy:), oraz podjęcie współpracy, np. wspólny blog:)"

Jeśli prowadzisz bloga, to proszę, podeślij mi jego adres:) O reszcie pisz na maila:D

Informacja dla czytelników:
Rozdziału zapewne nie dodam, ale zrobię reklamę/ zwiastun opisujący piętnastkę, tak żeby narobić wam chrapki na komentowanie:) Co wy na to, misie????:D
oraz komentujcie rozdział 14!:D

14: "Ukrywam więcej, niż ci się wydaje!"


~Niall~


Kiedy doszło do mnie, gdzie jestem, poderwałem się na równe nogi. Wściekły podszedłem do Louis'a i popchnąłem go. Dopiero teraz zauważyłem, że krew leje mu się z dolnej wargi, a jego ciało zdobią nowe siniaki.
- Nieźle ci urządził tą buźkę! - warknąłem. - Następnym razem, ja dostąpię tej przyjemności! - kopnąłem jego nogę i skierowałem się do piwnicy.

Sam nie wiem, czemu, ale musiałem ją zobaczyć. Poczuć ją obok siebie. Widzieć, że jest bezpieczna. Sprawić, że się uśmiechnie. To było silniejsze ode mnie.
- Mogę wejść? - zapytałem, kiedy ujrzałem szatynkę leżącą na ziemi.
- I tak wejdziesz, więc po co pytasz?! - mruknęła zła i podniosła się z ziemi. Nawet z fragmentem ręki odciśniętym na twarzy wyglądała pięknie. Tak niewinnie.
"Ona przecież jest niewinna" - w sumie...
- Nic ci nie jest? - zapytałem i usiadłem naprzeciwko.
- Dlaczego o to pytasz? - szepnęła i podciągnęła nogi pod brodę. Spojrzałem w jej oczy. Nic się nie zmieniły. Może były bardziej zmęczone i zrezygnowane, ale wciąż piękne i zielone.
- Naprawdę mnie nie pamiętasz? - szepnąłem zasmucony i wyszedłem.

(...)

"Czego oczekiwałeś?! Zniszczyliście ją! Jej psychikę! Jej życie! Wszystko!" - tak, wiem.
Nie sądziłem, że to aż tak bardzo wpłynie na nią. Na to, jak będzie postrzegała świat. Ludzi!
W końcu każdy ma prawo do posiadania wolności. Do spokojnego wyjścia na ulicę i nie bania się, czy ktoś go dopadnie. Do wiary w lepsze jutro. Do spojrzenia na świat przez pryzmat szczęścia i radości. Ona również na to zasłużyła. A nie wiedzieć czemu, sam pomagam jej to odebrać. Nigdy nie chciałem jej krzywdy. Przysięgałem sobie, że będę ją bronić! Zawsze i wszędzie bez względu na odległość.

Mijały sekundy, mijały minuty, mijały godziny.
Nie mogłem zasnąć. Cały czas w głowie miałem twarz Elizabeth. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Czułem się winny krzywdy, jaka została jej wyrządzona.
- Niall! - do pokoju wpada zdyszany Liam. - Policja przyszła! - krzyczy. - Musimy wiać! - wybiega i odłącza prąd w całym domu. Czuję, że nie mamy dużo czasu. Zrywam się na równe nogi i wybiegam wyjściem awaryjnym. Kolejna zmiana naszego położenia. Kolejne chwile spędzone w aucie. To, jak kliknąć: "replay" i wrócić do wyznaczonej chwili z naszego życia, którą chcielibyśmy zmienić....








~Elizabeth~

Obudziło mnie głuche i szybkie uderzenie drzwi. Zaspana uniosłam się na łokciach. Wciąż byłam zaspana i nie rozumiałam zbyt wiele z tego co działo się wokół mnie.
Czyjeś silne ręce oplotły mnie w talii i wyniosły z pomieszczenia.
- Co się dzieje? - zapytałam zdziwiona cicho ziewając. Odpowiedziała mi głucha cisza. W całym "więzieniu" było ciemno, ale głośno. Za głośno, jak na czwórkę..., nie..., piątkę porywaczy. Ktoś musiał być w tym domu z nimi, a im się to nie spodobało.
Nie wiem, czemu nie krzyczałam w tamtej chwili. Mogłam wołać o pomoc, ratunek! Ale z drugiej strony nie miałam pewności, czy tym samym nie pogorszę swojej sytuacji. A tego bym nie chciała. Wydaje mi się, że wystarczająco wycierpiałam. Czy słusznie? Chyba nigdy się nie dowiem....
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Kto mnie niesie i dokąd. Mógł to być ktoś z ich grupy, ale z i moja nadzieja. Policja. Rodzice. Kimkolwiek była ta osoba, niosła ze sobą tak uderzającą otoczkę bezpieczeństwa, że nie sposób było jej nie ufać.
Kiedy doszło do mnie, gdzie jestem..., zaczęłam się wyrywać, lecz nie było to takie proste. Jedyne, czego się domyśliłam,  to tego, że był to mężczyzna. Woń jego, zapewne drogich perfum unosiła się w powietrzu i zaglądała do każdego zakamarka. Poczułam, że swoją nędzną próbą ucieczki, tylko go denerwuję. Ale pozostało coś, co kazało mi nie odpuszczać. Dalej walczyć. Ratować własne życie, które jeszcze niespełna miesiąc temu chciałam sobie odebrać. Sfrustrowana wybuchłam głośnym płaczem. Nie radziłam sobie z tym. Taka prawda. Złapałam za skrawek bluzki mężczyzny i ścisnęłam ją w dłoniach. Nie chciałam znać samej siebie. Poddałam się. A miałam walczyć!
- Ćsii! - nieznajomy położył palec na ustach. - Cicho... - wyszeptał już spokojniej. Czy go znałam? Może. Nie wiem. Wszystko mi się pomieszało. Potrafiłam określić smród alkoholu i papierosów, która z czasem stłumiła zapach perfum. Zaczęłam kaszleć. Mimo tego, jak bardzo siebie niszczyłam, to było czymś, czego wystrzegałam się z całego serca. Chociażby najmniejsza używka brzydziła mnie i odpychała od takich ludzi.
Nie minęło dużo czasu, zanim zostałam gdzieś wrzucona. Było jeszcze ciemniej, ale rozpoznałam charakterystyczny zapach samochodu. Wiozą mnie gdzieś?
Skrępowano mi ręce i nogi, a na usta nałożono dziwnie pachnącą szmatkę... Już kiedyś czułam ten zapach, jeśli tak to można nazwać. To, jak deja vu, ale nie mam pojęcia, dlaczego.
- Za dużo ryzykujemy! - powiedział ktoś. Może wydawało mi się, ale tak nagle zaczęłam mieć zawroty głowy, a postacie - się rozmazywać.
- Może, ale nie możemy teraz się wycofać! - odpowiedział mu inny głos. Usłyszałam, jak zamykają bagażnik i sami wsiadają do auta. Cały obraz mi się zniekształcił. Głosy, jakie słyszałam były nierealne i piskliwe. Co się ze mną dzieje?


Obudziłam się w ciemnym lesie. Sama. Wokoło nie było nikogo. Cisza i szumiące drzewa otaczały mnie z każdej strony.
- Halo! - krzyknęłam, co sił w płucach, ale nie oczekiwałam żadnej odpowiedzi. Wstałam z zimnej i mokrej ziemi i zaczęłam biec. - Boję się... - szeptałam do siebie i oparłam o coś. W pewnej chwili poczułam, jak się zapadam. Tonę. To nie była woda. Ona niszczycielsko porywa wszystko w oszałamiającym tempie. Mokra śmierć. Substancja ta była mokra i lepka. Wokoło śmierdziało żelazem. Sama tak pachniałam.
- Gdzie ja jestem? - pisnęłam, kiedy wystawałam nieco ponad szyję. Uniosłam rękę i przyłożyłam do nosa. Żelazo. Zrobiło mi się niedobrze. Nagle dostrzegłam, że z lasu biegną wstęgi światła, a to coś w czym tonę, ma kolor czerwony. Krew?
Krzyknęłam. Kręciło mi się w głowie. Nie było już żadnego ratunku.
I kiedy zapewne już umierałam, ktoś mnie wyciągnął. Nie widziałam jego twarzy ukrytej pod kapturem. Jedynie te intensywne, błękitne oczy.
- Dziękuję! - szepnęłam płacząc.
- Za co?! - mężczyzna roześmiał się szyderczo. Dopiero teraz dostrzegłam ten błysk szaleństwa w jego źrenicach. - Kochanie, koszmar dopiero się zaczyna... - po tych słowach głośno przełknęłam ślinę.
- K- kim jesteś? - wyjąkałam przerażona.
- Nie powinnaś była ufać pozorom, Elizabeth. Ja jestem twoim koszmarem! - powiedział i przyłożył broń do mojej szyi. - Trzy..., dwa..., jeden! - wystrzał i mój krzyk. Potem wszystko się skończyło....


- Elizabeth! Uspokój się! - ktoś krzyczał i potrząsał mną, chcąc mnie uspokoić. Ja żyję? Co się stało? I, gdzie jest ten las?
- On mnie zabił! - wrzasnęłam przerażonym głosem i wybuchłam płaczem. - Wystrzelił z pistoletu! - łkałam i w kółko powtarzałam to samo. Nie było dla mnie ratunku! Dookoła lała się krew zabitych ludzi. Ja umarłam. - Jestem w piekle? - wychlipałam.
- Nie, Lizzie... - usłyszałam inny, spokojniejszy głos. - Jesteś na ziemi, na stacji benzynowej... - wyszeptał.
- On mnie zabił! - piszczałam z zamkniętymi oczami. Bałam się je otworzyć. Nie chciałam ponownie ujrzeć tego widoku.
- El, żyjesz! Jest w porządku... Otwórz oczy... - delikatnie kciukiem potarł mój policzek i ścierał moje łzy. - Nie płacz.... Nikt cię nie zabił! - powtarzał uspokajająco. Wystraszona uchyliłam powieki. Zamiast ujrzeć ciemny las, jezioro krwi i psychopatycznego mordercę, przed sobą miałam sklepik na stacji benzynowej z migającymi lampkami w szyldzie, które pewnie za niedługo się spalą. Przede mną stało pięciu moich porywaczy. Skuliłam się i schowałam głębiej w głąb bagażnika.
Nie chciałam na nich patrzeć. Ich widzieć. "Troska", jaką mi okazywali była wyssanym z palca kłamstwem. Nie ufałam im. Bałam się ich. Co się wydarzyło przed kilkoma minutami? Przecież byłam martwa. To pewne! Czułam zapach żelaza, drapiące gałęzie i ucisk mojego zabójcy! Nie wymyśliłam tego! Aż tak bujnej wyobraźni nie mam....
- Mówiłem, że podawanie jej tego było głupotą! - krzyknął blondyn i spojrzał na resztę piorunującym wzrokiem.
- Zawsze tak robimy... - wzruszył ramionami mulat. - I nigdy tak nie reagowali. Żadne z nich! - westchnął. - Z nią musi być coś nie tak...
- Nie tak?! Ja wiem, co jest nie tak! - zdenerwował się. - Tak z 3/4 ludzi, jakich zabijaliśmy i porywaliśmy, było nałogowymi ćpunami! Ona w życiu nie miała z tym styczności! - warknął i wyciągnął ku mnie rękę, co sprawiło, że odsunęłam się jeszcze bardziej.
- Ale już raz jej to podaliśmy! Nie reagowała tak, jak dzisiaj! - krzyknął Louis. Spojrzałam na niego wystraszonym i spłoszonym spojrzeniem. Tak, jak w oczach wszystkich malowało się współczucie, tak jego wzrok nie wyrażał absolutnie nic. Nic. Zero uczuć i emocji!
- Bo ostatnio była zwietrzała! Dzisiaj była świeża i dopiero co z tego wyciągnięta. Może dlatego! - krzyknął i wyciągnął mnie na świeże powietrze. - W porządku? - spytał, patrząc mi w oczy. Pokiwałam przecząco głową. Nie wiem, czy chodziło mi o ból fizyczny, czy psychiczny, ale chyba jedno i drugie.
- Niedobrze mi! - wyszeptałam słabo i spuściłam głowę.
- Dasz radę dojść do toalety? - spytał blondyn, a ja puściłam się biegiem w stronę przydrożnych krzaków.
- Łapcie ją! - krzyknął mój oprawca.
- Ona wymiotuje, a nie ucieka, durniu! - syknął chłopak i podszedł bliżej mnie. W tym czasie zdążyłam zwrócić wszystko, co miałam w żołądku, a więc praktycznie nic. Położył dłoń na moim ramieniu i podał mi chusteczkę. - Już lepiej? - spytał i kucnął przy mnie.
- Nie... - pokręciłam przecząco głową i zachwiałam się.
- Przejdzie ci. Już niedługo... - wyszeptał i ucałował mnie w głowę. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Tak bardzo przypominał mi... Nie, to niemożliwe! Ponownie pokręciłam głową.
- Stało się coś? - zapytał zaniepokojony, po czym podał mi butelkę wody.
- Po prostu mi kogoś przypominasz. Mam halucynacje! - mruknęłam i upiłam łyk zimnego i orzeźwiającego płynu.
- Kogo? - był widocznie zaciekawiony. Ale co miałam mu odpowiedzieć? Człowieku, przypominasz mi mojego przyjaciela, który kompletnie mnie olał i o mnie zapomniał?! Wyśmiałby mnie i wziął za chorą psychicznie!
- N- nieważne... - zająknęłam się. - Wydawało mi się... - powiedziałam wymijająco. Spojrzał na mnie widocznie zasmucony i wstał. - Chodź... Musimy już jechać! - podał mi rękę. Zrezygnowana wstałam o własnych siłach i chwiejnie podeszłam do reszty.
- Wsiadajcie! - rozkazał mój porywacz, kiedy wszystko było załadowane. Sam nie zmienił swojego miejsca. - Skontaktujcie się z Liam'em i  Harry'm! - warknął władczo. - Frank, wszystko gotowe? - upewnił się i już miał siadać, kiedy coś kazało mu zawrócić. - Pamiętaj skarbie... - przytrzymał moją twarz i nachylił się do przodu. - Ja jestem twoim koszmarem! - powiedział, po czym odsunął się i zamknął klapę od bagażnika. Już po chwili samochód z piskiem opon ruszył.








~Zayn~

Znudzony oparłem głowę na łokciu i wpatrywałem się w budynki majaczące na oknem.
- Dokąd jedziemy? - mruknąłem i obróciłem się w stronę chłopaków.
- Tata ma dom, tuż nad oceanem... - powiedział nieśmiało Frank i spuścił głowę. - Będziemy się jeszcze gdzieś zatrzymywać? - spytał i popatrzył na Louis'a. Sam nie wiem, czemu w jego oczach dostrzegłem obrzydzenie i złość.
- Nie. - warknął. - Każda sekunda jest na wagę złota! - dodał. Był nie w humorze, przez co wyżywał się na nas. Tylko czemu w takich momentach nie pamięta tego, jak sam zachowywał się po proszkach. Niby taki niezależny i odporny, ale to tylko pozory. Czemu nie przyzna, że to jego wina?! Bo jest tak pewny siebie, że zapomniał, co to pokora!
- Tommo, na szpilkach siedzisz, czy co? - zaśmiałem się i pokręciłem głową z rozbawienia.
- Zamknij się! - syknął z wściekłością.
- Ale o co ci chodzi? - udałem głupiego. Kątem oka zauważyłem, jak zaciska dłonie w pięści. - Nie spinaj się tak! - zacząłem chichotać.
- Co ci tak wesoło, co?! - krzyknął i odwrócił się do mnie.
- Śmieję się z ciebie, idioto! - przegiąłem?
- Odszczekaj to! - krzyknął i uderzył w drzwi.
- A, jak nie to co?! - również podniosłem głos i przymrużyłem oczy.
- Ja cię zabiję! - krzyknął i wyciągnął pistolet. Nie panował nad sobą. Widać było to na pierwszy rzut oka.
- Zgrywasz takiego cwanego?! Szkoda, że taki nie byłeś, jak zabijali ci siostrę! - syknąłem i dopiero po tych słowach zorientowałem się, co najlepszego powiedziałem. Spojrzał na mnie z szaleństwem i furią. - Lou, ja nie... - zacząłem.
- Nie odzywaj się gnoju! - warknął. I znowu schodzi na poziom kompletnie niewrażliwego drania.  - I pamiętaj, że póki żyję, podlegasz mi! I radzę ci się mnie słuchać! - wydarł się najgłośniej, jak tylko potrafił i szybko odwrócił.
Ale dureń ze mnie! Lottie jest i była jego czułym puntem, a ja, jako przyjaciel nie miałem prawa o niej wspominać. Do tej pory unikał jej tematu, jak ognia, ale pojawienie się Elizabeth, źle wpłynęło na nas wszystkich. Nie powinien pękać. Nie teraz. A póki co wszystko się psuje!







~Louis~

Cały gotowałem się ze złości. Malik przegiął i dobrze o tym wiedział. Nie zrobiłem nic, aby uratować Lottie. Mogłem ją obronić, ale tylko stałem i patrzyłem. Gdyby nie moja głupota, wciąż byłaby wśród nas. Wciąż mogłaby spotykać się ze znajomymi. Grywać na ukochanym fortepianie, biegać o wschodzie słońca i pływać w pobliskim jeziorze o jego zachodzie.
A ja jej to odebrałem. Ułamek sekundy.
Jeden wystrzał i śmierć.
Jeden wystrzał i lata obwiniania się.
Jeden wystrzał i ciągłe tułanie się po świecie.
Jeden wystrzał i uodpornienie się na ból i cierpienie.
Jeden wystrzał i zepchnięcie jej pod ziemię w drewnianej trumnie.
Jeden wystrzał i... będzie po niej..., ale nie mogę jej tego zrobić. Nie mogę pozwolić na to, by umarła tak, jak Lotts. Ale i nie mogę pozwolić sobie na jakiekolwiek uczucia. Zgubiłoby to i mnie, i chłopaków! Czy ona tego nie rozumie.
"Musisz ją zabić! Niech cierpi!" - tak wiem, ale nie mogę...
"Nie zabijaj jej! Zasługuje na szczęśliwe życie!" - nie! Zasługuje tylko i wyłącznie na śmierć! Pełen byłem sprzecznych emocji, miotających mną. Ale wiedziałem jedno: tak źle, i tak niedobrze! Może po prostu sama umrze, z wycieńczenia, głodu i cierpienia? Albo Nick ją dobije... Nie! Tylko nie on! Każdy, ale nie on....



*RETROSPEKCJA*

"Szatyn skręcił w boczną uliczkę i wszedł na opuszczony cmentarz.
- Nareszcie jesteś! - usłyszał za swoimi plecami. Gordon nigdy nie lubił czekać, a jego goryle tylko czekały, żeby połamać Tomlinson'owi kręgosłup.
- Miałem dużo spraw do załatwienia... - mruknął, po czym ruszyli w głąb. Szli, pomiędzy zniszczonymi i nieodwiedzanymi nagrobkami. - Przejdźmy do rzeczy! - powiedział chłopak i oparł się o kamienną tablicę.
- Trzymaj! - mężczyzna rzucił mu kilka worków i opakowań. - Kosisz dwa razy więcej. Masz tydzień! - dodał.
- To wszystko? - pyta sarkastycznie Louis.
- Właściwie mam jedno ostrzeżenie... - syknął, a napakowani mężczyźni podeszli bliżej niego. - Jeszcze raz spotkasz się z tą smarkulą, i przez to się spóźnisz, zabiję ją i całą twoją rodzinę! - powiedział z surowością.
- Nie mam rodziny! - starał się zgrywać obojętnego, ale jego serce przyśpieszyło niekontrolowanie.
- Louis? - obydwoje usłyszeli w tym samym momencie cichy szept.
- Lottie? - wyrwało się przerażonemu chłopakowi. - Idź sobie stąd! Szybko! - krzyczy.
Potem wszystko dzieje się, jakby w przyśpieszonym tempie.
- Była umowa, a ona ją złamała! - warknął Nick. - Należy się jej kara! - wyjął broń zza paska od spodni i wycelował w wystraszoną i zdezorientowaną nastolatkę.
- Nie, proszę nie! - krzyknął rozpaczliwie szatyn i chciał podbiec do mężczyzny, ale ochroniarze mężczyzny złapali go i nie pozwolili mu się ruszyć. - Lottie! Uciekaj! - wrzasnął i w tamtym momencie rozległ się strzał. - Lottie! - pełen boleści krzyk przeszył powietrze. Nieruchome ciało dziewczyny z łoskotem upadło na ziemię. Gordon i jego pomocnicy odeszli, jak gdyby nigdy nic.
Zapłakany chłopak podbiegł do siostry i wziął jej martwe ciało na ręce.
- Nie, nie, proszę nie! - jęczał, a łzy niekontrolowanie lały się po jego policzkach. - Obiecałem, że będę cię chronił! Nie umieraj, błagam! - łkał. Czy niebo wtedy czuło to co on? Być może.... Już po chwili z nieba lunął straszny deszcz.
Ale kto by się dziwił? Lottie była wspaniałą, wiecznie roześmianą dziewczyną. Kochali ją wszyscy, z którymi kiedykolwiek przebywała. Zawsze służyła dobrą radą. Każdemu chętnie pomagała. Nigdy nie krzyczała. Wiecznie spokojna. Wszystkim wybaczała.
Ból, jaki wtedy odczuwał był nie do opisania. Czuł się tak, jakby cząstka jego odeszła wraz z nastolatką. Pustka ogarnęła jego umysł, a drętwota ciało.
- Zabiję go! - szepnął, jakby miała to być tylko ich tajemnica. - Obiecuję!

*KONIEC RETROSPEKCJI*



Schowałem twarz w dłoniach i zacząłem głęboko oddychać. Czasem nawiedzała mnie myśl, że Elizabeth to Lottie, która postanowiła do mnie wrócić. Są takie podobne, a za razem takie różne. Jedna jest rozpieszczona, druga wychowana w biedzie. Pierwsza - ma cięty język, druga - nigdy nie powie o nikim złego słowa. Obie znaczą dla mnie wiele... Zaraz, zaraz, co?! Elizabeth nie znaczy dla mnie absolutnie nic! Czemu o tym pomyślałem?! To wredna gówniara! Nie to co Lotts.
Ona jest wredna, niedostępna i chamska.
Charlotte to jej przeciwieństwo: miła, otwarta i serdeczna!
A, więc podsumowując: Lottie dobre ziarenko nadziei, Lizzie - żyje gasnącą nadzieją. Lottie - pomaga wszystkim, Lizzie - jako ta samolubna i chamska, nie pomaga nikomu. Lottie - jedyna w swoim rodzaju, Lizzie - szara i przeciętna...
A, jednak! Obie piękne i nieznające swojej wartości. Obie mi wybaczyły. Obie dzielnie znoszą swój los. Obie szczere i prawdziwe. Obie kocham, ale inną miłością... Braterska i nierozerwalna miłość konta toksyczna, niepewna i skarżona? I czy ja w ogóle potrafię kochać?

Nie..., już nie... Wybacz, Elizabeth... Nadal będziesz cierpieć! Ktoś taki, jak Louis Tomlinson nie potrafi kochać....








~Elizabeth~

Obudziły mnie promienie słoneczne, wpadające przez otwarte okno. Powoli się podniosłam. Nadal kręciło mi się w głowie, i nadal bałam się wczorajszego wieczoru, ale nieustępliwy ból głowy i nudności minęły. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w jakimś zwyczajnym pokoju? Z łóżkiem? Nowoczesnym i zupełnie nie przypominającym tego, w którym byłam wcześniej.
Chwiejnym krokiem podeszłam do okna. Widok, jaki przez nie zobaczyłam, sprawił, że miałam w głowie jeszcze większy mętlik niż przed kilkoma sekundami. Złocisty piasek błyszczący w słońcu? Czysty, turkusowy ocean? Ludzie? Nie, nie było tam ludzi. Czemu nikogo nie było?
I wtedy mnie olśniło. Możesz im uciec, El! Otwarte okno, to idealne drzwi do domu! Twojego, bezpiecznego, ale znienawidzonego - domu! Uciekniesz im i będziesz wolna. Przełożyłam na parapet najpierw jedną, potem drugą nogę. A co było najlepsze? Byłam na parterze. Skoczyłam. Zamknęłam oczy, przygotowując się na spotkanie ziemią, ale nic takiego nie nastąpiło! Przecież nie mogłam lewitować!
Niepewnie uchyliłam powieki i zorientowałam się, że znajduję się na rękach u tego samego chłopaka, który był z tamtym mężczyzną na lotnisku. On mi wtedy pomógł. Podał pomocną dłoń... Dosłownie!
- Jeśli jeszcze kiedyś będziesz chciała skakać z któregoś okna, daj znać! - uśmiechnął się lekko.
- Możesz.Mnie.Postawić.?! - wysyczałam twardo przez zaciśnięte zęby. Nieznajomy lekko się zarumienił i puścił mnie. Był słodki....
Co zrobiłam zaraz, kiedy dotknęłam stopami miękkiej, zielonej trawy? Zerwałam się do biegu. Przecież gdzieś tu musi być wyjście. Słyszałam, że powoli ruszył za mną. Ruszył. Nie gonił... Nie gonił?!
- Jeśli planujesz ucieczkę, wiedz, że cały ten dom, a w szczególności ogrodzenie znajduje się pod całodobową ochroną... Jeśli zaczniesz szarpać za klamkę, porazi cię prąd! - zaśmiał się, kiedy gwałtownie ją puściłam.
- Nie mam pewności, że nie kłamiesz... - mruknęłam nieufnie.
- Jeśli chcesz poczuć się, jak potraktowana paralizatorem, proszę bardzo! - głową wskazał na bramkę. Chwyciłam ją, a po kilku sekundach puściłam ją zawiedziona.
- Mogę uciec górą! - wskazałam na wysokie ogrodzenie i zrobiłam dumną minę.
- Jasne, Tarzanie! Powodzenia! - przechylił głowę, rozbawiony. Ani razu nie zachował się wrednie. Może odrobinkę sarkastycznie, ale na pewno nie wrednie! Był taki... inny od nich wszystkich. Wydawał się delikatny, sympatyczny..., normalny! Tacy są najgorsi!
- To co mam robić? - westchnęłam cicho i popatrzyłam na niego.
- Polecałbym wrócenie do środka. Zrobiłem ci śniadanie... Musisz być głodna, co? - powiedział, niczym kelner w wykwintnej restauracji. Niechętnie pokiwałam głową.

(...)

- Dobre? - zapytał, kiedy ugryzłam pierwszy kęs. Wyglądał, jakby naprawdę zależało mu na mojej opinii. Śmieszne i tyle!
- Nawet nie zdążyłam pogryźć... - powiedziałam zażenowana.
- Dobre? - ponowił swoje pytanie, kiedy skończyłam przeżuwać kawałeczek kanapki.
- Yhy... - szepnęłam. - Jest dobre, ale nie jestem głodna, dziękuję... - odsunęłam talerz. Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem, jakby smutnym?
- Wypij chociaż herbatę... - westchnął i usiadł naprzeciwko mnie na krześle barowym.
- Za słodka! - mruknęłam, kiedy popatrzyłam na ciemnobrązowy napój.
- Anoreksja to choroba psychiczna, ją się leczy! - wypalił w pewnym momencie, nie patrząc na mnie.
- C- co? - zająknęłam się zdziwiona i głośno przełknęłam ślinę.
- Elizabeth, kogo ty chcesz oszukać? - zapytał. - Nas? Siostrę? Przyjaciół, czy samą siebie? - zaczął.
- Nie wiem, o czym mówisz! - chciałam wstać, ale zatrzymał mnie jego głos:
- Rozmawiałem z twoją siostrą. Wiem wszystko to, czego nie wiedzą ci durnie. Nie chcę ci zrobić krzywdy! Uwierz mi! Niby też w tym wszystkim siedzę, ale nie z wyboru! - wyszeptał z błaganiem w głosie.
- Dlaczego mam ci ufać? - spytałam. - Bo chcę ci pomóc! - podniósł swój wzrok i wpatrywał się we mnie swoimi piwnymi tęczówkami. - Nie pozwolę im was zabić!
- Nas? - wolałam tego nie wiedzieć.
- Uprowadzili Rose... - wymamrotał. - Ja... Naprawę nie mogłem nic zrobić. Ale wam pomogę. Nawet gdybym musiał przypłacić za to życiem, Li... - uciął. - ... Elizabeth! - poprawił się.
- Nie wierzę ci! Wszyscy jesteście tacy sami! - niechciane łzy napłynęły do moich oczu.
- Nie musisz mi wierzyć! Ja i tak ci pomogę! Zwyzywaj mnie, jak chcesz! Nie robi to na mnie wrażenia. Wystarczająco długo mną pomiatali! - szepnął, i sprawił, że popatrzyłam na niego, jak na ducha.
- Dlaczego pomiatali? - zapytałam.
- Nieważne! - pokręcił głową. - Mam coś, co powinno ci pozwolić pamiętać o domu... - podał mi naszyjnik, którego zawieszka się otwierała. Były tam wspólne zdjęcie moje z Carrie, Sophie, Rose oraz Niall'a. - Proszę cię. Nie ufaj mu. Nie zasłużył na to... - podszedł i zapiął mi go.
- Ty go znasz? - spytałam, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych.
- Tak, ale to długa historia! - odskoczył ode mnie, jak poparzony, kiedy moi oprawcy weszli do salonu. - Cześć! - powiedział i szybko wyszedł. Schowałam naszyjnik pod bluzkę i patrzyłam na nich zdziwiona.
- Lepiej, żebyś nic nie ukrywała, bo ci się to nie opłaci... - mruknął Louis i popatrzył na mnie przenikliwie. Lekko pokiwałam głową.
"Ukrywam więcej, niż ci się wydaje!" - pomyślałam i obróciłam się z powrotem w stronę kuchni.









"Nadzieja przychodzi do człowieka wraz z dru­gim człowiekiem."

                                               Alighieri Dante






I właśnie tym oto rozdziałem rozpoczynamy nasz dzień z blogiem miśki:D
A tak w ogóle, hej:)
Co do nowego rozdziału..., wątpię, że pojawi się dzisiaj, ale może zaskoczę samą siebie?:) Nie, pewnie nie:(
No, ale mam nadzieję, że nie opuścicie mnie, przez ten cały dzień:D Czekają was jeszcze wyniki konkursu, Nominacja LBA i cały czas będę odpowiadać na wasze pytania:D Normalnie z wami rozmawiać:)
Więcej informacji w poście: "Dzień z Blogiem":D
Jeśli o komentarze chodzi, to zawiodłam się na was:( Ale może zrobicie mi niespodziankę, bo w końcu mam imieniny?*.*
To..., do wyników konkursu i w ogóle:) Tylko piszcie do mnie:P
Do napisania,
Natka99<3

(P.S. Notka wyjątkowo taka krótka:) I tak ich nie czyta:()


piątek, 25 lipca 2014

Dzień z blogiem!

Hej, miśki!
Dzisiaj mam dla was ważną informację związaną z moim blogiem.
27 lipca, tzn. w moje imieniny urządzam: "Dzień z blogiem":D

Na czym on będzie polegał?
Na dodaniu wyników konkursu, rozdziałów (14 i 15) oraz nominacji LBA. Przez cały dzień będziecie mogli się ze mną kontaktować przez:
- e-maila: natka99.blogerka@gazeta.pl
- ask'a: Natkaaa_99
- GG: 3244668
- oraz na blogu:)

Przez cały dzień będę odpowiadać na wasze pytania i z wami rozmawiać. Nawet na blogu. Pytajcie o co chcecie:) Nie gryzę:P

W jakiej kolejności wszystko się pojawi?
* 8:00 - Start/ Rozdział 14
* 12:00 - Wyniki konkursu
* 15:00 - Nominacja LBA
* Godzina bliżej nieokreślona - Rozdział 15 (jeśli będziecie aktywnie brali w tym udział)

Piszcie w komentarzach, co sądzicie o tym pomyśle:D
Do napisania,
Natka99<3

sobota, 12 lipca 2014

13: "Jemu nie da się udowodnić winy!"

Hejo!:* Chciałabym was zachęcić do głosowania w konkursie na blog miesiąca: Lipiec na http://spisfanfiction.blogspot.com:) To dla mnie bardzo ważne, miśki:*
+ Dziękuję za wszystkie komentarze pod 12!:D Niektóre po prostu mnie zagięły! Mój tata się z nich śmiał!:D (38 komentarzy = nowy rozdział:D Tak, dla utrudnienia:P)


Miłego czytania:)




~Zayn~

Wyszedłem z pokoju blondynki i podszedłem do chłopaka siedzącego na kanapie.
- Może być?! - syknąłem. - Łyknęła tą bajeczkę?! - dodałem. Widok tej niewinnej, zapłakanej dziewczyny, naprawdę nie był czymś, co chciałem widzieć.
- Tak, myślę, że tak! - szatyn wstał i wziął broń z blatu.
- Po co nam to?! - zapytałem. Tak naprawdę nie rozumiałem planu Louis'a. Kazał nam tylko wmówić Rosalie, że Elizabeth nie żyje. Jaki miało mieć to cel? Tym już się z nami nie podzielił.
- Wiesz, że ogarniam z tego, tyle co ty, a nawet mniej! - mruknął, podrzucając pistolet w dłoni.
- Strzel sobie w stopę, zobaczymy, kto wtedy będzie taki mądry i ci pomoże! - zaśmiałem się, na co zmroził mnie wzrokiem. - Dobrze wiesz, że gdybyś tylko chciał, mógłbyś być liderem w innym odłamie tego gangu..., a nawet w tym! - powiedziałem, uważnie go obserwując. - Czemu odmówiłeś?!
- A czemu by nie?! - prychnął. - To moje życie! Po co się wysilać, skoro nie jest to konieczne?! - syknął. - To tylko strata czasu! - usiadł na krześle barowym i nalał sobie do szklanki, sporą ilość whisky.
- To czemu nadal go tu marnujesz?! - wściekłem się. Styles był diabłem w całej swojej okazałości i nigdy nie zdołałby mi wmówić, że jest inaczej.
- Bo jesteście moimi kumplami! - warknął i mocniej zacisnął rękę na naczyniu. Jeszcze chwila i gotowe było pęknąć. - I lubię tą robotę! - upił łyk brązowej cieczy, po czym rozejrzał się dookoła. - Tylko denerwuje mnie to, że wciąż musimy uciekać! Ukrywać się w tych ruderach! Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym pojechać do Vegas! Ale nie mogę! Czemu?! Bo porwaliśmy tą idiotkę i ściga nas policja! - krzyknął, a przedmiot pękł w jego ręce, rozsypując się po podłodze. Przeklął pod nosem, kiedy zauważył krew spływającą po nadgarstku.
- Uspokój się! Plan Tomlinson'a jest naprawdę dobry! Nawet, jeśli teraz ukrywamy się po różnych ruderach, to dostaniemy za to masę szajsu! - syknąłem. - Poza tym, ta rezydencja w L.A., kosztowała Nick'a, na pewno więcej niż do tej pory zgarnęliśmy! - dodałem, pod wpływem zdenerwowania, zrzucając z półki szary, zniszczony wazon. - Więc zawsze możesz odejść i pozwolić się zapuszkować! - wziąłem nóż z szafki i rzuciłem w nim o ścianę. Ot! Taka forma rozrywki.
- Wrzuć na luz! - zaśmiał się pogardliwie Harry. - Idziemy stąd? - zapytał mnie i oparł się o ścianę, wyczekując mojej reakcji.
- A co z dziewczyną?! - to było oczywiste, że nie zostawimy jej samej!
- A co z dziewczyną?! - przedrzeźnił mnie. - A od czego mamy Frank'a? - parsknął śmiechem, widząc szatyna, który wszedł do pomieszczenia. - Nara! - krzyknął w stronę chłopaka i wyszedł.
- Ta, cześć! - obrzuciłem go chłodnym spojrzeniem i podążyłem śladami Hazzy. - Co teraz? - zapytałem, wsiadając do samochodu.
- Jak to: "co"?! Jedziemy do reszty i mówimy, jak się sprawy układają... - westchnął. - Czemu mam przeczucie, że coś się dzieje, a nas nie ma tam, gdzie powinniśmy być? - to pytanie mnie zdziwiło. Proszę, niech Styles, ten jeden raz nie ma racji!




~Frank~
Zdezorientowany i zrezygnowany usiadłem w salonie. Dlaczego zawsze mi dostawały się najgorsze zadania?! Frank, stój na czatach! Frank, namierz najsłynniejszy gang we Francji! Frank, pilnuj tej blondynki!
Okej, nie chciałem siedzieć w tym bagnie, ale skoro już tu jestem, to jako syn przywódcy, powinienem mieć specjalne przywileje! A, oni co?! Traktują mnie, jak piąte koło u wozu, które tylko zawadza!
Usłyszałem cichy, ale przepełniony boleścią płacz. Denerwujący płacz. Zniecierpliwiony poderwałem się i wszedłem do pomieszczenia, w którym obecnie przebywała, niejaka Rosalie Carter. Już miałem krzyknąć, żeby się zamknęła, ale widok jaki tam zastałem, skruszył moje zatwardziałe serce.
- Wszystko w porządku? - spytałem niepewnie i zbliżyłem się do niej. Dziewczyna uniosła swoje, pełne łez spojrzenie na mnie i czekała, na jakąkolwiek reakcję z mojej strony.
- Kim jesteś? - szepnęła i oplotła dłońmi, nogi, które wcześniej podkuliła pod brodę.
- Mam na imię F.... - zacząłem, ale w porę zdążyłem ugryźć się w język. - Chyba nie mogę ci zdradzić takich informacji... Mogłabyś to wykorzystać przeciwko nam! - mruknąłem i stanąłem naprzeciwko niej.
- Oczywiście! - prychnęła pod nosem. - Wszyscy jesteście tacy sami! - krzyknęła z goryczą w głosie.
- To nie tak! - westchnąłem, siadając obok. - Każdy z nas jest inny, każdy ma inna historię! Nasze umysły i serca, przepełnione są sprzecznymi uczuciami! Nie sądź po pozorach! - spojrzałem przed siebie.
- A po czym? - zapytała, szukając czegoś, co sam próbowałem wypatrzyć. - Jesteście tacy sami! Zabijacie, krzywdzicie, porywacie, kradniecie! - zaczęła wymieniać.
- Nic nie wiesz! - syknąłem.
- Doprawdy?! - prychnęła z kpiną. - Czyli wcale nie chcecie mnie zabić? - mruknęła.
- Ja nie.... To, co oni zamierzają, to nie moja sprawa! - wydusiłem.
- To żałosne! Ty jesteś żałosny! - warknęła. - I do tego, kłamiesz!
- Nie masz prawa mówić mi, jaki jestem, a jaki mam być! - krzyknąłem i uderzyłem pięścią w ścianę. Miałem słabe nerwy. - Nigdy w życiu, nikogo nie zabiłem i nie skrzywdziłem.! Jestem tu, bo muszę!
- J- jak to? - wyjąkała cicho.
- Mój ojciec kieruje tym wszystkim! Nie miałem wyboru, dotyczącego tego, kim chcę być! - powiedziałem głosem, przepełnionym bólem.
- Czemu się nie postawisz? - spytała.
- Dobre pytanie! - po tych słowach, zapadła między nami cisza. Nie chciałem jej opowiadać wszystkiego. Zawsze mogła to wykorzystać przeciwko mnie. - Ta dziewczyna... - zacząłem niepewnie. - ... ta Elizabeth..., to twoja siostra prawda?
- Co za różnica?! I tak nie żyje! - szepnęła, a ja zacząłem się zastanawiać.
Jak to nie żyje? Przecież dopiero była z tym idiotą na wyścigach! Oni coś kręcą i nie podoba mi się to!
- Opowiedz mi coś o niej. - poprosiłem i spojrzałem na przygnębioną blondynkę.
- Po co? - w jej głosie dało się wyczuć podejrzliwość i nieufność. - Chcecie to wykorzystać przeciwko niej, prawda?
- Podsłuchaj! - mruknąłem. - Muszę tu siedzieć i cię pilnować, a nie mam nic lepszego do roboty! Nie będę się podlizywał tym durniom! Po prostu chcę posłuchać, o niej czegoś. To raczej nie jest zabronione! - zaśmiałem się.
- Chyba nie... - powiedziała niepewnie. - Ale co mam ci o niej powiedzieć?
- Najlepiej wszystko! - wzruszyłem ramionami. - Wydawała się taka inna... Niedostępna.... - zamyśliłem się.
- Bo ona jest inna! - rozpoczęła swoją wypowiedź. - Miała w przeszłości dużo problemów i tego skutki są widoczne teraz!
- To znaczy? - spytałem.
- Była prześladowana przez znajomych z jej szkoły, popadła przez to w anoreksję, okaleczała się. Później rodzice zlitowali się i załatwili jej sesje u psychologa. Ale to naprawdę była ostateczność! Ona nie dawała rady! Bolało ją to całe "życie". Nie potrafiła unieść złości ich wszystkich. - wstrzymała oddech, chcąc zatrzymać łzy, które ponownie wezbrały w jej oczach. - I, kiedy wydawało się, że dzięki niemu wyszła na prostą... - znów ucięła, namyślając się nad doborem właściwym słów. - ... on..., zostawił ją! - Rose wybuchła płaczem. - I zniszczył wszystko, co udało mu się odbudować! Załamała się! Nie pozwalała nikomu do siebie dotrzeć! Wróciła do żyletki, zapominając o bożym świecie! - łkała. - A potem ją porwaliście. Zapewne biliście. Aż w końcu odeszła i jest szczęśliwa.... - uderzyła swoją małą piąstką w swoją nogę i jęknęła z bólu. - Dlaczego ona?
- Czasem tak musi być... - wyszeptałem ze smutkiem. - Los płata nam figle, ale wszystko ma jakiś ukryty sens! Wszystko! - po wypowiedzeniu tych słów, po prostu przytuliłem jej zmarznięte ciało do siebie. - Nie płacz! - kciukiem otarłem jej mokre policzki.
- Ona miała tą głupią szansę na normalne życie, rozumiesz?! A jeden, nic nie warty "przyjaciel" to zniszczył. - wykreśliła w powietrzu cudzysłów.
- Jak się nazywał ten chłopak? - spytałem niepewnie. Byłem wściekły. Jak można być takim bezuczuciowym draniem. No, jak?!
- Niall, Niall Horan... - pociągnęła nosem.
Zabiję cię, Niall'u Horan'ie!
~Carrie~
- Ani śladu, po obydwu dziewczynach! - usłyszałam głos policjanta, dobiegający z kuchni. - Nie wiemy, co stało się z Liam'em! Przypuszczamy, że został napadnięty, ale to nic pewnego! - prychnęłam pod nosem i spojrzałam na śpiącą Sophie. W sumie..., nie dziwię się, że zasnęła. Jest już dobrze, po pierwszej w nocy.... Podziwiam tych mężczyzn, którzy potrafią szukać po nocach kogoś im obcego. To się nazywa poświęcenie!
- Chodź, Carrie! - westchnęła pani Carter. Leniwie uniosłam swoje ciężkie powieki i wstałam. - Pomożesz nam w przeszukaniu ich pokoi. Może tam są jakieś ślady mówiące o tym, że ktoś planował całe to wydarzenie.... - w jej głosie, słyszalna była nadzieja, ale kiedy pokręciła głową, wiadome było, że i ona traci ją.
- Czy jeszcze kiedyś je zobaczymy... - zaczęłam. - ... żywe? - popatrzyłam na zmęczonego i zrezygnowanego policjanta i dopiero teraz coś do mnie dotarło.
Szukanie ich dwóch, to jak próba znalezienia igieł w stogu siana. Niemożliwe! Mogą być teraz wszędzie! Żywe, lub co najgorsze - martwe! Nie mamy pewności, co się z nimi dzieje. W jakim są stanie! Obie mogą być przecież, gdzie indziej.
- Ustaliliśmy już, że porwał je ten sam gang, który grasował w Mullingar. Sprawy morderstw ucichły, dlatego wiemy, że się wynieśli! - moje przemyślenia przerwał funkcjonariusz. - Nie mamy stuprocentowej pewności, co do tego, kto do niego należy i, który z jego odłamów ją porwał, jednakże udało nam się ustalić, że "szefem" jest niejaki Nick Gordon. Człowiek, który nie zna słowa: Nie! Wielokrotnie siedział w więzieniu, ale zawsze udawało mu się uciec! Skazywany przede wszystkim za brutalne morderstwa... - przerwał i oczekiwał naszej reakcji. Kiedy zrozumiał, że raczej niewiele rozumiemy, wyciągnął zdjęcie i podał je mi. - Podejrzany jest również Louis Tomlinson! To nieoficjalne, ale przypuszczamy, że także należy do tej "szajki", do najgroźniejszej i najbardziej porywczej z grup. Siedział w więźniu kilka lat, ale jedynie za handel narkotykami. Pyskaty i denerwujący gówniarz! Policjanci go nie znoszą! Jest uciążliwy i sprytny. Nigdy nie udaje mu się udowodnić żadnej winy! - westchnął. - Ten mężczyzna jest, jak duch! Raz pojawia się, innym razem znika!
- Skąd przypuszczenie, że to właśnie on? - spytałam i wzięłam do niego fotografię Tomlinson'a.
- Jak już mówiłem: jemu nie da się udowodnić winy! Ale na drodze, na której porwano Elizabeth, leżały słuchawki należące do niej. Tak powiedziała jej siostra. Zbadaliśmy odciski palców, były one łudząco podobne do jego, jednak zostały zamazane i nie możemy dokładnie tego określić! Lepsze to, niż nic... - powiedział twardo i ruszył na górę. Jeszcze raz przyglądnęłam się obrazkowi. Ten cały gangster..., wydawał się być przystojny i zupełnie nieszkodliwy!
- Carrie, idziesz? - pogoniła mnie pani Carter.
- T- tak, tak... - potrząsnęłam głową. Ten chłopak mi kogoś przypominał, tylko jeszcze nie pamiętam, kogo....

*RETROSPEKCJA*
"Cztery dziewczyny siedziały na ławce przed szkołą i rozmawiały. Dzień, jak co dzień. Po chwili wszystkie wybuchły głośnym śmiechem, oprócz jednej. Zdawało się, że nie rozumiała zachowania przyjaciółek.
Kiedy zdążyły się uspokoić, dostrzegły zadumę, na jej twarzy.
- Hej! - Sophie uśmiechnęła się i szturchnęła ją ramieniem. - Będzie dobrze! On nie był ciebie wart! - przytuliła dziewczynę, ale niewiele to pomogło.
- Co wy na to, żebyśmy poszły na gorącą czekoladę? - rozmarzyła się blondynka.
 -Tak, a potem nawet w dresy się nie wciśniesz! - roześmiała się Carrie, ale jej myśli zajmowało coś zupełnie innego. Niepokoiło ją zachowanie Lizzie. Wtedy, kiedy był przy nich Niall, była też radość. Radość, która skończyła się wraz z jego odejściem. - No coś ty taka smętna? - spytała szatynkę, która jedynie wzruszyła ramionami.
- Nie macie czasem wrażenia, że ktoś was obserwuje? - szepnęła nieśmiało.
- Niee... - westchnęła Carrie, ale wszystkie, jak na zawołanie obróciły się i wypatrywały człowieka, o którym mówiła El.
- Nikogo tu ni... - krzyknęła Soph, ale przyjaciółka natychmiast zakryła jej usta - dłonią.
- Patrzcie tam... - szepnęła przestraszona brunetka. Nie wierzyła, że jej przyjaciółka mogła mówić prawdę! Czasem naprawdę zdarzało jej się bredzić! Ale to była szczera prawda. I to najbardziej przerażało.
Stał tam. Nie wiadomo, jak długo. Nie wiadomo, ile usłyszał. Nie wiadomo, kim był.
Ubrany w czarne, przetarte spodnie i tego samego koloru, przylegającą do ciała koszulkę, która idealnie uwydatniała jego dobrze zbudowaną posturę. Na stopach miał zwykłe, przetarte trampki, a w dłoni zapalonego papierosa.
- Boję się go... - pisnęła Sophie.
- Jest przystojny... - stwierdziła Car. Jak niemądra była, kiedy wypowiadała te słowa! Gdyby tylko wiedziała, kim on jest!
- Jest głupi! - skwitowała głośno Liz. Może zbyt głośno. Odepchnął się od murku i skierował w ich stronę. Wszystkie trzy dziewczyny, przełknęły głośno ślinę. Czwarta nie. Jej to było całkowicie obojętne. Bo jaki sens miał fakt, czy zginie przez własną lekkomyślność, czy z ręki obcego?
- Słońce... - stanął centralnie za nią i oparł się o poręcz ławki. Czuła mocny zapach jego perfum, pomieszany z dymem papierosowym. Dziewczyny z piskiem zaczęły uciekać, i dopiero kiedy znalazły się w bezpiecznej odległości od niego, były w stanie obserwować całą sytuację. - ... naprawdę nie kuś losu. - wymruczał do jej ucha. Elizabeth niewzruszona siedziała, trzymając w dłoniach swój plecak.
- Chcesz pieniędzy? - szepnęła. Nie odważyła się odezwać głośniej. - Nie mam ich...
- Nie rozśmieszaj mnie! - zaśmiał się tajemniczo. - Gdybym chciał od ciebie pieniędzy, już dawno bym je sobie wziął! Nie miałabyś nic do gadania! - chciała się obrócić, ale zdecydowanym ruchem przytrzymał jej ramię.
- To czego chcesz?! - warknęła, ale tym razem, ze znacznie mniejszą pewnością siebie, niż poprzednio.
- Chcę ciebie, Elizabeth... - czuła, że się uśmiechnął.
- S- skąd znasz moje imię? - wyjąkała. Strach zawładnął jej organizmem i powoli, dało się to zauważyć. Jemu to się tylko podobało. Bała się go. Tak, jak to sobie zaplanował!
- Ja wiem wszystko, o wszystkich! - szepnął i ustami musnął płatek jej ucha. Chciała odskoczyć, ale to sprawiło, że tylko zacieśnił uścisk.
- O mnie, nie! - broniła się. On tylko pokręcił głową, na jej głupotę.
- Pamiętaj, Lizzie! - prychnął pod nosem. - Ja zawsze dostaję to, co chcę! - wstał. - I pilnuj się. Chyba nie chcesz, żeby stała ci się krzywda, prawda?! - syknął i gwałtownie ją puścił. Potem tak zwyczajnie sobie poszedł!"
*KONIEC RETROSPEKCJI*
Już wiem, skąd go znam!
Nie dobrze, bardzo niedobrze! Bo przypuszczenia policjanta mogą stać się prawdą! Ba! Nie stać, tylko być! Jeśli to on uprowadził Liz... Nawet nie chcę myśleć, co mógł jej zrobić! Jedno jest pewne: muszę dowiedzieć się o tym człowieku, jak najwięcej. Od tego zależy moje życie!
- Przepraszam! - krzyknęłam w stronę policjanta. - Czy mogę dostać więcej informacji o tym Tomlinson'ie? - zapytałam.
- Jeśli ci to w jakikolwiek sposób pomoże... - mruknął mężczyzna i podszedł do swojej torby, z której wyjął dość grubą teczkę. - Proszę! - powiedział, kiedy mi ją podał.
- Dziękuję.... - uśmiechnęłam się, po czym udałam do salonu. Usadowiłam się wygodnie, rozpoczynając lekturę.
Pierwszy był wycinkiem z jakiejś gazety z 2012 roku:
"Dnia 26.06.2012r., brytyjski diler narkotykowy,
Louis Tomlinson, został złapany przez nowojorską policję.
Obecnie przebywa w więzieniu na obrzeżach Chicago(...)"
Ze względu na to, że ta notka nie zawierała informacji, które potrzebowała, odłożyłam ją na bok. Wertowałam kartki, mówiące niemalże o tym samym.
- Nie znajdziesz tu wiele informacji o nim. Ten człowiek, to chodząca zagadka! - powiedział policjant, siadając naprzeciwko mnie. - Tak w ogóle, to po co ci to? - zaciekawił się.
- Bo wydaje mi się, że wiem coś, co może wam pomóc. Ale muszę być pewna! - szepnęłam i wróciłam do lektury.
Nie było tam nic ciekawego. Miałam już to zostawić i zrezygnować, aż nagle zobaczyłam tajne akta policyjne.
- Mogę to przeczytać? - spytałam niewinnie.
- Jasne! Jeśli ci to pomoże! - mruknął i obrócił się tak, aby widzieć włączony telewizor.
Popatrzyłam na plik spiętych kartek. To był mój klucz do sukcesu.
"Wszystkie informacje tu zawarte są ściśle tajne, i nie przeznaczone do jakiegokolwiek użytku.
Stanowią własność Komendy Głównej Policji w Chicago.
Nie wszystko musi być całkowicie zgodne z prawdą. Część składa się z domyśleń i poszlak(...)''
Ten napis, nieco zgasił mój zapał. Ale z drugiej strony, co mi szkodzi spróbować?
Czułam się, jak włamywacz. Miałam w rękach coś, czego nie miał nikt na świecie. To, jak obdzierać kogoś ze skóry, poznawać jego najbardziej intymne tajemnice. To wiedza, że przewyższasz kogoś, w tym co wiesz. Że jeszcze możesz wygrać!
"Imię i Nazwisko: Louis William Tomlinson, ur. 24.12.1991r. w Doncaster w Anglii.
Rodzina: Syn Gregora i Caroline Tomlinson'ów* (matka - prawnik, ojciec - urzędnik*).
Posiadał jedną siostrę*, która zginęła tragicznie zamordowana.
Historia: Miał problemy w szkole. W wieku ośmiu lat, przestał do niej uczęszczać.
Został wyrzucony z domu. Błąkał się po Anglii. Kiedy miał 13 lat, przygarnął go Nick Gordon - szef brytyjskiej mafii. Od tej pory obracał się w takim środowisku. Kiedy miał wystarczająco dużo kwalifikacji, zaczął zajmować się przemytem i handlem narkotykami. Był jednym z najlepszych i najbardziej rozchwytywanych dilerów w Europie.
Charakter: Porywczy i nieobliczalny. Miewa nieoczekiwane napady wściekłości. Mówi przez sen. Często budzi się, zlany potem i krzyczy imię swojej siostry. Potrafi dobrze udawać. Bipolarny. Inteligentny. Zawsze dobrze zorganizowany. Potrafi manipulować i szantażować ludzi. Małomówny. Cięty wobec innych. Chamski i prowokujący. Podejrzewana choroba psychiczna. Samotny.
Przewinienia: Został skazany na dwa lata pozbawienia wolności za sprzedaż narkotyków osobom nieletnim. Innych przewinień, nie udało mu się udowodnić."
(...)
Przypuszczane przewinienia: Morderstwa ze szczególnym okrucieństwem. Nachodzenie ludzi. Rozdawanie trucizn. Nielegalny handel bronią palną."
Nie sądziłam, że mogą mieć tyle informacji! Szczególnie o rodzinie tego człowieka! Przewertowałam kartki. Był tam dokładnie opisany proces przesłuchania go. Jednakże szczególnie zaniepokoił mnie dopisek końcowy:
"Większość informacji została uzyskana podczas przesłuchania. W momencie, kiedy gangster nie chciał mówić, był torturowany do momentu, w którym nie odpowiedział na zadane pytanie. Jedyną odpowiedzią, której nie udało się uzyskać, to przyczyna śmierci siostry oraz poszczególne wyżej wymienione przewinienia."
Torturowali go?! Jak można było go bić?
Podniosłam swój wzrok i dostrzegłam śpiącego policjanta. W tamtym momencie poprzysięgłam sobie jedno!
Rozgryzę cię, Louis'ie Tomlinson'ie! I dowiem się, po co była ci Elizabeth!
~Harry~ 
Wraz z mulatem wszedłem do domu. Wokół zalegała niepokojąca otoczka ciszy i bezradności. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy był półprzytomny blondyn leżący na kanapie i Liam, który chodził w kółko, gryząc czubek kciuka.
- Co tam? - mruknąłem i rzuciłem się na fotel. Zaległa między nami chwila ciszy, którą przerwał poddenerwowany szatyn:
- Czy dobrze zrobiłem, mówiąc Louis'owi, żeby zamiast znęcać się nad Niall'em, pokaleczył Elizabeth? - wypalił w pewnym momencie.
- Że co?! - krzyknąłem, powodując, że blondyn lekko podskoczył i wrócił do rzeczywistości.
- C- co się stało? - powiedział niewyraźnie i zaczął rozglądać się dookoła.
- Straciłeś przytomność... - warknął Liam. Dręczyło go poczucie winy, to było jasne. Zawsze tak się zachowywał, kiedy uważał, że jest winny jakiemuś ciągowi zdarzeń.
-Miałem dziwny sen... - szepnął Nialler. - Byłeś w nim ty i Louis. Pobiłem się z nim, o to, aby nie traktował tak Elizabeth, a potem ty powiedziałeś mu, aby bił więźnia, a nie mnie! Mam bujną wyobraźnię, co nie? - powiedział słabym głosem. Zaśmiałem się w momencie, kiedy zobaczyłem, jak Liam zbladł.
- Co ty na to, Daddy? - prychnąłem pod nosem, na co on głośno przełknął ślinę.
- J- ja? - wyjąkał. Mogę śmiało stwierdzić, że przy najbliższej okazji będzie chciał mnie zamordować własnymi rękami.
- Zaraz, zaraz... - blondyn, zmarszczył czoło. - To nie był sen, prawda? - spojrzał wyczekująco na szatyna.
- To on dalej ją bije?! - nagle coś do mnie dotarło. - Ale z was idioci! - syknąłem i poderwałem się.
Szybko pokonałem odległość dzielącą mnie, od pomieszczenia, w którym znajdowała się dziewczyna.
Odciągnąłem szatyna od wystraszonej i niewinnej szatynki, i mocno popchnąłem do tyłu. Nie byłem pewny, czy dobrze robię, ale nie mogłem pozwolić mu jej zabić!
- Nialler, daruj sobie, te chwile bohaterstwa! - mruknął Louis i podniósł się. - To żałosne! - obrócił się w moją stronę, ale nie zastał tam tego, kogo się spodziewał. Czemu? Bo zamiast Niall'a stałem tam: JA!
Zacisnąłem dłonie w pięści i podszedłem do niego. Gwałtownie szarpnąłem nim i uderzyłem o ścianę. Był zbyt pewny siebie i to go zgubiło. Teraz zdezorientowany i zdziwiony nie wiedział, co się dzieje.
- Posłuchaj mnie uważnie, bo powiem raz i więcej się nie powtórzę! - krzyknąłem, na co on prychnął. - Słyszysz?! - szarpnąłem nim.
- Bardzo śmieszne! - wydusił, ale zaraz jęknął, kiedy uderzyłem go w brzuch.
- Nieprzyjemne, co?! - warknąłem. - Teraz pomyśl sobie, co ona musiała czuć, kiedy po raz kolejny ją okaleczyłeś! - byłem wściekły. - Nie wiem, jakie masz zasady, ale ja mam kilka! Między innymi: ZAKAZ bicia jakiejkolwiek dziewczyny! Bez względu na to, jak jej nienawidzę! Zrozumiano?! - teraz nie liczyło się nic innego, oprócz dokopania mu! Nie drgnął. - Pytam, czy zrozumiałeś! - kolejny raz, przeżył bliskie spotkanie z podłogą. Widziałem, że zrobiło mu się niedobrze.
- Dość! - syknął.
- Nie zostawię cię w spokoju, dopóki nie upewnię się, czy zrozumiałeś! - podszedłem do niego i udałem, że biorę zamach. Wiedziałem, że spasował.
- Rozumiem! - wydyszał.
- No! - klasnąłem w dłonie. - Tak trudno było? - kopnąłem go w stronę wyjścia. - Jeszcze raz zobaczę, że bijesz ją, lub kogoś innego płci przeciwnej! Wtedy już nie będę taki miły! - wrzasnąłem. - A teraz zjeżdżaj! - kuśtykając wyszedł z pokoju. Jak ja lubiłem sprawiać, że ludzie się mnie bali! Czułem się wtedy taki ważny.... I tak zdaję sobie sprawę, że oberwie mi się, jak do Louis'a dojdzie, że skopałem mu tyłek. Podlegam mu, jako szefowi od zarania dziejów i nie przeszkadza mi to. Wydaje mi się, że jestem zbyt agresywny, jak na szefa, ale to tylko moja opinia....
Kucnąłem, przy roztrzęsionej dziewczynie i przyłożyłem jej rękę do czoła.
- Wszystko w porządku? - starałem się brzmieć łagodnie, ale nie gwarantuję, że tak właśnie było, bo emocje czasami biorą nade mną górę. Niepewnie kiwnęła głową i odwróciła ode mnie wzrok. - Nie bój się mnie! Nigdy bym cię nie uderzył! Masz moje słowo! - położyłem rękę na sercu, a druga uniosłem w powietrzu. Po wykonaniu tej czynności, na moją twarz wstąpił lekki uśmiech.
- Słowo porywacza i mordercy? - wydusiła, i również starała się uśmiechnąć, ale coś jej nie wyszło.
- Niee... - przeciągnąłem wyraz i parsknąłem głośnym śmiechem. - Słowo Harry'ego Styles'a! Uroczego chłopca z Holmes Chapel! - dodałem. - Co jest? - spytałem, widząc, jak kurczowo trzyma się za brzuch.
- N- nic! - wyjąkała i chciała się odsunąć, ale w porę ją złapałem. Odsunąłem jej dłoń i zobaczyłem poraniony bok, którego się złapała i za nic nie chciała puścić. - Kto ci to zrobił? - zdenerwowałem się i wyjąłem chusteczki z kieszeni.
- Nikt! - szepnęła, a do jej oczu napłynęły łzy.
- I tak ci nie wierzę! - roześmiałem się. - Wiem, że Louis! - dodałem, również szeptem, jakby to miała być nasza tajemnica. - Już wystarczająco skopałem mu tyłek, co? - spytałem i oczyściłem jej ranę, wodą, która została jej przyniesiona, zapewne dzisiaj rano. Nie odpowiedziała, ale rozumiałem, dlaczego tak się zachowywała. Daliśmy jej do tego mnóstwo powodów, a dzisiejszy dzień jest tego dobrym przykładem. - Gotowe! - powiedziałem i wstałem. - Jakbyś czegoś potrzebowała - krzycz! Masz tu wentylację, która kończy się u mnie, tak że będę słyszeć! - odwróciłem się, ale coś mnie zatrzymało. Coś, a mianowicie jej cichy szept, który zdawał się brzmieć, jak dzwoniące dzwoneczki w wiosennym ogrodzie:
- Dziękuję! - potem wyszedłem. Niby takie zwykłe słowo, ale potrafi wiele zmienić. Nie pamiętam, kiedy ostatnio je słyszałem. Ale cóż, w tym zawodzie nie ma co liczyć na wdzięczność.
"Będę cię chronił, motylku!" - pomyślałem i z uśmiechem na ustach, patrząc prosto na okno w moim pokoju, zasnąłem.

"Dwa czar­ne cha­rak­te­ry, a jak od­mien­nej barwy."

                                               Stanisław Jerzy Lec





Hej po raz drugi:P Macie tą trzynastkę:D Szczerze? Wiem, że czekaliście na Hazzę, dlatego okrutna ja..., dałam go na koniec:P Patrzcie no, jaka jestem niedobra dla moich czytelników:D A tak serio, to nie podoba mi się ten rozdział:( Pisałam go dzisiaj cały dzień i jeszcze kilka dni temu, więc jak nie dostanę szlabanu, to będzie cud:D

Ja chcę już na wakacje wyjechać!!!:) Buu;( Czemu ten czas wskazuje dopiero 12.07??:( A ja wyjeżdżam 31.07:( Załamka normalnie, szczególnie, że u mnie teraz pogoda ma wahania hormonalne!:D Jeszcze po drodze będę imieniny miała 27.07:D Moja siostra coś knuje i nie podoba mi się to:)

Czy wy też tak się cieszycie mundialem? Tak, Zayn Styles, moja bratnia duszo, z którą pisałam na ask'u:D o tobie mówię!:P
Nie no, bądźmy poważni... Ale powaga jest niezdrowa:)
Wiem, coś mi dzisiaj odbija, ale JUŻ JUTRO FINAŁ!!!:D Messi, mój mąż ma mi puchar do domu przywieźć:D
Na półfinałach, tak się bałam o to, czy Argentyna przejdzie, że nie mogłam sobie miejsca znaleźć przed telewizorem! W końcu na karnych usiadłam na dywanie i nogi podkuliłam pod brodę! Siedziałam tuż przed telewizorem:D
Ale mówię wam, to były takie emocje, że się popłakałam, a Rosie Carter (czyt. moja siostrzyczka) się ze mnie śmiała:(
Ale koniec, końców dali z siebie wszystko i są w tym finale:D
Tata nam przed pierwszą w nocy sms-a, wysłał, że super, że Argentyna w finale! Nie sądziłam, że mogę którąś drużynę kochać tak, jak Hiszpanię! Myślałam, że w nocy nie zasnę!:)
A teraz z innej beczki, to szkoda mi Neymar'a:( Bidaka sfaulowali:/ Moja siostra rozpacza:) A ja i tak wolę Messi'ego:D Wrzucę wam jakiegoś gifa mojego męża:D Łapcie:P



A teraz wyniki konkursu na najlepszy komentarz pod rozdziałem:) Szczerze, to strasznie podobają mi się komentarze niektórych anominków, ale nie wiem czyje są, więc nie mogą wygrać:( Anonimiki: PODPISUJCIE SIĘ! :)
A tutaj wygrywa, tutututu:


Klaudia (anonimek) z komentarzem:

"Louis jest w ciąży to jest fakt nie podważalny, jego huśtawka nastroi nie świadczy o niczym innym mam tylko nadzieję że ojcem okaże się El /Klaudia"

Padłam na ten tekst:D Ale wiedzcie, że wszystkie komentarze mi się bardzo podobały:D Jednak trzeba było docenić taki geniusz:)

Zapraszam do zakładki: "Kontakt":)
Dobra, już nie będę przynudzać:) I tak nikt tego nie czyta:(
Łapcie jeszcze jedna gifa z Lays'ów:* Awwww<3


Do zobaczenia,
Natka99<3