EDIT: Zostałam nominowana na Blog Miesiąca: Lipiec!:) Byłabym wdzięczna, za każdy głos:P To dla mnie bardzo ważne:) Adres stronki: http://spisfanfiction.blogspot.com
Hej, miśki!:) Dziękuję za te 30 komentarzy pod poprzednim postem:* Jesteście wspaniali!:) (35 komentarzy = next, tak na rekord:P)
+
Założyłam ask'a, na potrzeby opowiadania, więc jeśli chcecie, to wchodźcie: KLIK (Możecie tutaj zadawać pytania o nowy rozdział, do bohaterów, jak i do mnie)
+
WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!!!
~Elizabeth~
Hej, miśki!:) Dziękuję za te 30 komentarzy pod poprzednim postem:* Jesteście wspaniali!:) (35 komentarzy = next, tak na rekord:P)
+
Założyłam ask'a, na potrzeby opowiadania, więc jeśli chcecie, to wchodźcie: KLIK (Możecie tutaj zadawać pytania o nowy rozdział, do bohaterów, jak i do mnie)
+
WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!!!
~Elizabeth~
Delikatnie uniosłam się na łokciach i nasłuchiwałam, czy ktoś porusza się po całej posiadłości. Cisza. Kompletna cisza. Chociaż ostatnio, przestała mi jakoś szczególnie doskwierać. Po spokój oznaczał brak Louis'a, a to z kolei - żadnych siniaków, ran i uszczerbków na psychice. Czasami zastanawia mnie, dlaczego jest właśnie taki. Co sprawiło, że zachowuje się tak okrutnie, tak bezlitośnie. Jakby nie znał wartości ludzkiego życia. Przecież mamy je tylko jedno! I tylko naturalne czynniki mają prawo je przerwać. Nikt inny, w żadnym wypadku. Bo, jeśli nikt nie szanowałby go, to czy byłby sens dla jakiegokolwiek istnienia. Zupełnie, jakby jedna osoba miała władzę nad kilkoma innymi, z powodu groźby utraty życia? Jaki jest tego sens? Każdy może je stracić! Nikt nie jest nieśmiertelny! Tylko tak wiele osób o tym zapomina. Wymazuje ze swojej świadomości fakt, że kiedyś odejdzie z tego świata! A przecież, to niczego nie zmieni. Wręcz przeciwnie, tylko pogrąży! A śmierć w wielu przypadkach jest ulgą od cierpienia. Dlatego pozostaje mi liczyć mijające sekundy i minuty, które mnie do niej przybliżą.
Jestem ciekawa, jak będzie wyglądał świat, kiedy mnie już na nim nie będzie. Czy pozostanie taki sam, niezmieniony? Czy ktokolwiek położy choć jeden kwiat na moim grobie? Czy znajdzie się osoba, która zapłacze z tęsknoty za mną? Która posiada jakieś miłe wspomnienia ze mną? Która będzie żałować? I czy oni, będą mieli jakiekolwiek wyrzuty sumienia, za odebranie mi życia?
Chcę wrócić do domu, do wszystkiego, czego nie dokończyłam. Chcę, aby Niall przy mnie był. Zniknął tak nagle. Więcej się nie odezwał. Nie dzwonił, nie pisał, nie dawał jakiegokolwiek śladu życia. Zrozumiałam wtedy, że nic nie trwa wiecznie, a szczęścia nie ma. Że życie jest niesprawiedliwe i niesłusznie karze niewinnych. Był dla mnie jedyną odskocznią od bólu. Potrafił znaleźć ze mną wspólny język, kiedy inni nie mieli do mnie jakiegokolwiek dostępu. Czy gdybym darzyła go większą sympatią, zostałby? Nie opuściłby mnie? Bo wtedy..., jeśli pokazałabym mu, jak bardzo mi na nim zależy, może..., może wymyśliłby jakiś sposób? Ale bez tego, nic nie trzymało go w tamtym mieście. Wyjechał do Los Angeles. I słuch o nim zaginął. Nie wiem, nawet czy żyje! Znalazł sobie nowych przyjaciół? Zaczął nowe życie? Zapomniał o..., mnie?
Tak bardzo chcę go teraz zobaczyć. Móc poczuć, że mam kogoś przy sobie. Że jednak życie ma sens! On powstrzymywał mnie, przed robieniem tych wszystkich głupot. Zamiast żyletki, kupował mi miśki, zamiast nadmiernego głodzenia się - fundował wieczór z dobrym filmem i pizzą. Był odskocznią od wszelkich problemów! Przyjaźń na zawsze?! Taaa, jasne.... Wyjechał - automatycznie zapomniał! Żałuję tych wszystkich momentów, które wspólnie spędzaliśmy, tych chwil, kiedy wzajemnie sobie pomagaliśmy! Nie chcę go pamiętać! Nienawidzę go!
"Jest dla ciebie wszystkim!" - raczej był!
"Nie oszukuj się, Lizzie! Po jego wyjeździe, ponownie zamknęłaś się w sobie! Nie z braku akceptacji! Z powodu straty - JEGO! Nic dla ciebie nie znaczy?! Był kimś, przez kogo wróciłaś do żyletki!" - nie.... To tylko kilkadziesiąt nowych blizn do kolekcji! Tak, żeby było parzyście.
"Nic dla ciebie nie znaczy?!" - absolutnie!
"Nic, a nic?!" - dokładnie!
"Jest dla ciebie wszystkim! Znaczy dla ciebie wszystko!" - tak. Nie można zapomnieć, o kimś takim, jak on! To po prostu - niemożliwe!
*RETROSPEKCJA*
"Blondyn uśmiechnął się w stronę zamyślonej szatynki.
- O czym myślisz? - zapytał zaciekawiony.
- O życiu. - odpowiedziała krótko i wzruszyła ramionami. Nigdy nie była zbyt rozmowna. To raczej on mówił, a ona słuchała.
- To nie zastanawiaj się tyle, bo od myślenia zaczyna boleć głowa. - zaśmiał się i spojrzał na El, na której twarzy, pojawił się, ledwie widoczny uśmiech. - Zgaduj, gdzie cię dzisiaj zabiorę! - zaczął skakać, jak małe dziecko, które nie może czegoś dosięgnąć.
- Nie wiem... - szepnęła, ale ledwo powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem.
- To magiczne miejsce, więc ci nie powiem! - wystawił jej język i zadarł nos ku górze, w geście dumy. - Ale musisz przyrzec, że nikomu o nim nie powiesz! - wyciągnął w jej stronę, mały palec prawej ręki.
- Dobrze, przyrzekam! - zaśmiała się dźwięcznie. Pierwszy raz w tym tygodniu! Nowy rekord! Niall objął ją ramieniem i wskazał drogę, którą musieli się udać. Lekko zadrżała pod wpływem jego dotyku. Czuła się nieswojo, lecz nie zaprotestowała. Lubiła go i często musiała znosić jego niektóre dziwactwa.
(...)
- Nie otwieraj oczu! - chłopak cały czas powtarzał, mimo że uprzednio zawiązał dziewczynie oczy chustką, a dla pewności przytrzymał ją swoimi rękami.
- Nie lubię niespodzianek.... - mruknęła Liz.
- Nie ględź! - westchnął Niall. - Ta ci się spodoba! - znowu się podekscytował. - Możesz już spojrzeć... - powiedział i się odsunął, pozwalając jej zdjąć opaskę. Najpierw nie rozumiała, co chciał jej pokazać, a następnie dostrzegła rozległą panoramę Irlandii.
- Jej... - tyle zdążyła wydusić. Chwilę potem dostrzegła koc z koszem piknikowym, na którym już siedział chłopak. Zawsze, jeśli gdzieś ją zabierał, przygotowywał niezliczone ilości jedzenia.
- Już wiesz, co chciałem ci przez to pokazać? - spytał, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Znaczysz dla całego świata, mniej niż myślałaś? - wywróciła oczami i znalazła sobie miejsce obok niego.
- Nieee... - przeciągnął, lekko załamany pesymizmem dziewczyny. - Chodziło mi o to, że piękne rzeczy wcale nie są daleko od ciebie! Znajdziesz je wszędzie! Wszystko zależy od tego, jak patrzysz... - spojrzał jej w oczy i odgarnął kosmyk włosów, który wypadł z niechlujnego koka.
(...)
- Niall... - zaczęła dziewczyna, leżąc wtulona w chłopaka, patrząc w gwiazdy.
- Tak? - spytał, i obrócił głowę tak, że ich twarze dzieliły milimetry.
- Co, jeśli wszystko to, kiedyś się skończy? - Lizzie wyraźnie posmutniała po zadaniu tego pytania.
- Nie skończy! - uśmiechnął się po zadaniu tych słów.
- Ale... - chłopak nie dał jej skończyć:
- Zaufaj mi! Choć raz! - dodał spokojniej. - Gdy to wszystko, jednak znajdzie swój koniec... - uciął na chwilę, i spoglądał na jej reakcję. - Zawsze będę miał cię w swoim sercu! I nawet, jeśli o mnie zapomnisz, ja będę pamiętał o tobie! Będę się tobą opiekował i chronił! - pocałował ją w czółko.
- Nic nie trwa wiecznie... - szepnęła, unikając jego wzroku.
- Ale nasza przyjaźń - tak! Wiem to! - roześmiał się. - Nigdy w to nie wątp!
*KONIEC RETROSPEKCJI*
Słona łza spłynęła po moim policzku. Ból, jaki powstał w moim sercu był nie do opisania w zwykłych słowach.
Gdzie jesteś, Niall?
~Niall~
Załamany opuściłem dom swojej rodzicielki. Miałem w głowie mętlik. Próbowałem, odpalić samochód, ale ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nie mogłem normalnie włożyć kluczyka do stacyjki. Oparłem dłonie na kierownicy i spuściłem głowę, licząc że choć trochę zapanuję nad drżeniem kończyn. Zamiast tego, moje ciało ogarnął, do tej pory uśpiony we mnie - szloch.
- Czemu ty?! Czemu to właśnie ty?! Obiecałem.... - powtarzałem, jak najęty. Może jednak nie straciłem całego swojego człowieczeństwa? Bo, czy ryczałbym jak małe dziecko, zatraciwszy wszystkie swoje ludzkie emocje?
Z wielkim trudem, po nieliczonej ilości prób, w końcu odpaliłem moje sportowe auto, kierując się w stronę domu. Nienawidziłem sam siebie. Jak mogłem być tak głupi i nieodpowiedzialny?! Jak mogłem nie zauważyć, że Elizabeth, to moja mała Lizzie?! Przez ten cały czas, kiedy ją śledziłem.... Jak można być takim idiotą?! Biję w tym chyba wszelkie rekordy!
Zatrzymałem się na podjeździe i zgasiłem pojazd. Wysiadłem, trzaskając drzwiami, po czym pośpiesznie wszedłem do..., chyba mogę to na razie nazwać domem....
- Gdzie Malik?! - warknąłem, do Louis'a, który już zdążył zasnąć na kanapie.
- Po co ci on? - pyta niewyraźnie.
- Lou, nie denerwuj mnie! - krzyknąłem, zły na jego głupotę.
- Ty, blondzia! Nie pozwalaj sobie, na tyle, i ciesz się, że chce mi się spać, a nie przestawiać ci twojej dziecięcej buźki! - powiedział, a jego głos przesiąknięty był udawaną słodyczą.
- Dobra, dobra... - olałem go. - Gdzie Malik? - naprawdę potrzebowałem czegoś, co on mógł mi dać!
- Wyszedł, chyba z pół godziny temu. - zaśmiał się gardłowo.
- Wiesz, gdzie trzyma fajki?! - wybuchłem, na co on parsknął śmiechem.
- Jeśli chcesz zapomnieć, o problemach to zażyj coś mocniejszego! - dodał. Teraz to wściekłem się nie na żarty.
- Nie twoja sprawa! - warknąłem. Miałem tą nieodpartą ochotę coś rozwalić!
- Jeśli chcesz się na czymś wyżyć, to Elizabeth znajduje się w piwnicy! - zaśmiał się.
- Ona nie jest przedmiotem! - krzyknąłem i rzuciłem się na niego z pięściami. Zdezorientowany chłopak uderzył głową w ścianę.
- Ty gnoju! - syknął. - Szajbniętej dziuni ci się bronić zachciało! Cóż za heros! - prychnął pod nosem i zacisnął dłonie w pięści. - Pożałujesz! - zamachnął się.
Przez chwilę straciłem kontakt z rzeczywistością. Kiedy go odzyskałem, poczułem ciepłą ciecz, spływającą po moim policzku i ból, spowodowany ciosami wymierzanymi przez niego.
- Dość! - wydusiłem, kiedy jego noga, po raz kolejny, wylądowała na moim brzuchu.
- Co?! - parsknął śmiechem. - Obrońca uciśnionych ma dość?! - warknął i trafił w moje żebra. Zwijałem się z bólu, nie mając żadnej drogi ucieczki.
- Louis! - krzyknął Liam, biegnąc w naszą stronę. Dzięki ci, żeś wrócił! - Zwariowałeś?! - odciągnął chłopaka, od ledwie kontaktującego - mnie.
- Zasłużył sobie! - warknął, wyrywając się.
- Masz tam porwaną dziewczynę! Ją bij! - szatyn na chwilę się uspokoił, jakby zastanawiał się nad jego propozycją. Po chwili odepchnął od siebie Liam'a i ruszył w stronę jej prywatnego więzienia.
- Zwariowałeś?! - chciałem biec za nim, ale stanowcza ręka chłopaka, zatrzymała mnie i skutecznie sprawiła, że osunąłem się na ziemię. - Liam, goń go! - krzyknąłem, ale byłem bezradny.
"Lizzie!" - pomyślałem, zanim urwał mi się film.
- Czemu ty?! Czemu to właśnie ty?! Obiecałem.... - powtarzałem, jak najęty. Może jednak nie straciłem całego swojego człowieczeństwa? Bo, czy ryczałbym jak małe dziecko, zatraciwszy wszystkie swoje ludzkie emocje?
Z wielkim trudem, po nieliczonej ilości prób, w końcu odpaliłem moje sportowe auto, kierując się w stronę domu. Nienawidziłem sam siebie. Jak mogłem być tak głupi i nieodpowiedzialny?! Jak mogłem nie zauważyć, że Elizabeth, to moja mała Lizzie?! Przez ten cały czas, kiedy ją śledziłem.... Jak można być takim idiotą?! Biję w tym chyba wszelkie rekordy!
Zatrzymałem się na podjeździe i zgasiłem pojazd. Wysiadłem, trzaskając drzwiami, po czym pośpiesznie wszedłem do..., chyba mogę to na razie nazwać domem....
- Gdzie Malik?! - warknąłem, do Louis'a, który już zdążył zasnąć na kanapie.
- Po co ci on? - pyta niewyraźnie.
- Lou, nie denerwuj mnie! - krzyknąłem, zły na jego głupotę.
- Ty, blondzia! Nie pozwalaj sobie, na tyle, i ciesz się, że chce mi się spać, a nie przestawiać ci twojej dziecięcej buźki! - powiedział, a jego głos przesiąknięty był udawaną słodyczą.
- Dobra, dobra... - olałem go. - Gdzie Malik? - naprawdę potrzebowałem czegoś, co on mógł mi dać!
- Wyszedł, chyba z pół godziny temu. - zaśmiał się gardłowo.
- Wiesz, gdzie trzyma fajki?! - wybuchłem, na co on parsknął śmiechem.
- Jeśli chcesz zapomnieć, o problemach to zażyj coś mocniejszego! - dodał. Teraz to wściekłem się nie na żarty.
- Nie twoja sprawa! - warknąłem. Miałem tą nieodpartą ochotę coś rozwalić!
- Jeśli chcesz się na czymś wyżyć, to Elizabeth znajduje się w piwnicy! - zaśmiał się.
- Ona nie jest przedmiotem! - krzyknąłem i rzuciłem się na niego z pięściami. Zdezorientowany chłopak uderzył głową w ścianę.
- Ty gnoju! - syknął. - Szajbniętej dziuni ci się bronić zachciało! Cóż za heros! - prychnął pod nosem i zacisnął dłonie w pięści. - Pożałujesz! - zamachnął się.
Przez chwilę straciłem kontakt z rzeczywistością. Kiedy go odzyskałem, poczułem ciepłą ciecz, spływającą po moim policzku i ból, spowodowany ciosami wymierzanymi przez niego.
- Dość! - wydusiłem, kiedy jego noga, po raz kolejny, wylądowała na moim brzuchu.
- Co?! - parsknął śmiechem. - Obrońca uciśnionych ma dość?! - warknął i trafił w moje żebra. Zwijałem się z bólu, nie mając żadnej drogi ucieczki.
- Louis! - krzyknął Liam, biegnąc w naszą stronę. Dzięki ci, żeś wrócił! - Zwariowałeś?! - odciągnął chłopaka, od ledwie kontaktującego - mnie.
- Zasłużył sobie! - warknął, wyrywając się.
- Masz tam porwaną dziewczynę! Ją bij! - szatyn na chwilę się uspokoił, jakby zastanawiał się nad jego propozycją. Po chwili odepchnął od siebie Liam'a i ruszył w stronę jej prywatnego więzienia.
- Zwariowałeś?! - chciałem biec za nim, ale stanowcza ręka chłopaka, zatrzymała mnie i skutecznie sprawiła, że osunąłem się na ziemię. - Liam, goń go! - krzyknąłem, ale byłem bezradny.
"Lizzie!" - pomyślałem, zanim urwał mi się film.
~Rose~
Próbowałam podnieść się z niewygodnej ziemi, ale moje starania, jak zwykle poszły na marne. Gdzie ja w ogóle jestem? Od kiedy tu jestem?
- Witaj! - usłyszałam, co spowodowało, że obróciłam się w stronę głosu.
- Kim jesteś? - wychrypiałam, dziwnym głosem.
- Póki co... - ucichł na chwilę. - ... jestem twoim najgorszym koszmarem! - dodał mężczyzna, rzucając jakąś tackę w moim kierunku. - To twój przydział jedzenia. - odpowiedział sztywno na pytanie, którego nie zdążyłam zadać. Kim on był?
- Gdzie jestem? - zapytałam z niekrytą nadzieją w głosie.
- Czy myślisz, że jestem na tyle głupi, żeby zdradzać ci takie informacje?! - prychnął pod nosem, uważnie skanując mój wyraz twarzy. Zamyśliłam się. Musiałam go pokonać jego własną bronią, aby uzyskać jakiekolwiek informacje. - Aha, miałem ci przekazać, że jeśli będziesz potrzebowała do toalety, to masz krzyczeć. Co to ja jeszcze chciałem... - podrapał się po głowie w geście zastanowienia. Teraz mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Wysoki brunet z dużymi piwnymi oczami, i lekkim zarostem, który dodawał mu uroku. Ubrany był w czarną koszulkę z krótkim rękawem oraz tego samego koloru spodnie. Na nogach miał ciężkie buty, przez co wyglądał tajemniczo. Był dość, jak to ująć: przystojny.... W niczym nie przypominał porywacza. Emanowała od niego aura spokoju i opanowania. Nie porywczości i złości.
- Już wiem! - wykrzyknął olśniony, przez co się wzdrygnęłam. Ten to wie, jak kogoś wyrwać z zamyślenia. - Pomieszczenie, do którego zostaniesz przeniesiona, zostanie ci udostępnione za kilka dni! - zaśmiał się. Miał taki ładny śmiech. - Na razie posiedzisz tutaj, ale to raczej nie powinien być problem... - dodał tonem, który nie dopuszczał do siebie sprzeciwu i skierował się w stronę wyjścia.
- Czekaj! - krzyknęłam za nim. Muszę się czegoś dowiedzieć! - Rozumiem, że nie powiesz mi, gdzie jestem, ani kim jesteś ty! Ale proszę, powiedz mi, co się dzieje z Lizzie! - wyszeptałam błagalnym tonem. Musiałam się dowiedzieć, czy ona jeszcze żyje! Była moją ostatnią nadzieją.
- Elizabeth nie żyje... - mruknął z obojętnością i wzruszył ramionami.
- J- jak to? - wyjąkałam ze zdziwieniem. Nie możliwe, żeby nie żyła. To nie może być jej koniec!
- Po prostu! - powiedział, niczym niewzruszony. - Zabiliśmy ją! - dodał, a do moich oczu napłynęły łzy. Widząc, że nie mam zamiaru powiedzieć nic więcej, wyszedł. Tak po prostu wyszedł! Chciałam coś powiedzieć, jakoś odgryźć się, ale ja nigdy nie potrafiłam zranić drugiego człowieka. W przeciwieństwie do siostry. Ona zawsze nienawidziła ludzi i miała cięty język.
"Była dla nich taka, jak oni wobec niej!" - niby racja....
Czy to możliwe, żeby tajemniczy brunet miał rację? Przecież....
"Nie widziałaś jej tyle czasu! Wszystko mogło się wydarzyć! Dobrze o tym wiesz!" - ale ona żyje! Ona musi żyć.
Wybuchłam głośnym szlochem. Nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek! Ból zagościł w moim sercu i rozprzestrzeniał się, zajmując każdą komórkę mojego ciała. To nie tak miało być. Za niedługo gwiazdka! Miałyśmy świętować tą uroczystość z całą rodziną! A, co nam z tego zostało! Ona jest martwa, a ja za niedługo będę martwa! Może i nie była idealna, prawie nigdy nie okazywała swoich uczuć, potrafiła mnie całkowicie olewać i krzyczeć na mnie i Niall'a, za to, że powstrzymywaliśmy ją przed popełnieniem samobójstwa, ale nadal była moją siostrą i nic nie zmieniło faktu, że ją kochałam. Nawet nieświadomie sprawiała, że pokochałam życie i wszystko, co z nim związane. Była zamknięta w sobie, rzadko kiedy udało nam się normalnie porozmawiać, ale każde słowo zamienione z nią, było dla mnie na wagę złota. I co z tego, że więcej czasu spędzała z wiecznie roześmianym blondynem, a na mnie nie zwracała uwagi, skoro cieszyłam się jej szczęściem. Blondyn był w niej zakochany i widać to było z Irlandii do Nowego Jorku! Był pierwszą osobą, której tak pozwoliła się do siebie zbliżyć! A on, co?! Zmarnował swoją szansę! Wyjechał, zostawił, porzucił, jak dziecko - pluszową maskotkę, która już mu się znudziła. Ale nie miał pojęcia, przez co ona przechodziła, gdy go już nie było. Jak cierpiała, a każdy dzień od nowa, stawał się męczarnią. Zostałam z tym sama. Nie wiedziałam, co mam robić, aby wróciła do życia! Próbowałam wszystkiego, ale nic nie dawało pożądanych efektów! A rodzice, którzy wiecznie próbowali jej dopiec, w niczym mi nie pomagali! Przysięgam, że jeśli kiedykolwiek spotkam tego głupiego blondyna, tak mu przywalę, że nie pozbiera swoich kończyn z ziemi! Zawsze ją ode mnie odciągał. Rozumiem, że chciał jej pomóc zapomnieć, ale kosztem rodziny?! Dlatego po jego wyjeździe zorientowałam się, że był idiotą, którego nienawidziłam. Potrafił omamić wszystkich wokół, a oni zaślepieni jego "urokiem" całkowicie mu ufali!
*RETROSPEKCJA*
"- Co ty robisz?! - krzyknął chłopak w stronę, wystraszonej Rosalie.
- A- ale ja n- nic... - wyjąkała. Chciała zapomnieć o tym, co zobaczyła przed chwilą.
- Nic nie widziałaś, rozumiesz?! - był widocznie zdenerwowany.
- T -tak.... - nie wiedziała, co ma robić, jak się zachować. Miała w głowie mętlik. Najchętniej zaraz pobiegłaby do Elizabeth, aby powiedzieć jej o wszystkim.
- Jeśli piśniesz choć słówko... - syknął. - ... wiedz, że nie skończy się to dla ciebie dobrze! - bał się i to sprawiało, że blondynka zyskiwała choć minimalną przewagę.
- A co, jeśli powiem? - uniosła jedną brew do góry. - I dowie się o tobie całej prawdy! - krzyknęła, ale zaraz została złapana za ramię i odciągnięta kawałek.
- Nic nie wiesz! - warknął. Gdzie uleciała ta jego wieczna radość?! - Nie znasz prawdy! Nigdy nie skrzywdziłbym twojej siostry! - wyjąkał błagalnie. - Nie możesz jej powiedzieć, rozumiesz? To zniszczy naszą przyjaźń! A tego przecież nie chcesz! - patrzył na nią wyczekująco.
- Skąd mam pewność, że nie kłamiesz? - powiedziała twardo. Blondyn był słaby, ona również, ale umiała zamaskować sprzeczne uczucia miotające nią. Teraz ona ustalała zasady.
- Bo nie ma dla mnie nikogo ważniejszego od niej! - bronił się. - Nigdy nie dopuściłbym, aby została wprowadzona do tego świata! To, że ja to lubię, nie oznacza, że będę próbował ją w to wciągnąć! - płakał. Rose pierwszy raz widziała go płaczącego.
- Nie wierzę ci! Stanie się taka, jak ty! - wiedziała, że blondyn sprowadzi El, na złą drogę.
- Nie jestem taki! Nie skrzywdziłbym jej! Myślisz, że niby, dlaczego nic nie mówiłem? - szlochał.
- Tym razem ci się upiekło, ale jeśli ją skrzywdzisz, lub spróbujesz przeciągnąć na swoją stronę, własnoręcznie się zabiję! - jak głupia była, że mu uwierzyła. W końcu niecałe 2 miesiące później, wyjechał!
*KONIEC RETROSPEKCJI*
Czemu mu ufałam?! Nawet nie wiem, gdzie teraz jest! Pewnie schlał się w jednym z tych klubów i zdechł! Najbardziej denerwuje mnie fakt, że okłamał i mnie, i Lizzie! Skrzywdził ją, złamał jej serce, nawet nie zdając sobie z tego sprawy!
- Czemu cię tu nie ma, siostro? - wychlipałam, kładąc się na zimnej ziemi, zapominając o przyniesionym "jedzeniu". - Obiecałaś, że zawsze będziemy razem! - wyjąkałam z wyrzutem, po czym z braku jakiejkolwiek energii - usnęłam.
~Louis~
Zdenerwowany przemierzałem kolejne schodki, prowadzące do mojego celu, jakim była drobnej budowy - nastolatka. Nie chciałem jej już bić, ale Liam miał rację: to nasz więzień! Ją powinniśmy bić!
Z impetem otworzyłem drzwi z kratą, dzielące mnie od Elizabeth. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu i dostrzegłem, skuloną z zimna nastolatkę, która prawdopodobnie spała.
"Och! Jaka szkoda, że za chwilkę się obudzisz!" - pomyślałem z kpiną. Podszedłem do niej i z całej siły wymierzyłem kopniaka w jej brzuch. Usłyszałem pisk, połączony z jękiem i już wiedziałem, że się obudziła.
- Dzień dobry! - złapałem jej głowę, aby nie mogła jej odchylić, a następnie z całej siły, uderzyłem nią o ścianę. Widziałem, jak straciła grunt pod nogami, więc zapewne, zrobiło jej się ciemno. Była osłabiona, jeszcze po moim ostatnim napadzie wściekłości, a więc nawet nie mogła się bronić. Podszedłem i, z dużym nakładem sił, chwyciłem ją za gardło. Chciała się bronić, wiedziałem to, ale szczerze? Nie obchodziło mnie to! Liczył się ból, jaki mogłem teraz jej wyrządzić! I nikt inny mnie nie mógł powstrzymać! Bo niby kto mógł to zrobić?!
Z każdą sekundą zaciskałem dłoń wokół jej szyi. Słowa miała na końcu języka, ale brak tlenu sprawiał, że była bezradna. Już zapomniałem, jaka to przyjemność kogoś zabić! Jak to przyjemność sprawić, że traci się wszelki sens życia! Wszystko co się miało, przestaje mieć znaczenie, a oni zaczynają błagać o jeden strzał, który załatwi zupełnie wszystko!
- Biedna Elizabeth się dusi?! - syknąłem z pogardą. Była słaba, a próbowała wszystkim udowodnić, że jest zupełnie inaczej! To żałosne i tyle! Nie rozumie, co to życie! Zgrywając kogoś innego, nie zajdzie za daleko! - Oj, nadal myślisz, że będziesz żyć długo i szczęśliwie?! - wbijałem paznokcie w jej delikatną skórę. - Słońce, przeliczyłaś się! - warknąłem w jej stronę.
- Pomo... - zaczęła dziewczyna, ale szybko została uciszona, kiedy z pięści dostała w twarz. Nie miała już siły. Wiedziałem.
- Miło było poznać! - prychnąłem. Jeden mocniejszy ucisk, i będzie po niej. Po pyskatej i denerwującej Elizabeth, która myśli, że wie wszystko o wszystkich. Jeden mocniejszy ucisk, i zejdzie z tego świata, czyniąc dla wszystkich sporą przysługę. Jednak żal mi jej, nic nie znaczy dla nikogo. Jest sama, jak palec. I dostanie wreszcie nauczkę.
"I pozwolisz, żeby zginęła?" - tak, z czystym sumieniem, wbiję jej nóż w plecy!
"Z czystym sumieniem, doprawdy? Chcesz zabić dziewczynę, która miała przed sobą całe życie? Ma prawo do wolności, a ty jej to prawo odebrałeś!" - i co mnie to obchodzi?! Mam gdzieś tą nastolatkę i jej "prawa". Tutaj ja ustalam zasady!
"A fajnie się z nią całowało? Zabijając ją, pokażesz to, co wszyscy wiedzą! Jesteś bezuczuciowym chamem!" - ależ mi to nie przeszkadza! Wiem, że nie mam uczuć i nie przeszkadza mi to!
"Nie rań jej tak, jak oni - Lottie!" - i wtedy coś we mnie pękło. Zrozumiałem, że obecność jej tutaj, tylko pogarsza sprawę! Przypomina mi coś, o czym nie chcę pamiętać, ale i o tym, że to już na zawsze będzie w mojej świadomości. To odczucie, że pozwoliłem zabić własną siostrę, nie licząc się z innymi! Ale to nie miało tak być! Ona znalazła się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwym czasie! Gdyby nie jej ciekawość, nadal by żyła!
"To tylko i wyłącznie twoja wina!" - tak, wiem....
Nie wiem, czemu, ale potrzebowałem poczuć jej wargi na swoich! Jej bliskość przy sobie! Może zachowałem się wtedy, jak jeden, wielki cham, ale nie obchodziło mnie to!
Przysunąłem do siebie bezwładne ciało dziewczyny i wpiłem się w jej usta. Chciałem ostatni raz móc ją mieć przy sobie. Zapamiętać każdy detal jej twarzy. Dziwnie będzie tu bez niej. Bez wrednej, pyskującej małolaty. Zrobi się tak, niepokojąco spokojnie.
Czułem, że chciała mnie od siebie odepchnąć.
"Nic z tego, skarbie!" - pomyślałem, ale odsunąłem się od niej, lustrując ją moimi oczami. Zupełnie nie przypomina tej Elizabeth, którą porwaliśmy. Tamta miała roześmiane, pełne życia i blasku - oczy, delikatną, nieskazitelną cerę, długie włosy, falami opadającymi na jej ramiona oraz tą energię, do denerwowania i rozśmieszania mnie swoją głupotą. Ta Lizzie, która znajdowała się teraz naprzeciwko mnie, była zupełnym jej przeciwieństwem: zapadnięte policzki, wory pod oczami, spowodowane nieustającym płaczem, smutne i bezbarwne oczy, które straciły swój dawny blask, włosy zniszczone i pozlepiane krwią, skóra, która nabrała szarawego odcienia. Ale nie to najbardziej rzucało się w oczy. Tamta El, wierzyła, że jeszcze jest szansa na ucieczkę, a ta? Ta stała się niemal całkowicie uległa i posłuszna! Straciła wszelką nadzieję, na to, że jeszcze wróci do "cywilizowanych" ludzi i jej wielce ograniczonego świata! To najbardziej widać, kiedy się na nią spojrzy. Ale to sprawia, że straciła swój urok! Nadal jest przepiękną nastolatką, o hipnotyzującym i magicznym spojrzeniu, która....
"Stop, Louis! Co ty wyprawiasz?!" - kontempluję.
"Zabij ją! JUŻ!" - tak, najwyższa pora.
I już, już miałem ja zabić, kiedy ktoś gwałtownie, ale nie pewnie odciągnął mnie od niej i popchnął do tyłu.
"Niall!" - pomyślałem i prychnąłem pod nosem. Blondyn ostatnio naprawdę zaczyna mi działać na nerwy.
- Nialler, daruj sobie, te chwile bohaterstwa! - mruknąłem i podniosłem się. - To żałosne! - obróciłem się w jego stronę, ale nie zastałem tam tego, kogo się spodziewałem.
Tuż przede mną z zaciśniętymi pięściami i napiętymi do granic możliwości, zapewne ze złości, mięśniami, stał... Harry?!
"Są w życiu chwile, gdy myśli się, że jest tak źle, iż już gorzej być nie może. Wtedy właśnie okazuje się... że jednak może."
Rafał Kosik
Hej, przychodzę do was dzisiaj z rozdziałem numer 12!:) Wielkie dzięki za te 31 pod poprzednim rozdziałem:* Wiecie, jak bardzo was wszystkich kocham??<3
Szczerze, to mam wrażenie, że ten rozdział jest krótszy:( I w ogóle beznadziejny:( I nie miałam na niego w ogóle weny, ale o tym za chwilę:)
Bardzo cieszę się, że przysyłacie prace!:) Konkurs nadal trwa, pamiętajcie:* Czekam na kolejne zgłoszenia, bo przykro mi to pisać, ale na razie mogę policzyć na palcach u jednej ręki i jeszcze mi palców zostanie;( Skoro czytacie bloga, to czemu nie weźmiecie udziału w czymś z nim związanym:(
A teraz ta ważna notka, skierowana szczególnie do jednej osoby, która mam wrażenie, że wie, iż to właśnie o nią chodzi:
A, więc: Drogi Anonimie!
Usunęłam twoje komentarze! Dlaczego? Zapytasz. Pewnie nie mogła się pogodzić z krytyką - powiedzą inni. Otóż nie. Znaczy inną sprawą jest, że twój komentarz bardzo mnie zabolał, i odebrał mi wszelki chęci do pisania, ale postanowiłam, że skoro coś zaczęłam, to to skończę i tak będzie! Głównie chodzi mi o to, jak niemile zachowałaś się w stosunku do moich przyjaciółek! Nikt nie dał ci upoważnienia, aby je obrażać, tak samo, jak ja nie mam zamiaru obrażać ciebie! Chcę ci tutaj parę rzeczy sprostować.
Daję limit komentarzy! Czemu? Bo, jeśli go nie dam, czy dalej będzie komentować tyle osób?! Nie, i doskonale o tym wiesz! Zawsze tak jest, poza tym, na tylu blogach są te limity, ale przyczepiłaś się akurat do mnie! Nie wiem, co ja ci takiego zrobiłam, żeby mnie tak nienawidzić! Nie mówię, że nie jesteś odważna i w ogóle, ja sama długo zwlekałam, z tym, żeby założyć bloga i szczerze, teraz nie wiem, czy nie żałuję! Powinnam pisać dla siebie i tak z pewnością jest, ale gdy już to opublikuję na forum, to liczę, że ktoś oceni moje "dzieło". Zawsze brałam i nadal biorę do siebie krytykę innych ludzi: "Zawsze chciałem być jedną z tych osób, które tak na prawdę nie przejmują się tym co myślą inni. Ale nie jestem." - Harry Styles. Wiem, że to niezbyt oryginalne wstawiać ten cytat, ale to czysta prawda! Zawsze biorę do siebie opinię innych. Wiem, że to głupie z mojej strony, ale nic na to nie poradzę! Tylko osoby mi najbliższe wiedzą, że gdy coś pójdzie mi nie tak, lub gdy ktoś po mnie będzie "jeździć", potrafię mieć traumę do końca życia, płakać przez długi czas i kompletnie rzucić coś, co kochałam.
Wiesz, że przez ciebie zaczęłam się zastanawiać, czy nie skończyć z pisaniem?! Wiele razy takie myśli mnie nachodzą, ale zawsze je odganiam! Czy zdajesz sobie sprawę, że gdyby nie moja siostra, która zawsze mnie wspiera ( czyt. Rose Carter ), po której ładnie pojechałaś, gdy ona postanowiła mnie bronić, ten blog już dawno by nie istniał?! Gdyby nie ona, i wszystkie wspierające mnie osoby (wy czytelnicy także), dawno ludzie zapomnieliby o Natce99!
Ja zdaję sobie sprawę z tego, że to co piszę, nie jest na jakimś strasznie wysokim poziomie.... Bądźmy szczerzy: to jest beznadziejne, dlatego nie rozumiem, czemu tyle ludzi to czyta! Ale ja wciąż się uczę, a mój styl pisania przeszedł ogromną metamorfozę! Cały rok czekałam do dnia konferencji, w którym moja nauczycielka polskiego powie o mnie choć jedno miłe słowo! I nie skrytykuje czegoś, czego nie napiszę! Bo krytyka boli o wiele bardziej niż miłe słowa i nawet, jeśli będzie ze 100 pozytywnych komentarzy, to 1 negatywny sprawi, że człowiek zaczyna mieć do siebie pretensje!
Kiedy pojechałaś po mojej przyjaciółce, pisałam z nią, nie wiedząc co mam zrobić! Długo musiała mnie przekonywać, żeby się tym nie przejmować! I nadal nie do końca jestem pewna jej słów! A siostra - ona zawsze jest przy mnie! Ale kocham to, bo gdyby nie ona, byłoby ze mną naprawdę źle!
Nie wiem, czy wiesz jak bardzo niską mam samoocenę. Jak bardzo potrafię siebie krytykować! Jak bardzo cierpię widząc wszystkie te idealne osoby, które mają wszystko. A jak? Co mam? Przyjaźń! Ale znalazłam ją zbyt późno, aby mogła cokolwiek naprawić! I nadal mam ogromne problemy z zaakceptowaniem siebie, ale mimo to, czuję że poznałam ludzi, którzy mi pomogli i są tacy, jak ja! I dlatego w tym opowiadaniu taką uwagę przykładam do wartości braterskiej miłości i przyjaźni!
I wiesz, co? Jeśli nie podoba ci się to, co piszę - to nie czytaj. Jakoś przeżyję brak jednego "czytelnika". Ale proszę, jeśli masz choć trochę sumienia i człowieczeństwa, to napisz, co sądzisz o rozdziale (który jest beznadziejny), a nie hejtuj mnie! Bo ocenić kogoś jest naprawdę łatwo! Ale nigdy nie wiemy, co później się z tą osobą dzieje!
Ten post pokaże ilu czytelników jest naprawdę ze mną, jeśli nie będzie żadnego - zrozumiem. Skończę pisać, bo po co! Ale będę wiedziała, że nie robię czegoś na darmo!
Dziękuję za uwagę!
Z związku z powyższą zaistniałą sytuacją (ale sztywno, nie mogę:D), wyjątkowo w najlepszym komentarzu pod rozdziałem cz. 4 wygrywają: WSZYSCY!!! Dziękuję wam bardzo kochani! Nie zapomnę wam tego :* Z przyczyn czasowych, nie wkleję tu wszystkich, ale wszystkie wygrały!:D
Jeszcze raz bardzo przepraszam was za ten beznadziejny rozdział, ale chciałam go wam już dodać:)
Mam nadzieję, że zostawicie po sobie jakiś ślad:) Jak już mówiłam: ten post pokaże ilu mam prawdziwych czytelników:D
Do zobaczenia,
Natka99<3
Yeah!!! Pierwsza:) Po pierwsze: byłam, jestem i zawsze będę twoim prawdziwym czytelnikiem. Po drugie już Ci mówiłam coś o anonimku. I dzięki nawet za to że jesteś w moim życiu*.*
OdpowiedzUsuńDobra, dobra.... a teraz odnośnie rozdziału.
Pierwsza reakcja: What The... fox say;)
Harry???? Lał akcja się rozkręca. Założę się że w następnym rozdziale będzie retrospekcja Harrego jak ją poznał??? Co do Niall'a... awwwww <3 Kocham go. Normalnego czy złego. Wiesz to, że tak powiem;)
Louis: What are you doing?
Myślałam, że już nie będzie jej bił, a tu takie coś:( Chciał się wyżyć, mógł się wyżyć na worku bokserskim:), a nie (znowu) na Lizzie:( Jak tak można ją się pytam, no jak? Czy on ma choć trochę sumienia? Najwyraźniej NIE! Ale powtórzę się Harry??? Nie spodziewałam się go w tym rozdziale. Przemyślenia Ros takie wzruszające:) Woow. . ale się rozpisalam(chyba). Nie widzę bo jestem na komórce:(
Czekam na kolejny rewelacyjny rozdział:*
Pozdrawiam*.*
Beznadziejny ?!?! Toż to przecież jest genialne.
OdpowiedzUsuńMyślałam że po ostatniej sytuacji z Lou on nie będzie się już na niej wyżywał jednak się myliłam. Biedna Lizzy.
Wg myślałam że to Niall będzie jej wybawicielem a to jednak Harry.
Tomlinson ogarnij się człowieku (o ile można Cię tak nazwać)...
Błagam dodaj szybko następny :*
Że Harry? Że ten, Harry? Harry, Harry? To jest wręcz niemożliwe :D
OdpowiedzUsuńAle czekam na następny, i życzę dużo weny <3
O jej o jej jest i kolejny odcinek.
OdpowiedzUsuńNiech Louis przestanie jej robić krzywdę przecież niczym sobie na to nie zasłużyła.
Widzę że chłopaki zaczynają przechodzić na stronę Lizzy ( jeszcze tylko Zayn i Liam :D ) i mogą się przeciwstawić Lou. No chyba że Harry jednak broni jej żeby zgarnąć kasę itd
Dawaj kolejny :P
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA nareszcie następny.
OdpowiedzUsuńUbóstwiam to opowiadanie po prostu je kocham.Jest niesamowite.
Odcinek także genialny.
Mam nadzieję że Niall i cała reszta nie pozwoli żeby Lou robił Lizzy krzywdę.
A tak wg to uważam że Lou coś czuje do Lizz tylko stara się to wypierać no bo jak mogłem się zakochałem w więźniu.
Kurczę niech ta sytuacja się naprawi, niech Tomlinson przestanie traktować El jako worek treningowy,niech się przyzna że się w niej zakochał,niech będą razem i niech będzie wielkie BIG LOVE.
Czekam nn .♥.
Komentujemy komentujemy :P
Wow !
OdpowiedzUsuńNie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału.
Jest niesamowity i zaskakujący. (Chodzi o ostatnie zdanie)
Wraz z Lou spodziewałam się tam Niall'a, a tu Harry.
Owszem, rozdział może Ci się wydawać do bani, ale tak nie jest.
Posiada wielu czytelników, tak? A ludzie czytają to co im się podoba, więc Miśka więcej wiary w siebie.
Pozdro
I am Crazzzy!
A więc, dzisiaj nadrobiłam wszelkie zaległości w czytaniu ( a troszkę tego bylo,za co cię ogromnie przepraszam, ale wiesz jak to est...szkoła,koniec roku , zdawanie itd.) i muszę przyznać, ze jestem pod wrażeniem <3 akcja potoczyła się całkiem inaczej niż się spodziewałam...i to jest NAJLEPSZE!!! po prostu siedzisz przed ekranem z szerooooko otwartymi ustami i nie dowierzasz. Mogę śmiało stwierdzić, iż jestem z ciebie bardzooo dumna, i z tego, ze mam taką przyjaciółkę , jak ty !!! <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńPS. z ciekawosci skopiowalam wszystkie rodziały tego bloga do worda i powiem ci ,ze wyszla całkiem niezła książka... 123str. nie licząc strony tytułowej itp. :) Moim ( i myślę,ze nie tylko moim)zdaniem powinnaś wziąć się za pisanie tak na poważnie <3 <3 jest kilka konkursów pisarskich, może warto o tym pomyśleć ;) :*
UsuńOdcinek genialny. Zgadzam się z poprzedniczką akcja potoczyła się inaczej niż sobie wyobraziłam i muszę stwierdzić że to jest cudowne.
OdpowiedzUsuńDawaj szybciutko tu kolejny bo nie wytrzymam :D
Rozdział świetny, a ty nie powinnaś przestawać pisać.! Krytyka jest krytyką i to ona nas uzupełnia do tego, żeby przemyśleć co możemy zmienić, żeby innym również się spodobało. Więc się nie poddawaj i z pewnością pisz dalej bo masz swoich wiernych fanów, którzy nigdy cię nie opuszczą. Pozdrawiam :* / Zimkaa xx
OdpowiedzUsuńBoski <3
OdpowiedzUsuńJestem od tego uzależniona.
Nigdy nie przestawaj pisać.
Nie przejmuj się krytyką.
Ta dziewczyna która cię hejtowała widocznie tobie zazdrościła, nwm czego. Może bloga, tego że masz czytelników i naprawdę fajne opowiadanie? Nwm i się nie dowiem. Ale powiem tobie jedno: Nie przestawaj pisać.! Pamiętaj że masz dla kogo (dla czytelników, chodzi o nas dziewczyny :) ). Rodział jest świetny, czekam z niecierpliwością na kolejny. Mam taką samą osobowość jak ty: gdy ktoś mnie krytykuje lub hejtuje jedno i to samo!) biorę to do siebie, 100 razy bardziej od innych. Wiem, jakie to uczucie. A teraz do tej dziewczyny która cię hejtowała: Masz jakiś problem słonko czy czegoś zazdrościsz? Nie? To czytaj , oceniaj ale nie hejtuj. Załóż bloga, pisz opowiadanie i zobaczymy czy będzie tobie miło jak będziesz czytać hejty! Bo założę się, ze nie. Więc czytaj ale nie hejtuj lub spadaj (chodziło mi o inne słowo , chyba wiecie jakie) Mam nadzieję że się zrozumiałyśmy :) Pozdro, Madzia xoxo
OdpowiedzUsuńHej Natka!
OdpowiedzUsuńCudo rozdział. Nie przejmój się taką krytyką. Oni w dupie byli i gówno widzieli.(Sorry za słownictwo)ale taka prawda.
Fajny rozdział oby tak dalej.
Louis denerwuje mnie tymi zmianami nastroju. Gdyby nie to, że jest chłopakiem powiedziła bym, że ''MA WIECZNY OKRES"
Czekam na nn. Życzę weny i chęci..
Zapraszam do mnie http://silvershieldnigt.blogspot.com/?m=1
Pozdrawiam Zizi.
Omg *. *
OdpowiedzUsuńSuper rozdział jak zawsze. Ten Lou jest jakiś przyryty. I faktycznie gdyby był kobietą stwierdziłabym że ma wieczny okres.
OdpowiedzUsuńDawaj szybko kolejny :D
OMG *o* To... to jest ... Oh God ... cudoooo. WOW
OdpowiedzUsuńPiszesz cudownie i nie ma co się przejmować krytyką.
Czekam na następny z niecierpliwością :*
Wez nie strasz ! :D Ja byłam zszkowana po tytule ;) A rozdział jak zwykle cudowny ♥
OdpowiedzUsuńCo za akcja. Całe szczęście że Harry ?! ją uratował.
OdpowiedzUsuńByłam pewna że zrobi to Niall.
Dawaj szybko kolejny ;P
Harry ? Kurcze boski obrót akcji ♥ /K
OdpowiedzUsuńTwój blog został nominowany na Blog Miesiąca na Spisie Fanfiction
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
okej, przyznam, że trafiłam na twojego bloga przez spis. i wcale nie żałuję. naprawdę bardzo podoba mi się styl w jakim tworzysz. wszystko według mnie jasno przekazujesz, nie piszesz jakimś mega trudnym do zrozumienia jezykiem, zbyt wymyślnym, ale takim naszym. rozdziały czyta się lekko. wszystko jest nastawione pod teraźniejszość. dlatego mi się podoba. no i musze przyznać, że naprawdę cudowny szablon. jejku. gratuluje. *,*
OdpowiedzUsuńa co do notki pod rozdziałem. pewnie powiesz, ze latwo mi mowic, zebys sie nie przejmowała. ale tak nie jest.
wiadomo, publikujac cos w sieci musimy sie liczyc z krytyka, ktora kiedys przychodzi. i wbrew pozorom nie piszemy dla siebie, bo jednak chcemy pokazac to komus. wiec raczej nie powinniśmy się tak bardzo przejmować, jeśli sprawia nam to radość, wywołuje u nas szczęście. ale jednak tak jest. sama pewnie przyznasz mi rację. xd
możesz pomyśleć, że wpadłam i prawie morały. ale ja też przez to przeszłam. tyle, ze wtedy był to potterowski blog. mnie równiez anonim mocno skrytykował. i nie byłam o tyle zła, bo pewnie komus sie moze nie podobać i wgl, ale pozniej porownywal mnie. mialam serio dosc. natychmiast usunelam post. szczerze, to bylam zalamana, nawet sie popłakałam. a o co? o jakaś opinie anonimową! śmieszne teraz. ale na szczescie jakos sie podnioslam dzieki przyjacielowi. i moze powiem ci to samo co on mi. wystawiając się na publikę, zawsze będziemy hejtowani, bo niektórzy po prostu nie osiągają tego, co my. [on jest początkującym muzykiem, wiec ma gorzej] i wtedy też powiedział: "no to weź pokaż, ze sie nie załamujesz, że potrafisz" i tego samego radzę Ci się trzymać.
Pozdrawiam goraca,
Kliii.
Louis jest w ciąży to jest fakt nie podważalny, jego huśtawka nastroi nie świadczy o niczym innym mam tylko nadzieję że ojcem okaże się El /Klaudia
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny. Wg całe twoje opowiadanie jest tak cholernie wciągające. Najlepsze opowiadanie EVER !!
OdpowiedzUsuńAleż to było zdziwienie że to Harry uratował Lizzy.
Dawaj szybko kolejny. / Agata :P
Świetny /D
OdpowiedzUsuńCzytając nagłówek "Elizabeth nie żyje..." to było takie "Co!!!!???" już się przestraszyłam że to ostatni rozdział czy coś
OdpowiedzUsuńNatka ! :)
OdpowiedzUsuńCzekamy na nexta
Elizabeth nie żyje ? :D
OdpowiedzUsuńMAsz napięcie :D /Sa
Boskie. :) Nie mogę się doczekać następnego. :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział
OdpowiedzUsuńświetne !! <3 bd czytać :D jeśli masz ochotę to wpadnij do mnie : http://not-all-angels-are-beautiful.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJezuuu dodawaj a nie sie droczysz xd/Goska
OdpowiedzUsuńJa się pytam: Jakim cudem?! No jakim?! Czemu skończyłaś w takiej chwili?! No ja się pytam dlaczego!? Wchodzę jutro wieczorem na tego bloga i ma być 13, bo dłużej nie wytrzymam! Biedna Elizabeth.. Takiego Louis'a to ja bym zabiła..( nadal go kocham :D ). Czytam twojego bloga od wczoraj popołudnia. Kumasz, że dopiero wieczorem skończyłam czytać? Nie mogła czytać jak on ją biję i tak dalej. Boże.. Ale z drugiej strony, to dla większości ludzi takie opowiadania się podobają, bo są inne niż reszta i bardziej ciekawsze. No, to także czekam na 13 do jutrzejszego wieczora. Jak nie będzie.. Znajdę cię! :D No i jeszcze duuuużo weny życzę :D ♥
OdpowiedzUsuńI nie robisz niczego na darmo :D
Usuń<3
OdpowiedzUsuńAle mi stracha narobiłaś nagłówkiem :O
OdpowiedzUsuńNIESAMOWITE <3 MASZ WIELKI TALENT, NIE MARNUJ GO :*
OdpowiedzUsuńwymiatasz!!!
OdpowiedzUsuńMega! *_* ~Kasia
OdpowiedzUsuń