poniedziałek, 3 lutego 2014

01: "Myślałaś, że nam uciekniesz?!"

~Elizabeth~


Razem z moimi przyjaciółkami: Carrie i Sophie zmierzałyśmy w stronę pracowni biologicznej, gdzie miałyśmy następną lekcję.

Ledwo, co przebierałyśmy nogami. Jednak wf z panem Collins'em, potrafi dać w kość.
Próbowałyśmy właśnie wdrapać się po schodach, co było nie lada wyczynem, biorąc pod uwagę, to, że w ogóle nie czułyśmy kończyn.

Mówiłam już, jak bardzo nienawidzę wf?! I nie rozumiem, dlaczego my ćwiczymy, wylewamy siódme poty, i dajemy z siebie wszystko, a klasowe "plastiki", przez całą lekcję siedzą na ławce, a ich częste wymówki?! Bo złamie mi się paznokieć, bo nóżka mnie boli... Przecież to żałosne!
- Co czarownico, nóżki bolą?! - zapytała z kpiną Alex, która żwawym krokiem, ale "z gracją", próbowała nas wyprzedzić.
- Skoro ona jest czarownicą, to uważaj, żeby cię nie zamieniła w żabę! - powiedziała Carrie, stając naprzeciwko Aleksandry, i z wyższością patrząc jej w oczy. - Bu! - szepnęła, a "Barbie", wzdrygnęła się i pobiegła, ciągnąc za sobą Zoe.

Popatrzyłyśmy po sobie, a potem wybuchłyśmy śmiechem. Jak my uwielbiałyśmy nabijać się z ich naiwności.
- Ej, dziewczyny, spokój! - powiedziała Soph, próbując się uspokoić, a gdy już jej się to udało, spytała: - Słyszałyście o tych "tajemniczych" morderstwach na Wallington Street? Chore, nie?
- Według mnie, niektórzy po prostu myślą, że są lepsi i silniejsi od innych, jak zaszpanują, że potrafią wyjąć pistolet i strzelić w kogoś.... - mruknęłam, ale tak naprawdę sama się bałam tego, co ostatnio dzieje się w mieście.... Ludzie boją się wychodzić z domów, bo nigdy nie są stuprocentowo pewni, że do nich wrócą!
- Niechętnie, ale muszę ci powiedzieć, że masz rację.... - szepnęła Car. - To, co dzieje się w Mullingar, zdecydowanie nie jest normalne!
- W sobotę zamordowali moją sąsiadkę! Kobieta miała z 70 lat i była najmilszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam! A na domiar złego, mama nic o tym nie wiedziała, i wysłała mnie do babci, na drugi koniec miasta. Czułam się, jak Czerwony Kapturek! Poruszałam się w "paszczy wilka"!
- Dlaczego w "paszczy wilka"? - spytałam zaciekawiona.
- Dziewczyny, sorry, że wam przerwę, ale ta twoja sąsiadka nie mogła być najmilszą osobą, jaką znasz.... - powiedziała po chwili namysłu Carrie.
- Jak to? - szepnęła Sophie.
- Co "jak to"? Przecież znamy już niejaką pannę Aleksandrę Reggson. - powiedziała poważnym tonem, po czym wybuchłyśmy śmiechem.
- Ej, to nie jest śmieszne! - Sophie próbowała zachować powagę, pomiędzy salwami chichotu. - Carrie! - dopiero te słowa sprowadziły nas na ziemię.
Już miałyśmy skręcać w korytarz z pracowniami do przedmiotów ścisłych, gdy nagle zobaczyłam w rękach chłopaka z równoległej klasy, gazetę o dość intrygującym nagłówku.
- Hej! Mogę ją na chwilę zobaczyć? - wskazałam na gazetę, i uśmiechnęłam się najładniej, jak umiałam.
- Jasne... - chłopak nie zdążył odpowiedzieć, bo jego czasopismo, już znalazło się w moich rękach.

Soph i Car otoczyły mnie po obydwu stronach, zaczynając czytać artykuł:
"Kolejne morderstwa w Mullingar"
Tak brzmiało hasło nagłówka! Pod nim znajdowała się długa lista osób zamordowanych w ciągu tego tygodnia i zdjęcie. Szczerze, to wolałabym na nie, nie patrzeć, gdyby nie fakt, że skądś znałam te rysy twarzy, i miejsce, w którym leżała.
- Charlie... - szepnęła przerażona Carrie.
- Kto? - zapytałam zdziwiona.
- Charlotte Green..., no wiesz, z rocznika młodszego od nas, chodzi...
- ... na kółko dziennikarskie. - dokończyłam. Wiedziałam, kim była Charlie, tylko to zdjęcie przyćmiło moje logiczne myślenie. Chodziłyśmy razem na te zajęcia. Raz miałyśmy nawet napisać razem jakiś reportaż! Jakim cudem ta nieśmiała dziewczyna, o wielkim harcie ducha, nie żyje? Przecież...
- Przecież ona skończyła lekcje, godzinę temu! - powiedziałam z pretensją w głosie. Moje przyjaciółki tylko to potwierdziły. - O, Boże! - zakryłam usta dłonią, i kręciłam głową z niedowierzaniem.
- Dzięki za gazetę! - szepnęła Sophie, i oddała ją temu chłopakowi.
- Przecież, przecież..., ona miała całe życie przed sobą! - pisnęłam żałośnie, a łzy bezradności zaczęły spływać po moich policzkach.
- Nie płacz, Lizzie! - Car pocieszająco mnie przytuliła.
- To, co dzieje się w tym mieście, jest chore. - powiedziałam. - Chore! - podniosłam głos, przez co kilkoro uczniów dziwnie się na mnie popatrzyło.
- Liz, Liz! - usłyszałam wołanie. - Liz, mam pytanie! - wydyszała moja siostra, kiedy znalazła się obok mnie.
- Co? - mruknęłam zgaszona.
- Czy Emilie może z nami dzisiaj wracać do domu? No, wiesz, samochodem? Bo jej nie ma kto zabrać, a jazda autobusem, może być niebezpieczna.
- Jasne. - powiedziałam obojętnie. W tej chwili usłyszałam cichy dźwięk piosenki "Holiday" Green Day'a. Pokazałam mojej siostrzyczce, żeby przez chwilę była cicho, po czym odebrałam połączenie.
"- Halo?
  - Cześć córciu! Posłuchaj, musicie wrócić do domu komunikacją miejską, bo my z tatusiem, mamy ważne spotkanie, i musieliśmy wyjechać do Liverpool'u. Nie gniewaj się!
- Jasne, to nie wasza wina... - mruknęłam.
- Cieszę się, że rozumiesz! Muszę kończyć! Pa! - po chwili rozległ się dźwięk przerwanego połączenia."
- Pa. - powiedziałam sama do siebie i schowałam telefon do kieszeni.
- Co chciała mama? - zapytała Rose.
- Mówiła, że musieli wyjechać, i że my, tak jak Emilie musimy wracać do domu busem!
- Jak to?! - pisnęła.
- Daj spokój! Co takiego może się stać? - spytałam chociaż w mojej głowie już przelatywały stada czarnych scenariuszy.
- Wiesz przecież... - mruknęła Rosalie.
- Będzie dobrze! - starałam się uśmiechnąć, ale chyba nie wyszło mi to przekonująco. - A teraz zmykaj na lekcje!
(...)
Rose, tak jak obiecała, czekała w szatni, aż skończę lekcje. Szybko podała mi kurtkę i pociągnęła za rękę.
- Chodź, bo się spóźnimy! - pisnęła i wybiegła przede mną. Włożyłam do uszu słuchawki, a na głowę narzuciłam kaptur.
- Czekaj, bo pod auto wpadniesz! - mruknęłam wlokąc się za nią. Po "cudownym" wf-ie bolała mnie każda część ciała, oprócz tego w nogach miałam takie zakwasy, że zastanawiające było to, dlaczego jeszcze mogłam się poruszyć.
Ale, tym razem Rose miała rację. W ostatniej chwili wsiadłam do autobusu i obolała usiadłam obok zdyszanej szatynki.
- Mówiłam, że się spóźnimy! - mruknęła, ale zostawiłam to bez odpowiedzi. Dziewczyna wzięła sobie jedną słuchawkę i włożyła do swojego ucha.
- Możesz przełączyć? - zapytała.
- Nie. -i na tym skończył się nasz dialog. Z siostrą dogadywałam się w miarę dobrze ( jeśli oczywiście nie brała moich rzeczy bez pytania ), ale, że była straszną gadułą, to wolałam nie poruszać żadnego tematu, ciągnącego się w nieskończoność....
(...)
Wysiadłyśmy na przystanku, który był najbliżej naszego domu.
Popatrzyłam, na polny kawałek, który miałyśmy do przejścia, i ciężko westchnęłam.
Ros złapała mnie pod ramię, i tak zmierzaliśmy do celu.
- Lizzie, a co jeśli coś nam się stanie? - szepnęła dziewczyna, która już od jakiś 15 minut jazdy w niemalże pustym autobusie, cała się trzęsła. Ale miała powody! Byłyśmy na kompletnym pustkowiu, do tego zrobiło się ciemno, bo późno skończyłam zajęcia, a do tego było z -20 stopni na mrozie!
- Wiesz, miejsca takie, jak te, są lubiane przez morderców! - mruknęłam chcąc ją nastraszyć!
- Eli przestań! Nawet tak nie żartuj! - moja siostra była już przerażona. Wzruszyłam ramionami, i spuściłam głowę na moje ośnieżone buty. - Liz, kto tam jest? - po chwili moja siostra, zatrzymała się i zaczęła wpatrywać w określony punkt przed sobą.
- Pewnie ci się zdaje... - mruknęłam, i chciałam ją pociągnąć do przodu.
- Liz.
- No co?
- Patrz. - szepnęła żałośnie, a ja skierowałam swój wzrok, w kierunku, który wskazywała Rose. Rzeczywiście w oddali majaczyły sylwetki dwóch mężczyzn, którzy z każdą chwilą byli coraz bliżej.
Cofnęłam się do tyłu, aby stać przy siostrze. Moje serce biło tak szybko, że myślałam, że zaraz wyskoczy mi na zewnątrz. W buzi całkowicie mi zaschło, a nogi zrobiły się, jak z waty.
- Wiesz, że cię kocham? -szepnęłam w stronę siostrzyczki.
- Ja ciebie też! - pisnęła. Wiedziałam, że strach sparaliżował nas obie. Teraz pozostanie nam tylko czekać na śmierć, która jest bliżej nas z każdą sekundą.
~Louis~

- Kolejna udana akcja! - mruknął Harry, i opadł na sofę, która niepokojąco zaskrzypiała.
- Ta, bardzo.... - powiedziałem ironicznie. - Po co niby obrabywać banki, skoro ludzie, wszystko i tak z nich wybrali?! - zapytałem wnerwiony.
- W sumie..., ale ten przerażony wzrok tych pracownic... bezcenny! - zaśmiał się Hazza.
- Co to za papiery? - spytał Niall, rozkładając się w fotelu z paczką chipsów i puszką coli.
- Nieważne! - warknąłem, i zacząłem je zbierać.
- Te, blondi, jak tak dalej będziesz zdrowo się odżywiać, to szafa trzydrzwiowa pozazdrości ci twoich wymiarów! - lokowaty złośliwie się uśmiechnął i poszedł do kuchni.
- A tak, apropo! Gdzie Liam? - westchnął Zayn, ściągając kominiarkę, i pomagając mi zbierać papiery ze stołu.
- Co to za ludzie? - zapytał zaciekawiony, przeglądając wcześniej zgarnięte przez siebie kartki papieru. - I co oznaczają przy nich cyfry: 2, 14, 9, 18?!
- Nie powinno cię to interesować! - warknąłem, wstając i zabierając mu kartki.
- Mimo wszystko, wszyscy jedziemy na jednym wózku, więc miło by było, gdybyś informował nas o swoich zamierzeniach! - podniósł głos.
- Są to listy najbogatszych ludzi mieszkających w Irlandii! Zadowolony?! - syknąłem wściekły.
- Po co ci to? - zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Właśnie, po co? - zapytał Harry, który wrócił do salonu, ze szklanką wypełnioną jakimś płynem... Whisky.... Takie małe uzależnienie Styles'a.
- Ty się nie interesuj! - warknąłem.
- Liam jest zajęty zatuszowywaniem naszej kradzieży! - wypalił ni z tego, ni z owego Niall. Wszyscy popatrzyliśmy na niego, jak na idiotę, i wróciliśmy do poprzedniej konwersacji.
- Po co ci to?! - krzyknął Malik.
- Bo może nie zauważyłeś, ale brakuje nam pieniędzy! ... Co ten kryzys robi z człowiekiem... - fuknąłem pod nosem.
- I co zamierzasz Sherlok'u?! Wiesz ile oni mają zabezpieczeń, ochrony, sejfów, i tych innych badziewi?!
- Cyfry, to pozycje jakie zajmują! - zignorowałem jego uwagę i kontynuowałem. Malik może był mądry, ale ja byłem sprytny, więc nie miał, co mi podskakiwać!
- Jak to? - zaciekawił się Harry.
- W takim razie, gdzie numer 1? - zapytał Zayn, tym razem ignorując Harry'ego, co nieźle go wkurzyło. Wyjąłem kartkę z kieszeni spodni i podałem ją mulatowi.
- Mark i Annabeth Carter, 40 i 41 lat, prawnicy, najbogatsi ludzie w Irlandii...
- Wyjechali do Anglii na szkolenie, czy coś takiego... - mruknął Niall.
- I dobrze! - wykrzyknąłem, i udając radość, klasnąłem w dłonie.
- I co cię tak cieszy, idioto? - mruknął Harry.
- Co?! A może fakt, że zostawili swoje córeczki... same... w Mullingar..., mieście ŚMIERCI!
- Zamieniam się w słuch! - powiedział szatyn.
- Pamiętacie, co było, gdy urodziła się ta pierwsza? Moja matka była prawnikiem, więc czasem podsłuchiwałem co mówiła. - na chwilę urwałem, zagryzłem dolną wargę, i ze świstem wypuściłem powietrze. - Rozpieszczali to dziecko, spełniali każdą jej zachciankę. Myślicie, że teraz jest inaczej?
- Nie rozumiem.... - stwierdził Malik.
- Daj mi dokończyć! ... A gdyby ją tak porwać?!  Zdajecie sobie sprawę z tego ile kasy zapłacą za oddanie jej?
- Ta..., i ile policji wynajmą.... - mruknął pod nosem, potem dodał nieco głośniej. - Naprawdę, nie chcę narażać się na trafienie do paki! A myślisz, że oni nie wezwą policji?! To prawnicy! A, wiesz, ile już nam grozi?! Morderstwa, kradzieże, a to tylko część! Namierzą ją, a przez to my trafimy do kicia!!! - zbulwersował się.
- To urocze, że myślisz, że mogą nas złapać. - podsumowałem jego monolog.
- Louis... - westchnął.
- Harry! - zignorowałem bruneta. - Wchodzisz w to?!
- Porwanie? - udał chwilę namysłu. - Jasne, chłopie!
- Teraz tylko musimy wykapować, jak dostać się do jej domu....
- Nijak, wraca dzisiaj sama do domu..., możecie ją porwać po drodze.... - mruknął Niall, nadal oglądając telewizję.
- Skąd ty to niby wiesz?! - bąknąłem niechętnie.
- Podsłuchałem jej rozmowę z siostrą! - podniosłem jedną brew do góry. - No, co?! Nudziło mi się.... - wzruszyłem tylko ramionami.
- Ruszaj tyłek, Styles!
- Czemu?
- Idziemy po panienkę Carter! - uśmiechnąłem się złowieszczo.
- Nóż, czy pistolet? - warknął, leniwie schodząc z kanapy.
- Obydwa! - syknąłem i wyszedłem z domu. 
~Elizabeth~
Mężczyźni stali dokładnie na przeciwko nas. Niczym się nie wyróżniali od normalnych facetów, z wyjątkiem tego, że jeden miał burzę loków na głowie....
- Przepraszam... - szepnęłam, i usiłowałam ich wyminąć, gdy nagle poczułam mocny ucisk na nadgarstku. - Auć! - pisnęłam.
- Nigdzie nie idziesz! - warknął mężczyzna z lokami, i zacieśnił ucisk.
- Lizzie! - krzyknęła moja siostra, która trzymana była przez tego drugiego. Próbowałam się wyrywać, ale nic to nie dało. Nim zdążyłam się namyślić, kopnęłam chłopaka w krocze. Ten zawył z bólu, a jego wspólnik był tak zdziwiony, że przez przypadek puścił Rose.
- Rosie, uciekaj! - wrzasnęłam, a sama zaczęłam biec w przeciwnym kierunku, nie oglądając się za siebie.
- Łap ją idioto! - powiedział ten drugi.
Biegłam, przed siebie. Nic nie widziałam, bo było ciemno. Nagle potknęłam się o coś, i mocno upadłam na ziemię. Cicho zawyłam z bólu, jaki odczuwałam w lewej dłoni. Poczułam coś ciepłego płynącego po niej. Krew. Bolało.
I w momencie, kiedy już chciałam się podnieść, i uciekać, poczułam mocnego kopniaka w żebro, a po chwili ktoś usiadł na mnie okrakiem.
- Myślałaś, że nam uciekniesz?! - wysyczał lodowatym tonem. Po chwili przyłożył coś metalowego do mojej szyi. O, Boże! On miał broń!
Złapał moją dłoń i przejechał po niej ostrzem, powodując, że z rany zaczęło sączyć się jeszcze więcej czerwonej cieczy. Syknęłam z bólu.
Szarpałam się i krzyczałam, aż ktoś zatkał mi usta, czymś mokrym i dziwnie pachnącym. Po chwili zaczęło mi się kręcić w głowie, a potem..., potem "zgasło mi światło".
~Rose~


Zatrzymałam się dopiero, przed drzwiami jakiegoś domu. Zadzwoniłam dzwonkiem, i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Ciężko dyszałam po kilku kilometrach biegu.
Po chwili drzwi otworzyła młoda kobieta,w fartuchu, i przyglądała mi się podejrzliwie.
- Porwali ją! - wydusiłam z siebie, po czym z braku sił osunęłam się na ziemię przykrytą śnieżnym puchem.


"Im większe w człowieku wewnętrzne roz­bi­cie, poczu­cie włas­nej słabości, niepew­ności i lęk, tym większa tęskno­ta za czymś, co go z pow­ro­tem sca­li, da pew­ność i wiarę w siebie."

                                                                                                           Antoni Kępiński












Hej, przychodzę do was dzisiaj z rozdziałem nr 1!!! Podoba wam się? Liczę na szczere opinie i uwagi na temat rozdziału. To naprawdę nakręca do dalszego pisania:)
Dacie radę dobić do 10 komentarzy? Byłabym bardzo wdzięczna za te nabazgrane kilka słów;) Każdy komentarz jest przeze mnie uwielbiany:D Następny rozdział planuję na sobotę, ale to zależy tylko od was, kiedy się pojawi:)
( Nawiasem mówiąc, wielkie podziękowania dla mojego rodzeństwa, które pomagało mi w pisaniu rozdziału:* )
Do zobaczenia,
Natka99<3





11 komentarzy:

  1. przegenialne Nati, strasznie wciąga, po prostu.........SUPER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    czekam na 2!!!!!!!!!!!!!!! dodaj szybko

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeej , suuper , teraz jestem baaardzo ciekawa co będzie dalej , kiedy zaspokoisz moją ciekawość ??

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialnee Nataa <33 Suuuper , pomysł z założeniem drugiego bloga byłświetny ! A ten blog jest bardzo ciekawy i troszkę mroczny , ooogroomna łapeczka w górę :) Ps. Zdj <333 <333 dziękuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG... To jest fantastyczne. Aż brak mi słów jaki masz talent!!!! Czekam na next'a :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurcze *_* Świetne normalnie nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) Masz talent dziewczyno ;) Wenki życzę <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. nie no..wiedziałam że będzie dobrze ale nie ,że zdobedziesz się na tak mocną akcję...(wiesz,chodzi mi o twój wstręt do krwi :D ) mogę śmiało powiedzieć , że jestem z ciebie dumna :* kc

    OdpowiedzUsuń
  7. PS. DZIĘKUJĘ ZA TŁO <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapowiada się MEGA ciekawie. ;* fajnie jakby któryś z nich się w niej zakochał np. Louis lub Niall. ;*
    Vas Hapennin

    OdpowiedzUsuń
  9. Po tylu miesiącach... jest 10!
    Genialnie piszesz. Wszystko idealnie się ze sobą komponuję.
    Masz duży talent.
    Jestem ogromnie ciekawa kolejnych rozdziałów.
    April Forbes

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział :-) jeśli napiszesz kiedyś swoją książkę kupię ją i na pewno będę twoją wielką fanką ;-)

    OdpowiedzUsuń