sobota, 8 lutego 2014

02: "Czeka nas..., mała przejażdżka...."

~Rose~
Usłyszałam pisk kobiety, a po chwili ktoś podbiegł do niej i oboje wnieśli mnie do środka. Ułożyli na sofie i przykryli kocem. Podali mi coś ciepłego do picia, co ostatecznie mnie ożywiło. Para wodna unosząca się znad kubka, przyjemnie muskała moją twarz.
- Kim jesteś? - spytała zdziwiona kobieta.
- Ym..., Rosalie Carter, mieszkam niedaleko.... - wyjąkałam.
- Mówiłaś, że kogoś porwali?
- Tak! - powiedziałam i poderwałam się na równe nogi. - Jacyś mężczyźni porwali moją siostrę! Pomogła mi... - mój głos się załamał, a ja spuściłam głowę.
- Może powinnaś zgłosić to na policję? - zasugerowała zaniepokojona pani Houston (tak pisało na domofonie...).
- Ale, co ja im powiem? Nie widziałam twarzy porywaczy! - pisnęłam zrozpaczona.
- Nie wiem. Wspomnij o porwaniu, opisz swoją siostrzyczkę...
- Mogę skorzystać z telefonu? - zapytałam. Jedynymi osobami, jakie przyszły mi do głowy, były Carrie i Sophie.
- Dobrze..., proszę. - podała mi sprzęt elektroniczny, a sama opuściła pomieszczenie. Wystukałam odpowiedni numer na klawiaturze.
"C: Słucham?
  R: Cześć Carrie, tu Rose! Mam problem!
 C: Rosie? To nie twój numer..., co się stało?
 R: Porwali Lizzie!
 C: C - co?! Jak to?!
 R: Nie wiem! Dalej to do mnie nie dociera! Podeszli, złapali nas, Eli jednego kopnęła,     a potem pamiętam, jak uciekałam.
 C: I zadzwoniłaś na policję?
 R: N - nie, jeszcze nie....
 C: Dlaczego?!
 R: No, bo... no, bo!
 C: Czekaj, zaraz biegnę do Soph, i zadzwonimy! - powiedziała i zakończyła połączenie."
- Ale, to moja siostra! - mruknęłam i zaczęłam wystukiwać numer na policję.
~Elizabeth~
Powoli starałam się podnieść ciężkie powieki. Nie potrafiłam poruszyć, jakąkolwiek częścią ciała.
Moja głowa leżała na czymś zimnym, nie - lodowatym i twardym.
Włosy miałam zlepione jakimś świństwem, a w buzi miałam metaliczny posmak, który świadczył o krwi.
Słyszałam, jakąś rozmowę, a właściwie kłótnię, ale byłam zbyt otumaniona, żeby cokolwiek zrozumieć.
Czułam okropne mdłości i pieczenie w okolicy twarzy. Głowa pulsowała mi z bólu, i miałam tak strasznie zdarte struny głosowe i obolałe gardło, że nie mogłam mówić. Cały czas miałam wrażenie, jakby jeździł po mnie walec drogowy. Jeśli kiedyś zdarzyło wam się coś takiego, to wiecie, co czułam.
- Cicho być! Chyba się budzi! - warknął jakiś nieznany mi głos, co zmusiło mnie do delikatnego otworzenia oczu. Miałam mroczki przed oczami, obraz mi się rozmazywał, i wszystko, jakby wirowało...
- Jak się spało księżniczko?! - ktoś odezwał się sarkastycznym tonem, a po chwili kopnął mnie w brzuch. Cicho jęknęłam i zwinęłam się "w kłębek" z bólu. Zaraz usłyszałam chłodny i bezuczuciowy śmiech. Po chwili zostałam mocno chwycona za ramię i gwałtownie pociągnięta w górę, przez co żołądek podskoczył mi do gardła.
- Zwiążcie jej ręce! - rozkazał trzymający mnie mężczyzna. - JUŻ!!! - krzyknął, kiedy nikt nie zareagował. Nagle moje ręce zostały mocno złapane i pociągnie do tyłu, po czym ktoś przewiązał je mocnym i raniącym moje nadgarstki - sznurem. Głowę miałam spuszczoną, i próbowałam w jakiś sposób przywrócić mój wzrok do normalności. W duchu modliłam się, aby nie zwrócić całej zawartości żołądka, na osobę stojącą przede mną, po czym zdawałam sobie sprawę, że od rana nic nie miałam w ustach.
Kiedy mężczyzna skończył, zostałam puszczona i ciężko upadłam na ziemię. Zacisnęłam mocno wargi i powieki, co pozwalało zapomnieć o niewyobrażalnym bólu i strachu, jaki spowodowali ci mężczyźni. Mimo wszystko, nie tak łatwo było mnie złamać. Swoje w życiu przeszłam i nauczyłam się sobie radzić.... No, prawie....
Podkuliłam nogi i schowałam w nich twarz.
- Laluniu, NIE IGNORUJ NAS! - mruknął zdenerwowany głos, po czym poczułam mocne uderzenie w policzek. Podniosłam twarz, mrużąc oczy, a włosy ubrudzone zapewne krwią opadły mi na twarz. Wyglądałam zapewne, jak męczennica, ale, czy to moja wina? Właśnie! Odpowiedź jest prosta: NIE!
Zastanawia mnie w tym wszystkim jedno, a mianowicie: czemu mnie nie zabito, tylko porwano?! W Mullingar tak naprawdę nie dochodziło do żadnych porwań, tylko do morderstw!
- Dlaczego mnie porwaliście? - odważyłam się zapytać. Szczerze, to myślałam, że powiedział to ktoś inny. To, co oni przed chwilą usłyszeli, to na pewno nie był mój głos. Mój głos, jest... głosem, a to przypominało warczenie potwora: ochrypnięte, bezuczuciowe, ale z bólem, ledwo co wypowiedziane, z powodu gardła wyschniętego na wiór!
Niepewnie skierowałam swój wzrok, który wcześniej skupiony był na "niesamowicie ciekawej" ścianie, na osobę, która była najbliżej mojego zasięgu wzroku.
- Dlaczego? - szepnęłam cicho i patrzyłam w oczy chłopaka, które swoim wzrokiem omiatały wszystko i wszystkich, ale nie mnie. Przygryzłam policzek od środka, starając zapanować nad łzami, zbierającymi się w moich piekących oczach.
Uparcie patrzyłam na jego twarz, i nie zamierzałam przestawać, dopóki, nie odpowie mi na pytanie.
Rodzice nauczyli mnie dwóch ważnych rzeczy: pierwszej - nigdy się nie poddawać i dążyć do wybranego celu. Drugiej - wierzyć w marzenia i ich spełnienie, bo mogą one zaskoczyć w każdej chwili.
Ale nie jestem pewna, czy to pierwsze, przy ludziach tak nieobliczalnych, jak ci mężczyźni, będzie dobrym posunięciem.... No nic. Warto spróbować.
W końcu mężczyzna odwrócił na mnie swój wzrok, i przyglądał mi się z niekrytym wstrętem.
"Sam mi to zrobiłeś, człowieku!" - mówiła moja podświadomość, i pierwszy raz w 100% się z nią zgadzałam.
Musiałam wyglądać naprawdę żałośnie, kiedy patrzyłam się na niego, takim zbolałym wzrokiem, który pełen był niewiedzy i rozpaczy. Jego wzrok nie wyrażał zupełnie nic. Bezuczuciowy dureń! Patrzył na mnie pustym spojrzeniem, które mówiło: "odpuść, bo zerwiesz..., a nie i tak zerwiesz".
Spuściłam wzrok, co w tej chwili okazało się błędem, bo, gdy tylko to się stało, usłyszałam ciche prychnięcie z jego strony. Właśnie przegrałam pierwszą potyczkę, którą sama rozpoczęłam. Nie była to jakaś wielka bitka, która pokazuje, ile ktoś ma siły.... O, nie! To było znęcanie się nad kimś nie fizycznie, ale psychicznie. A, ja to przegrałam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, z tego, że nie mam w tej sytuacji nic do gadania. Jedna, malutka dziewczynka, o wygórowanej ocenie całego świata, przeciwko czterem, uzbrojonym facetom?! Którzy w każdej chwili mogą zadać jeden trafny cios, i mnie zabić?! To śmieszne!
Jestem ciekawa, czy będą mnie szukać.... Czy zadzwonią na policję, czy będą za mną tęsknić? .... Czy w ogóle nie zauważą mojego zniknięcia....
Nigdy nie zwracali na mnie uwagi! Przez cały ten czas byłam sama.... Byłoby pewnie jeszcze gorzej, gdyby nie Rosie, Car i Sophie. One..., one zastępowały mi rodziców, których nigdy nie było, kiedy ich potrzebowałam! Zawsze liczyła się praca, i tylko praca! Nie ja..., uważali mnie tylko, za chodzący problem, na który trzeba wydawać pieniądze.
Ale nie zawsze tak było.... Jednak jeden dzień, potrafił zmienić zupełnie wszystko! I nic już nie było, jak dawniej.
- Ok, cześć Liam. - w tej chwili zorientowałam się, że mężczyzna, który jest źródłem moich problemów, skończył rozmawiać przez telefon.
- Siostra tej gówniary, zadzwoniła na policję! - krzyknął, mocno uderzając pięścią w ścianę. Czułam spojrzenia ich wszystkich na sobie, co było, po 1: niezręczne, i po 2: przerażające. - Pożałujesz tego! - syknął nachylając się nade mną, i mocno ciągnąc za włosy, przez co pisnęłam z bólu.
- Przestań! - pisnęłam, przez co, znowu dostałam w twarz.
- Zapamiętaj sobie jedno! Odzywasz się tylko wtedy, kiedy ci każę, rozumiesz?! W innym przypadku siedzisz cicho! - warknął mi prosto w twarz.
- A co, jeśli się odezwę?! - zdobyłam w sobie na tyle odwagi, żeby mu odpowiedzieć.
- Ty, śmieciu! - krzyknął, i zaczął mnie okładać pięściami.
- Louis, cicho! Uspokój się! Koniec! - krzyknął dwóch mężczyzn, odciągając go ode mnie. Moje serce biło tak szybko i głośno, że miałam wrażenie, że słyszy to każdy, bez wyjątku. Dobra, teraz to boję się, już nie na żarty. Ten człowiek jest nieobliczalny!
- Ja zdecyduję, kiedy będzie koniec! - syknął, i popatrzył na mnie z wściekłością.
- Lou! Liam, przełączył na podsłuch rozmowę! Bądź cicho, bo nic nie usłyszymy! - powiedział brunet. To dopiero sprowadziło wyrywającego się mężczyznę na ziemię.
- Dobra, włączaj! - powiedział obojętnie. Dość gwałtowna ta jego zmiana nastrojów.... - Rozpieszczona idiotka! - mruknął i kopnął mnie, po czym usiadł obok mężczyzny w lokach.
"Bałwan!" - przeszło mi przez myśl, ale nie odważyłam się już więcej odezwać. Całą swoją uwagę przelałam na telefon jednego z nich.
* ROZMOWA TELEFONICZNA *
Policjant: Dobry wieczór. Tu Komenda Główna Policji w Mullingar, nazywam się Liam Payne, w czym mogę pomóc?
Rose: Dobry! Chciałam zgłosić porwanie!
Policjant: Proszę poczekać, wezmę sobie tylko kartkę i długopis, żeby zapisywać, co panienka będzie mówić. (...) Gotowe! Może panienka zacząć..., chwileczkę, mam drugi telefon! Słucham?
Carrie i Sophie: Dobry wieczór!
Policjant: Dobry wie...
C i S: Chciałybyśmy zgłosić porwanie! Porwano naszą przyjaciółkę...
Policjant: Dobrze, proszę chwileczkę...
R: Dlaczego dzwonicie?! To MOJA siostra!
C i S: A nasza przyjaciółka!
Policjant: Jeśli chcecie, możecie zeznawać razem...
R: Dobrze, to ja pierwsza! To tak, moja siostrzyczka nazywa się Lizzie...
C i S: Elizabeth!
R: Właśnie, Elizabeth! Carter! Ma...
C i S: Teraz nasza kolej! Ma 17 lat.... Chodzi do liceum na Cooker Street!
Policjant: Dobrze, teraz proszę opisać wygląd dziewczyny...
C i S: Lizzie!
Policjant: Dobrze, Lizzie.
R: Brzydka, bardzo brzydka. Odrażająca twarz, ma taki świński ryjek. Trochę przypomina Shrek'a. Niska...
C i S: To nieprawda! Liz to śliczna brunetka, ma zielone oczy, nie... Duże, zielone oczy..., mały nosek, pełne malinowe usta, szatynka, średniego wzrostu...
R: Oj, nie przesadzajcie z tym wyglądem! Urodą, to ona nie grzeszy!
C i S: Żartujesz?! To jest jedna z ładniejszych dziewczyn w szkole!
R: To chyba znacie mało osób z naszego liceum...
Policjant: Czy mogę wam na chwilę przerwać?
C i S + R: Nie!
Policjant: Chciałem zasugerować, żeby panienki doszły do porozumienia...
R: Właśnie! Słyszycie?!
C i S: To odnosiło się do ciebie! Dobra, na pewno to szatynka...
R: Z zielonymi oczami...
C i S: Pełnymi malinowymi ustami...
R: Małym nosem..., zaraz, zaraz! Jakie malinowe usta? Pudrowy róż.
C i S: Chyba kolorów nie rozróżniasz! Nieważne, niech pan wpisze jakiś pośredni odcień...
Policjant: Niestety, ale nie znam się na odcieniach różu...
R: Nie ważne... To, tak, uznajmy, że średniego wzrostu....
C i S: Szczupła...
R: Yyh... czy szczupła, to nie jestem pewna...
Policjant: To szczupła, czy nie?!
C i S + R: Tak!/Nie! ... Ej!
R: Ubrana była w starte, jasne jeansy, szare kozaki i kolorową kurtkę, czarną czapkę z napisem: "Fun"... I to chyba tyle z ubioru...
C i S: Znajdziecie ją?
Policjant: Postaramy się zrobić co w naszej mocy! Z samego rana powiadomimy inne jednostki...
R: Za późno! Proszę już jej zacząć szukać!
Policjant: Dobrze.... Aha, jeszcze jedna sprawa. Jak wyglądali ci porywacze?
C i S: To powinna powiedzieć Rosie!
R: Właśnie! Zostawcie to mi! Chociaż...
Policjant: Jakiś problem?
R: Było ciemno, i niewiele było widać...
Policjant: A zapamiętała panienka coś? Jakieś specyficzne rysy, czy coś w tym stylu?
C i S: Dalej, Rosie! Wysil te szare komórki! Musisz coś pamiętać!
R: Nie krzyczcie na mnie, bo to rozprasza! (...) Było dwóch mężczyzn. Pierwszy był trochę wyższy, ale niedużo. Miał kręcone włosy i ochrypły, dość straszny głos.... Drugi był niższy, włosy miał postawione na żelu i miał bardzo... ekhem... dość wysoki głos..., ale to on wydawał się tu rządzić. Obydwoje byli dobrze zbudowani i mieli broń!
Policjant: To rzeczywiście niezbyt dużo, ale dobre i to... Proszę przyjechać na komisariat, tam będzie czekał na panienki, Joe. Będzie szukał z wami, i wezwie inne jednostki!
C i S + R: Dziękujemy, do widzenia!
Policjant: Do... zobaczenia....
* KONIEC ROZMOWY TELEFONICZNEJ *
Przełknęłam głośno ślinę i wciąż wpatrywałam się w telefon.
- Jest mądrzejsza, niż przypuszczaliśmy! - mruknął zgaszony blondyn. Reszta tylko pokiwała głowami. Po chwili, mój porywacz wstał i wyszedł do innego pokoju, po czym wrócił i rzucił obok mnie jakieś ubrania.
- Teraz słuchaj mnie uważnie! Rozwiążę ci teraz ręce, a ty grzecznie się przebierzesz. Nawet nie myśl o ucieczce! - ostatnie zdanie wycedził przez zaciśnięte zęby.
Poluźnił więzy, które sama mogłam zdjąć. Wzięłam do ręki ubrania, które po rzuceniu na nie okiem, wydawały się za duże.
Mężczyźni stanęli przede mną tak, że odgradzali mi jakąkolwiek drogę ucieczki.
"Świetnie!" - pomyślałam.
- Mogę iść do toalety? - pisnęłam nieśmiało.
- Po co?! - prychnął lokowaty.
- Przebrać się... - poczułam, jak moje policzki robią się czerwone, więc spuściłam głowę.
- Chyba nie zrozumieliśmy się za dobrze! Albo przebierzesz się TUTAJ sama, albo my ci pomożemy! - mężczyzna powiedział to surowym tonem, po czym dziwnie się uśmiechnął....
W ekspresowym tempie zrzuciłam z siebie ubrania, i nałożyłam na siebie, te, które dostałam.
- Po co to? - spytał brunet, uważnie przyglądając się moim poczynaniom.
- Bo tamte baby, powiedziały w co jest ubrana, a tak się składa, że przy Liasiowi siedzi drugi policjant... Przezorny zawsze ubezpieczony. - mruknął (domniemany) Louis. Podszedł do mnie i z powrotem mnie związał. Sznury raniły moje biedne, niewinne nadgarstki.... Kiedy skończył, pociągnął mnie w stronę drzwi.
- Czeka nas..., mała przejażdżka.... - szepnął mi do ucha, po czym otworzył drzwi.

 "Nieśmiało budziła się we mnie nadzieja, że oto stąpam po wodzie, za­miast w niej tonąć."

Stephenie Meyer









Cześć, przychodzę dzisiaj do was z rozdziałem nr 2!!! Fanfary proszę:)
Chciałabym podziękować, za śliczne komentarze:D Kocham je, wiecie? Dalibyście radę pod tym rozdziałem dobić do 2 razy większej ilości komentarzy, niż pod poprzednim postem?;) Jeśli tak, rozdział pojawi się za tydzień w sobotę!!!:)
Tego bloga prowadzi mi się łatwo, bo mam spisane pomysły naprzód, i trzymam się planu, nie tak jak 1 blog, co do którego, każdy z mojej rodzinki musi wtrącić swoje 3 grosze, więc jest to totalna improwizacja:)
Do zobaczenia,
Natka99<3



8 komentarzy:

  1. genialne już czekam na kolejne!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. <3 Natalia , napisz ksiązkę...wyślij do druku i już...
    PS.szykujemy zemstę? wiesz na kogo....

    OdpowiedzUsuń
  3. O JEZU... Nie przepuszczałam, że to będzie takie świetne. W duchu modliła się, aby nic jej nie zrobili. Już domyślam się co będzie w następnym rozdziale tego wspaniałego bloga. Jeszcze nigdy nie czytałam tak trzymającego w napięciu opowiadania. I to jest boski. Uwielbiam główną bohaterkę Lizzie. Trochę smutno mi się zrobiło jak zastanawiała się czy wogóle ktoś będzie jej szukać. Mogę się założyć, że porywaczami byli Lou i Harry, ale myślę, że dowiemy się w swoim czasie.WOW To jest chyba najdłuszy komentarz jaki w życiu pisałam. Czekam na next. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam i się zachwycam, musisz coś wydać !

    OdpowiedzUsuń
  6. Czemu ją tak bije, boże... ;/ ;ccc
    Vas Hapennin

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny.
    Ale wydawało mnie się, ze podczas rozmowy telefonicznej z policjantem Rose, Carrie i Sophie zachowywały się lekko dziecinnie. Możliwie, że to przez nerwy...
    Mimo to wciąż jestem zaczarowana.
    Poczytam jeszcze...
    April Forbes

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział :-) mimo że nie spodobały mi się niektóre postaci ;-)

    OdpowiedzUsuń