sobota, 22 lutego 2014

04: "Zostaw ją!"

Proszę, aby rozdział skomentował KAŻDY KTO CZYTA MOJEGO BLOGA!!! Chciałabym wiedzieć, czy ktoś go jeszcze czyta, bo z każdym rozdziałem jest coraz mniej komentarzy i bardzo mnie to martwi:(
( Anonimków, proszę o podpisanie się!!! Nawet jakimś pseudonimem, bo mam wrażenie, że jedna osoba komentuje po kilka razy;( )
Dla was to tylko chwila, a dużo dla mnie znaczy!:) Bo ja potrafię cały dzień przesiedzieć nad rozdziałem, i zamartwiać się, że wyszedł mi okropnie, dlatego nikt nie komentuje!!! 
Jeśli będą 3 komentarze od tych samych osób, co zawsze, to po prostu usunę, albo zawieszę bloga, bo czy jest sens??? Skoro zawsze mogę na kartce przynieść oryginał do szkoły???
Miłego czytania:)  





~Louis~
Tylko kogo? Skądś ją znam, jestem tego pewien. Z wyglądu to niby zwyczajna, przeciętna nastolatka. Jasno - brązowe włosy, grzywka na bok, która niesfornie spada jej na oczy..., zielono - żółto - szare oczy, które zaobserwowałem już wcześniej, ale dopiero teraz zdaję sobie sprawę z ich koloru.... Tak, Louis, ty to spostrzegawczy jesteś, nie no! ... Sam siebie obrażam?! Nie wierzę..., bo przecież ja jestem taki idealny....
No, dobra, wracając do wcześniejszej myśli: to naprawdę pierwszy raz w życiu widziałem takie oczy, pełne, bladoróżowe usta, uroczy..., zaraz, zaraz, co?! Nos, po prostu nos!
Jest szczupłą dziewczyną..., bardzo szczupłą dziewczyną. Rany! Skąd ja, ją znam?!
No nic. Nieważne.
Oparłem głowę o szybę i poszedłem śladami dziewczyny - ZASNĄŁEM!
*RETROSPEKCJA*
Mała dziewczynka, wraz ze swoim starszym bratem wybrała się na wycieczkę do lasu.
Po chwili złapała chłopca za rękę i śpiewała razem z nim wesołe, harcerskie piosenki.
Po ok. 15 minutach doszli na małą polanę w lesie i rozłożyli swoje jedzenie na wcześniej przygotowanym kocu.
Urządzili sobie piknik. Ucztowali sobie, bawili się i śmiali.
Po chwili dziewczynka ujrzała w krzakach słodkiego króliczka, i chciała do niego podejść, jednak on cały czas jej uciekał. Po chwili zwierzątko się, jakby rozpłynęło. Dziewczynka chciała sprawdzić co stało się z tym stworzonkiem, dlatego zrobiła kilka kroków do przodu, i nagle straciła grunt pod nogami. Pisnęła i poczuła, jak "spadając" uderzają w nią różne gałęzie, krzaki.
Jej brat usłyszał zagłuszony pisk. Wystraszony zerwał się z koca i pobiegł jej szukać. Niedaleko jakiegoś krzaku zauważył wstążkę, którą dziewczynka miała dziś na włosach. Szybko chciał pobiec dalej jej szukać, gdy nagle gwałtownie się zatrzymał, bo zauważył dość strome obniżenie terenu.
- Lottie! - nawoływał niespokojnie. Powoli i ze zdenerwowaniem zaczął schodzić w dół.
- Louis! - chłopak słyszał cieniutki pisk swojej siostry.
- Lottie, trzymaj się, zaraz będę przy tobie! - teraz to już biegł. Widoczność ograniczały mu gałęzie, które zwisały na wysokości jego oczu.
Po chwili zauważył, że ten głęboki "wąwóz" się już kończy i jakoś starał się wyhamować. Gwałtownie zaczął się rozglądać na boki, w poszukiwaniu swojej siostrzyczki. Zaczął kierować się na wschód, ponieważ tam pisk był głośniejszy.
Niedługo potem zauważył Lottie opartą o jakieś drzewo, i kurczowo trzymającej się swojej nóżki. Twarz miała całą podrapaną i zakrwawioną przez ostre gałęzie, a oprócz tego po jej buzi spływały łzy, które połączone z tym całym kurzem, dawały przerażający wynik. Cała była posiniaczona, jednym słowem była w opłakanym stanie.
- Louis! - krzyknęła dziewczynka, widząc brata. Próbowała się podnieść, ale z marnym skutkiem. - Louis boli! - piszczała. - Już dobrze! Już dobrze, mała! - uspokajał swoją siostrę, szepcząc jej uspokajające słowa. Przypadkowy przechodzień, z daleka, mógłby stwierdzić, że zachował zimną krew i rozsądnie pomaga jej się podnieść z brudnej ziemi. Jednak, jeśli przyjrzałby się mu bliżej, to zauważyłby w jego oczach przerażenie i zwątpienie.
W końcu chłopak wziął mdlejącą dziewczynkę na ręce, i z trudem, podpierając się drzew, wyniósł ją na światło dzienne.
Potem biegiem puścił się w stronę domu. Zlekceważył to, jak bardzo bolały go plecy i ręce od niesienia siostry. Oprócz tego był niesamowicie zmęczony, oraz podrapane przez rośliny ciało dawało o sobie znać, w postaci pieczenia. Łzy zasłaniały mu widoczność.
Od progu dzieckiem zajęły się mama i babcia, natomiast tata zadzwonił po pogotowie.
Przyjęło po ok. 20 minutach, i zabrało nieprzytomną dziewczynkę. Rodzice natomiast brali potrzebne rzeczy, i chowali je do auta, aby zawieść je Lottie.
- A ja? - zapytał w pewnym momencie chłopiec. - Mnie nie weźmiecie ze sobą? - był na skraju wyczerpania i rozpłakania, chociaż w jego głosie dało się wyczuć dławiony szloch.
- Ciebie?! - spytał tata surowym, ale jednocześnie ironicznym tonem. - Ciebie?! - powtórzył.
- Gregor, daj mu spokój. - poprosiła cicho mama.
- Ty chcesz do niej jechać?! Przypomnę, że to przez ciebie zabrało ją pogotowie! - mężczyzna zlekceważył prośbę żony, i pewnym siebie krokiem podszedł do syna, którego w jednej chwili potrafił znienawidzić. W końcu zrobił krzywdę, jego córeczce.
Z każdym jego krokiem chłopiec cofał się do tyłu, aż w końcu potknął się o dywan, i ciężko upadł, uderzając przy tym mocno w stolik. Teraz już nie wytrzymał. Łzy bezradności, rozczarowania i strachu wypłynęły z jego oczu. Nie oczekiwał żadnych gratulacji, ani wieńców laurowych, ale liczył w duchu, że rodzice będą chociaż z niego dumni.... A tu?! Proszę! Taka niespodzianka! 
Spuścił głowę i cicho wyszeptał:
- Nic jej nie zrobiłem....
- Nic?! To, dlaczego twoja siostra leży w szpitalu?! - zakpił z niego mężczyzna. - Nie chcę cię więcej widzieć w tym domu! Słyszysz?! Zjeżdżaj stąd, gówniarzu! I więcej nie wracaj!
- Greg! To przecież nasz synek! - wyszeptała jego żona, i podeszła podnieść zapłakane dziecko. Otarła jego oczy i pocałowała w czółko. To był jej synek, i nikt nie miał prawa go skrzywdzić! Jednak nie potrafiła się przeciwstawić mężowi, bo wiedziała, że nie miałaby z nim szans. Jednak była pewna, że nawet, jeśli jej synek będzie zmuszony odejść, ona znajdzie go. Choćby na końcu świata!
- Caroline, zostaw go! On już nie jest naszym synem! - kobieta z przestrachem i obrzydzeniem popatrzyła na męża, ale dziecka nie puściła.
- Nienawidzę cię! - krzyknął chłopiec w stronę ojca, wyrwał się mamie, i wybiegł z domu.
 Schował się na piętrze w stodole należącej do dziadka. Tam dał upust emocjom. Rozpłakał się, uderzając pięściami, kopiąc i niszcząc wszystko, co miał w zasięgu ręki. Wiedział, że jego dom, już nie jest jego definicją bezpieczeństwa. Nie ma tam, czego szukać. Znienawidził swojego ojca, całym sercem, całym sobą. Poprzysiągł zemstę. Nie wiedział, jak, ale czuł, że musi. Zniszczy go, i będzie chronił Lottie! Nie pozwoli, by stało się jej coś złego! (...)
*KONIEC RETROSPEKCJI*
~Elizabeth~   
- Lottie, nie bój się, obronię cię! Będzie dobrze! - usłyszałam, jak ktoś coś mówi, przez co drastycznie zostałam wybudzona ze snu. Otworzyłam oczy i spojrzałam na twarz mojego oprawcy. - Nie! - krzyknął, ale oczy miał zamknięte. On gadał przez sen.
Zatrzymałam wzrok na każdej z osób siedzących w samochodzie. Większość, albo spała.... Nie, w zasadzie wszyscy spali, oprócz mnie i "kierowcy", spokojnie popijającego kawę.
Co?! Rozejrzałam się jeszcze raz, i dopiero teraz zorientowałam się, że stoimy..., na jakiejś stacji..., z brzydkim kolorem na szyldzie.... Jak można zrobić pudrowo - różowy szyld do stacji benzynowej?! Jak?! Ja się pytam?!
Moment....
.... Skup się, El!
"Kto to Lottie?" - przemknęło mi przez myśl. Znacząco odchrząknęłam, i chciałam się podnieść, do siadu, bo teraźniejsza pozycja była niewygodna. Niestety nie udało mi się to, ponieważ duża ręka chłopaka, kurczowo z każdym słowem zaciskająca się na moim ramieniu, mi to uniemożliwiała. Bolało, i to bardzo. Ściskał tak mocno, że przez myśl przemknął mi fakt, że odcina mi dostęp krwi do ręki.
Po chwili nie wytrzymałam i głośno pisnęłam. Lokowaty psychopata, przeniósł swój, wcześniej wpatrzony w jakiś punkt, wzrok i pytająco uniósł brew do góry.
Popatrzył to na mnie, to na Louis' a, i mruknął obojętnie:
- Lou, stary, wstawaj! - nic, żądnego odzewu. Popatrzyłam na swoją rękę, która przeraźliwe zsiwiała. Harry wzruszył ramionami, i wrócił do picia swojego napoju.
- Auć! - wydarłam się przeraźliwie, gdy paznokcie chłopaka mocno wbijały się w moją skórę, a czerwona ciecz wytrysła z rany.
Moim krzykiem obudziłam już chyba wszystkich, oprócz NIEGO! Przy jakich odgłosach on zasypia, skoro to go nie obudziło.
- Louis, stary! - jego wspólnicy, próbowali go obudzić, ale przez chwilę miałam wrażenie, że tak, jakby się go bali? Dziwne....
- Puść! - piszczałam, próbując się wyszarpać.
- Lou! Wstawaj!  - w końcu któryś uderzył go tak, że pod wpływem nacisku i zdezorientowania, puścił moją rękę, a ja sama sturlałam się na wycieraczki. Jęknęłam pod wpływem mocnego zderzenia z zimnym podłożem, ale to nie miało znaczenia. Ciekawsze było to, co wyprawiali ci "na górze".
Mężczyzna po przebudzeniu, zaczął nerwowo rozglądać się dookoła, i ze zdziwioną miną patrzeć po wszystkich.
- Co się... - zaczął, ale chyba sam nie wiedział, co robić i mówić.
- Krzyczałeś coś, o jakiejś Lottie.... Wszystko w porządku stary? - zapytał blondyn, i ze współczuciem, ale i niewiedzą popatrzył na chłopaka.
- Nie! Nic nie jest w porządku! - warknął, i wyszedł z auta, trzaskając drzwiami.
"Teraz! Teraz!" - Jakiś głos krzyczy w mojej głowie. Zaraz, zaraz, teraz mam jakąkolwiek szansę ucieczki!
"Szybko idiotko, klamka, po lewej! - właśnie klamka!
Już chciałam za nią nacisnąć, gdy drzwi same się otworzyły.
- Nawet nie próbuj! - syknął brunet, i usiadł na miejscu Louis' a. - Ucieczka w najlepszym wypadku, skończyłaby się dla ciebie śmiercią! Ale podkreślam: W NAJLEPSZYM!!! Więc zastanów się następnym razem, czy warto uciekać, laluniu! - powiedział jadowitym tonem, i z powrotem związał mi ręce. Gdy skończył wykonywać tą czynność, wziął mnie na kolana, i mruknął obojętnie: - Śpij! - ze strachem spojrzałam w jego ciemne oczy, które nie wyrażały absolutnie nic. - Śpij! - powtórzył i westchnął. Posłusznie zamknęłam oczy, ale teraz już nie zasypiałam. Za bardzo się bałam, i za duża niewiedza przemykała po mojej głowie.
Kto to Lottie?
Kim jest ten zmienny brunet?
I..., czemu wszyscy bali się Louis' a, a on mu się przeciwstawia?
~Zayn~
Szybko wysiadłem z auta, zaraz po Louis' ie, i starałem się dogonić rozwścieczonego chłopaka.
- Stary, co ty odstawiasz?! Do końca oszalałeś?! - krzyknąłem za nim i zatrzymałem się w miejscu. - Lou.... - powiedziałem już dużo spokojniej.
- Co ja odstawiam?! Ja?! - wydarł się na cały regulator, i machał rękami w górze. - Ja?! - powtarzał.
- Stary, co jest? - spytałem już spokojniej, patrząc na wściekłego szatyna.
- Co jest?! Co jest?! - na chwilę się zaciął, i starał opanować. - Lottie, jest.... - powiedział spokojniej, i położył ręce na twarzy, głośno wciągając powietrze.
- Nie, Lou! Nie ma, Lottie! Co ty bredzisz?! - teraz to już nic, ale to absolutnie nic nie rozumiałem. - Lottie nie ma.... - powtórzyłem i podszedłem do chłopaka.
- Jest! - krzyknął. - Już wiem, kogo przypomina mi ta, lalunia! - wydarł się, zdzierając sobie struny głosowe, i uśmiechając się psychopatycznie i szaleńczo.
- Nie rozumiem.... - nie dał mi skończyć, bo wykrzyknął:
- Lottie! Lottie, do jasnej ciasnej! Ta głupia.... - tym razem to ja nie dałem mu skończyć.
- Kto? Kto przypomina, Lottie? - szepnąłem cicho i popatrzyłem wyczekująco na chłopaka.
- Kto?! Kto przypomina Lottie?! - sprawiał wrażenie szaleńca, ale rozumiałem jego zachowanie. - A weź się przyglądnij pannie-mogę-wszystko-bo-moi-rodzice-mają-masę-forsy! - krzyknął, i odwrócił się do mnie tyłem, zmierzając w kierunku wejścia do sklepu.
- Lou, nigdy nie widziałem twojej siostry, skąd mogłem wiedzieć? - zapytałem ze skruchą.
- No, popatrz! - krzyknął. - To oboje się pomyliliśmy! Bo skąd człowiek wiedział, że zdjęcie sprzed kilku miesięcy, będzie zupełnie inne niż teraz?! - syknął, i zniknął za drzwiami sklepiku.
Spuściłem głowę i szurając butami, wróciłem do chłopaków stojących przy aucie i palących papierosy.
- Chcesz? - zapytał Harry, wyciągając ku mnie rękę z paczką petów. Pokiwałem przecząco głową, i już chciałem wsiadać, gdy zobaczyłem, że ta mała, chce uciec. Wściekłem się. Obszedłem samochód od tyłu i szybko otworzyłem drzwi.
Ta dziewczyna strasznie zaczęła mi działać na nerwy. Związałem jej ręce, i kazałem spać.
Oparłem się o zagłówek i sam, przymknąłem oczy.
Sama w sobie, ta cała "Lizzie" mi nie przeszkadzała, ale znienawidziłem ją, że wróciła Louis' owi, te chore wspomnienia.
W momencie, kiedy on stara się zapomnieć o tym wszystkim, zjawia się wymalowana, plastikowa lala, z nie wiadomo skąd, i robi zamieszanie. A bez niej, było tak pięknie!
Czy wiedziałem, kim była Lottie?! Oczywiście, cóż za pytanie! Co prawda, w życiu jej na oczy nie widziałem, ale Lou raz mi o niej opowiadał, i miałem wtedy okazję zobaczyć ukradkiem jej zdjęcie. Wbiłem sobie ją całą do głowy, i dzięki temu, teraz widziałem to podobieństwo, gdy bliżej jej się przyglądałem. Lottie była przepiękną, młodą dziewczyną. Czy to samo mogę powiedzieć o Elizabeth? Nie wiem.
Zaraz, momencik! Elizabeth, El, Liz, Lizzie....
Lizzie, Lottie, Lizzie, Lottie, Lizzie....
No, dobra, to tylko zwykła zbieżność. Ale, rzeczywiście są podobne!
(...)
Wiem, dlaczego Lou tak zareagował. Jej temat nigdy nie był dla niego łatwym. Raz mi o niej opowiedział, i to by było na tyle. Nie znosił rozmawiania o niej, wspominania i niej, itp. Tylko ja z całej naszej piątki, a właściwie pięćdziesiątki, wiedziałem o Lotts, i byłem wdzięczny Louis' owi, że powierzył mi część swoich wspomnień.
Jest moim najlepszym przyjacielem! I zawsze będzie, chociaż, gdy się poznaliśmy, nic na to nie wskazywało. Uśmiechnąłem się pod nosem na samo wspomnienie tego dnia.... Tamten dzień był początkiem wszystkiego, przynajmniej, dla mnie....
* RETROSPEKCJA*
Dzisiejszy dzień w Detroit, był wyjątkowo pochmurny. Wysoki brunet, żwawym krokiem zmierzał w kierunku swojego przeznaczenia. Od tego, jak wypadnie, zależały jego dalsze losy.
Po chwili zatrzymał się przed wielkimi drzwiami, i nerwowo, ręką przeczesał włosy, które po wykonaniu tej czynności, znalazły się w jeszcze większym nieładzie.
Po długiej, ciągnącej się w nieskończoność, wewnętrznej walce, popchnął mosiężne drzwi, i znalazł się w środku, jednego z lepszych uczelni w tym mieście. Zaciągnął się zapachem starych książek, który unosił się w powietrzu.
Niepewnie ruszył w kierunku schodów, i zaczął podążać ku swojemu powołaniu. Kochał humanistykę, i wiedział, że w tym kierunku chciał się dalej kształcić.
W niedługim czasie znalazł się przed drzwiami, osoby, która miała przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjną. Westchnął, po raz ostatni, i wszedł do środka....
(...)
Opuszczał budynek z niekrytym rozczarowaniem. Czego się spodziewał?! Że pstryknie palcami, i już?! Był zły na samego siebie! Mógł wyjść lepiej, dobrze o tym wiedział, ale stres zrobił swoje!
A przecież to przesłuchanie przebiegało tak dobrze! Zapowiadało się świetnie, a tu coś takiego!
Ze spuszczoną głową zaczął zmierzać w kierunku swojego miejsca zamieszkania.
Wyciągnął telefon z kieszeni, i począł odpisywać na sms - a, w uszach mając słuchawki.
W pewnym momencie telefon wypadł mu z ręki. Cicho zaklął pod nosem i schylił się po roztrzaskany sprzęt elektroniczny. 
Już chciał się podnosić, gdy zauważył, że otacza go dwoje ludzi.
Zdziwiony wstał, i spojrzał na postawnie zbudowanych mężczyzn, patrzących na niego, wzrokiem nie wyrażającym niczego dobrego.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytał, i starał się uśmiechnąć, ale wyszło mu to marnie. Podejrzani faceci popatrzyli po sobie, po czym szyderczo się uśmiechnęli. Zatkali chłopakowi usta, i wrzucili do samochodu, bliżej nieokreślonej marki.
(...)
Siedemnastolatek siedział przywiązany do krzesła, i cudem próbował się wyszarpać z niewygodnych więzów.
Po chwili do pomieszczenia weszło pięciu mężczyzn. Trzech wyglądało na dobrze po trzydziestce, natomiast pozostała dwójka była dość... młoda.
Mężczyźni, którzy go porwali obstawili drzwi, a dwójka młodzianków stanęła po obu bokach jakiegoś faceta.
Brunet ze zdenerwowania głośno przełknął ślinę, i przyjrzał się każdej osobie w pomieszczeniu. Głos jednego z nich wyrwał go z zamyśleń:
- Witamy panie Malik... - wykrzyknął pewnie i uśmiechnął się podejrzanie. - Mamy dla pana pewną propozycję....
Bez wahania się zgodził! Bo..., co mu szkodzi?! Nie ma nic do stracenia..., no chyba, że rodzinę tego i człowieczeństwo, bo to z chwilą wstąpienia do tego całego gangu, utracił na zawsze.
Chęć pieniędzy, których potrzebował była silniejsza od wszystkiego....
Nie wiedział jeszcze, jak wielkim błędem była ta jego decyzja.... Jak wiele ludzi przez nią ucierpiało. Bo, po 10 zabitym człowieku, następni przestali mieć jakiekolwiek znaczenie! Utracił człowieczeństwo do tego stopnia, że z pomocą reszty, był w stanie wymordować każdego, nawet własną rodzinę! Co niewątpliwie zrobił....
 *KONIEC RETROSPEKCJI*
Jeszcze raz popatrzyłem na dziewczynę, i objąłem swoją zimną dłonią jej szyję, na co lekko się wzdrygnęła. Z każdą sekundą zaciskałem ją coraz mocniej..., jeszcze tylko kilka sekund, i będzie po niej! Rządza mordu, jaka mnie wobec niej garnęła, była silniejsza, niż wyrzuty sumienia, i świadomość tego, ile kasy za nią zgarniemy. Oj, Lizzie, zaczęła się dusić, i tracić przytomność. Ups, biedna, rozpieszczona "księżniczka".
Kilka sekund!
Trzy,Dwa, Je...
- Zostaw ją! - usłyszałem znajomy głos i zamarłem.







"Jest na świecie ta­ki rodzaj smut­ku, które­go nie można wy­razić łza­mi. Nie można go ni­komu wytłumaczyć. Nie mogąc przyb­rać żad­ne­go kształtu, osiada cias­no na dnie ser­ca jak śnieg pod­czas bez­wiet­rznej nocy".

                                                                                           (Haruki Murakami)









Hej, i mamy kompletnie nieudany rozdział 4!!! Nie miałam absolutnie żadnej motywacji do pisania go!:( Prosiłam o 10 komentarzy, a dostałam 3!!!;(
Nie wiem, jak mam was przekonać, że klawiatura nie gryzie. Sama w końcu jakoś, przecież rozdział napisałam:)

Powtórzę informację z początku rozdziału: PROSZĘ, ABY SKOMENTOWAŁ GO KAŻDY, KTO CZYTA MOJEGO BLOGA!!! (P.S. anonimki niech pod komentarzem się podpiszą:))

Mi osobiście podoba się sama końcówka rozdziału, bo reszta kompletnie mi nie wyszła:(
Ale to już zostawię, do waszej oceny:) Piszcie, kogo nie lubicie, za kim przepadacie, czyje przemyślenia lubicie czytać najbardziej:)
Yhy, no tutaj poznaliście Lou z trochę innej strony..., ciekawe dzieciństwo, co nie?? Jeszcze, jak to pisałam, słuchałam jakiejś takiej dołującej piosenki, i płakać mi się chciało;(
W ogóle od wczoraj mam takiego doła, że nic mi się nie chce, i nawet nie wiem, jakim cudem, TO napisałam...
I jeszcze jedna sprawa, a mianowicie: ZAPRASZAM DO ZAGLĄDANIA I KOMENTOWANIA ZAKŁADEK:) Stworzyłam nawet specjalną, w której możecie zadawać pytania naszym "kochanym" bohaterom i autorce xD, przemyślenia, z tym co będzie się działo dalej, itp.

Osobiście lubię postać Louis' a, w tym opowiadaniu, nie wiem, dlaczego, ale lubię:P. A moja przyjaciółka ma do mnie pretensje, że zrobiłam go złego.... :D Jestem okrutna, wiem o tym:) (P.S. To nie była twoja wina!;))
To..., do zobaczenia:
Natka99<3 


13 komentarzy:

  1. "Przyjęło po ok. 20 minutach, i zabrało nieprzytomną dziewczynkę. Rodzice natomiast brali potrzebne rzeczy, i chowali je do auta, aby zawieść je Lottie.

    - A ja? - zapytał w pewnym momencie chłopiec. - Mnie nie weźmiecie ze sobą? - był na skraju wyczerpania i rozpłakania, chociaż w jego głosie dało się wyczuć dławiony szloch.

    - Ciebie?! - spytał tata surowym, ale jednocześnie ironicznym tonem. - Ciebie?! - powtórzył.

    - Gregor, daj mu spokój. - poprosiła cicho mama.

    - Ty chcesz do niej jechać?! Przypomnę, że to przez ciebie zabrało ją pogotowie! - mężczyzna zlekceważył prośbę żony, i pewnym siebie krokiem podszedł do syna, którego w jednej chwili potrafił znienawidzić. W końcu zrobił krzywdę, jego córeczce.

    Z każdym jego krokiem chłopiec cofał się do tyłu, aż w końcu potknął się o dywan, i ciężko upadł, uderzając przy tym mocno w stolik. Teraz już nie wytrzymał. Łzy bezradności, rozczarowania i strachu wypłynęły z jego oczu. Nie oczekiwał żadnych gratulacji, ani wieńców laurowych, ale liczył w duchu, że rodzice będą chociaż z niego dumni.... A tu?! Proszę! Taka niespodzianka!

    Spuścił głowę i cicho wyszeptał:

    - Nic jej nie zrobiłem....

    - Nic?! To, dlaczego twoja siostra leży w szpitalu?! - zakpił z niego mężczyzna. - Nie chcę cię więcej widzieć w tym domu! Słyszysz?! Zjeżdżaj stąd, gówniarzu! I więcej nie wracaj!

    - Greg! To przecież nasz synek! - wyszeptała jego żona, i podeszła podnieść zapłakane dziecko. Otarła jego oczy i pocałowała w czółko. To był jej synek, i nikt nie miał prawa go skrzywdzić! Jednak nie potrafiła się przeciwstawić mężowi, bo wiedziała, że nie miałaby z nim szans. Jednak była pewna, że nawet, jeśli jej synek będzie zmuszony odejść, ona znajdzie go. Choćby na końcu świata!

    - Caroline, zostaw go! On już nie jest naszym synem! - kobieta z przestrachem i obrzydzeniem popatrzyła na męża, ale dziecka nie puściła.

    - Nienawidzę cię! - krzyknął chłopiec w stronę ojca, wyrwał się mamie, i wybiegł z domu." - miałam łzy w oczach, gdy to czytałam. Jak można coś takiego zrobić własnemu dziecku???!!!!!
    No dobra teraz z innej beczki: rozdział genialny. I więcej nie mów tak, że ci nie wyszedł, bo kocham to w jaki sposób piszesz tego bloga. Trzymający w napięciu i strachu:D...
    Końcówka zwaliła mnie z nóg i gdybym nie siedziała na krześle, to już dawno leżałabym na ziemi...
    Czekam na next'a. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, jaki długiiii komentarz, ale to nic lubię takie xD No, smutna jest historia Louis' a, ale co poradzić - takie życie:( Nieraz niemile nas zaskakuje i daje nieoczekiwane rezultaty....
    No, sama jestem zakończona końcówką, bo sama takiego czegoś nie przewidywałam, ale stwierdziłam, po tym, jak koleżanka mnie poprosiła o nieoczekiwany zwrot akcji, że trzeba dramatycznie zakończyć:D
    Cieszę się, że rozdział ci się podoba i do zobaczenia,
    Natka99<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli już wiem, że mam pozwolenie pisać dłuuuugie komentarze. I jeszcze dzięki, że dodałaś tak szybko...

      Usuń
  3. Niesamowity *-*
    http://life-has-become-a-failure.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. co tu duzo pisac?¿?rozdzial jak zawsze swietny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdział jest naprawdę świetny !! :D <3 i właśnie, że ci się udał i to bardzo :D czekam na następny rozdział :)) uważaj będę cię o to męczyć byś dodała jak najszybciej nexta heh :* ( Zimkaa :* heh )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba:) Oj, następny dopiero za tydzień:( Ale myślę, żewarto będzie czekać;)

      Usuń
    2. Napewno ;)

      Usuń
  6. Suuuper rozdział <33 *.* widać , że mnóstwo serducha do niego włożyłaś :D Zdj haha , dziękuję <33 Karmelek :D

    OdpowiedzUsuń
  7. super rozdział, końcówka genialna czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super <3
    Czytam i nie waż się zawieszać :D
    †Marika†

    OdpowiedzUsuń
  9. Louis jest świetny :-) a rozdział wciągający :-D erza

    OdpowiedzUsuń