poniedziałek, 23 czerwca 2014

11: "Będzie dobrze. Teraz musi być dobrze...."

Ważna notka pod rozdziałem!:)
+
Dziękuję za wszystkie komentarze pod 10!:) Nawet nie wiecie, jak miło mi się je czyta!:),
a więc jak widzicie, im więcej motywujących i szczerych opinii, tym szybciej rozdział<3 (30 komentarzy = nowy rozdział..., dacie radę? :P)

PROSZĘ WAS WEŹCIE UDZIAŁ W TYM KONKURSIE! BARDZO MI ZALEŻY CHOĆ NA JEDNYM UCZESTNIKU! OCENY PRZECIEŻ WYSTAWIONE!:( jA PISZE ROZDZIAŁ DLA WAS, A WY NIE MOŻECIE ZROBIĆ DLA MNIE CZEGOŚ W ZAMIAN?;(

Miłego czytania<3



~Elizabeth~
Zdziwiona odsunęłam się od chłopaka i popatrzyłam na niego z niekrytym strachem.
- Co? - zapytał i uśmiechnął się. Zaraz, zaraz, Louis Tomlinson się uśmiechnął! Czy on jest pijany? Nie wiem.... Ale nie śmierdzi od niego alkoholem.... - No co?
- N- nic.... - wyjąkałam i spuściłam głowę, chcąc zmierzyć się z mętlikiem, jaki w niej powstał. Jego zachowanie było dla mnie niezrozumiałe, nieodgadnione.
- Liz.... - szepnął i delikatnie podniósł mój podbródek, spoglądając w moje oczy. Dopiero teraz zauważyłam, że jego źrenice są tak niebieskie. Jak ocean! Można było w nich utonąć i nigdy nie wypłynąć.... Moment! Elizabeth, co ty najlepszego wyprawiasz! Nienawidzisz go!
"Ale jego oczy są takie piękne..." - nie prawda! Są obrzydliwe! Zdradliwe! Kłamliwe! Nieprzewidywalne! Zmienne! Smutne! Błyszczące! Śliczne....
"Liz, przestań!" - nie mogę! Czuję się, jakby mnie zahipnotyzował, jakbym była teraz całkowicie zależna od niego....
"Nie możesz mu pokazać, że jesteś słaba!" - ale jestem....
"Nie jesteś! Nie bądź głupia!" - nie jestem?
- Cz- czego chcesz? - powiedziałam wystraszona i gwałtownie się od niego odsunęłam. Nie dam mu tej satysfakcji.
- Czemu zakładasz, że przychodzę tu, bo czegoś chcę? - zapytał wyraźnie rozbawiony. Co jest niby takie śmieszne?!
- Bo ostatnio, jak tu przyszedłeś, byłam prawie martwa! - krzyknęłam, a w moim spojrzeniu widoczna była wściekłość.
- El... - szepnął spokojnie i podszedł bliżej mnie, zagradzając mi jakąkolwiek drogę ucieczki. - Zrozum, że....
- Daj mi spokój! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, nie rozumiesz?! Zabrałeś mi wszystkie wartości, jakimi do tej pory żyłam! Co z tego, że i tak były już poszarpane i zniszczone! Prawda?! Bo ja jestem tylko nic niewartym śmieciem! - zacytowałam jego słowa, zdzierając sobie przy tym gardło.
- Nie mów tak! - syknął, a jego tęczówki na zmianę robiły się ciemniejsze i jaśniejsze. - Nic nie wiesz, nie rozumiesz! - oparł swoje ręce na moich ramionach, co sprawiło, że zaczęłam się wyrywać.
- Racja, zbyt głupia jestem! - krzyknęłam i splunęłam w jego twarz, nieźle go przy tym wkurzając.
- Ja cię przyszedłem przeprosić! Ale, jeśli twoje zadufane ego jest zbyt szerokie, aby to pojąć, to wybacz księżno, ale mam to gdzieś! - warknął, odcinając mi swoją bliskością, dostęp do tak potrzebnego tlenu.
- Za co?! Za co mnie chcesz przeprosić?! Za to, że mnie porwałeś?! Że mnie pobiłeś i okaleczyłeś?! Za to, że pokazałeś mi, że jestem nikim?! - nic nie mogłam poradzić na to, że już po chwili, słone łzy zaczęły spływać po moich zaczerwienionych z emocji policzkach.
- Nie, za to, że wtedy ściągnąłem kłopoty na ciebie i na siebie. - wyszeptał i przyłożył swoje wargi, na miejsce, gdzie aktualnie spłynęła bezbarwna kropla, wyrażająca moją rozpacz.
- Z- zostaw mnie! - po tych słowach głos mi się załamał. - Dla ciebie wszystko jest takie proste! Twoje życie opiera się na szukaniu ludzi, których nienawidzisz, a potem na ich zabijaniu! W końcu nudzi ci się to, dlatego porywasz ich i katujesz! Dla ciebie to zabawa, ale dla innych koszmar! Więc pomyśl, zanim zrobisz to znowu! - i teraz stało się rzecz, której się nie spodziewałam. Przytulił mnie. Znowu. To takie dziwne uczucie, być w ramionach kogoś, kto w każdej chwili może cię zabić. Nie rozumiem tego.
"Ale czujesz się przy nim bezpieczna, Liz!" - to nie jest prawda! To nie może być prawda! Nie chcę, żeby to była prawda!
- Nie chcę ich krzywdzić.... - wyszeptał prosto do mojego ucha. - Ale to forma zapłaty, jaką muszą mi oddać. To moja własna zemsta. - po tych słowach ucałował jego płatek, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Uważam, że każdy człowiek powinien nosić przy sobie ostrzeżenie: uwaga omijać niebezpiecznego psychopatę, Louis'a Tomlinson'a, niestosujący się powinni uciekać, albo modlić się o przeżycie! - mruknęłam.
- Zabawne, że właśnie ty, to mówisz! - prychnął. - Osoba, która jako jedyna do mnie podeszła i za żadne skarby nie chciała odejść. - szepnął patrząc uważnie na moją pokaleczoną twarz.
- J- jak to? Nie rozumiem, o co ci chodzi! - wymamrotałam, ale po chwili zaczęłam rozumieć, o co mu chodzi.... Park, Martha, zgubiłam się, potrzebowałam do kogoś się przytulić, rozbity telefon, krzyk, płacz, przytulił mnie, ostrzegał mnie.... O, Boże! Jakim cudem tym chłopakiem z parku jest właśnie on?! Przecież na świecie żyje tylu ludzi! On mnie wtedy wziął na kolana i zaczął uspokajać?!
Zrobiło mi się duszno. Serce walił0 mi, jak oszalałe. W głowie kręciło mi się od nadmiaru wspomnień. Złych wspomnień.
- To nieprawda. To nie może być prawda... - szeptałam, kręcąc głową, i patrząc na swoje bose stopy.
- Liz, spójrz na mnie! - powiedział Louis, głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Nie może.... - szeptałam.
- Popatrz mi w oczy! - wyszeptał błagalnym tonem.
Spojrzałam. Nie wiem, i nie chcę wiedzieć czemu, ale spojrzałam. Żałuję. Tak bardzo żałuję.
- Pocałuj mnie... - wyszeptał nie spuszczając wzroku z moich zapłakanych oczu.
- Co? - pisnęłam.
- Pocałuj! - powiedział twardo, a potem nasze usta się złączyły.
Nie potrafię wyjaśnić tego, jak się wtedy czułam. Chciałam stąd uciekać! Wrócić do domu, nawet jeśli oznaczałoby to powrót, do katujących mnie rodziców. Nawet, jeśli oznaczałoby to depresję - która z pewnością, po tych wydarzeniach, nasiliłaby się. Delikatnie odchyliłam głowę, tak aby przerwać tą niezręczną sytuację.
- Idź sobie! - warknęłam zdenerwowana.
- El... - szepnął z wyraźnym rozczarowaniem. Dziwne, że jeszcze nie podniósł na mnie ręki.
- Idź! - krzyknęłam, na co chłopak podniósł się, i wyszedł.
Zostałam sama. Całkiem sama. Ponownie. 
Ale tym razem, nie żałowałam. Chciałam tej ciszy, tego spokoju, który umożliwiłby mi zastanowienie się nad moją obecną sytuacją. Ludzie przecież się nie zmieniają. Dlaczego Louis, tak się zachowuje, skoro mnie nienawidzi?
Czy podczas całej naszej egzystencji, choć przez chwilę nie możemy się zatrzymać?! Przestać gonić, za całym światem. Stanąć w miejscu i wrócić, do chwil, które chcielibyśmy zmienić. Przekształcić swoje życie na lepsze, i zmienić w nim wszystko, co złe i szkodliwe. Ale Bóg, wiedział, co robił, gdy stwarzał świat. Wiedział, że gdyby ludzie otrzymali za dużo władzy, mogliby ją źle wykorzystać. Zgarnęliby wszystko dla siebie i wciąż chcieliby tylko więcej i więcej. Zamiast dawać coś od siebie, tylko łaknęliby rzeczy, których mieć nie mogą.
Ale dał nam możliwość kształtowania tego, w jaki sposób żyjemy. Nie zmusza nas do określonych rzeczy. Dzięki niemu mamy wolną wolę, która pozwala nam samym podejmować decyzje. Ale jest jeden warunek: sami musimy brać odpowiedzialność, za skutki naszych czynów. Jeśli ukradniemy coś ze sklepu, nikt inny nie będzie miał poczucia winy, za nasz błąd. Nikt inny nie poniesie za to kary. To będzie nasza, indywidualna walka z samym sobą. Między dobrem i złem, które w nas drzemią. Bo każdy z nas jest dobry i ma sumienie. Nawet taki Louis. Po prostu niektórzy, zduszają to w sobie i ignorują do tej pory, aż całkowicie zatracą się na popełnieniu tych samych błędów, w przekonaniu, że to nic niezwykłego.
Oparłam ciężką głowę na dłoni i położyłam się na zimnej posadzce w celu odpłynięcia do krainy Morfeusza.
*RETROSPEKCJA*
"Elizabeth biegnie chodnikiem, prowadzącym do jej szkoły. Jest spóźniona i dobrze o tym wie. Ale zaspała i musi ponieść tego konsekwencje. Oby tylko rodzice nie dostali informacji od dyrekcji.
Palące powietrze, jak strzała przeszywa jej płuca. Nie ma kondycji, zdaje sobie z tego sprawę. Ale z każdym dniem jest coraz lepiej. Widzi to. 1 kilogram, 2, 5. Przestała już liczyć, ile schudła. Ważny jest efekt.
(...)
- Przepraszam za spóźnienie! - wydyszała , stojąc przy wejściu do pracowni humanistycznej.
- Siadaj. - powiedziała nauczycielka, i zanotowała coś w dzienniku. Dziewczyna posłusznie skierowała się w stronę ławek i zajęła miejsce w pierwszej ławce pod oknem. - Kochani moi, nie pogniewacie się, jeśli na chwilkę wyjdę? - pani Carren uśmiechnęła się ciepło i już jej nie było. Lizzie wiedziała już, co to znaczy.
- Te, spóźnialska! - usłyszała, przez co automatycznie się skuliła i spuściła głowę. Oczywiście! Klasowa elita! Jakżeby inaczej!
- Słonica! Na słuch ci padło! - po całej sali rozniósł się zduszony chichot.
- Kiedy zaczniesz chodzić w workach na ziemniaki? - krzyknął ktoś inny. - Jestem ciekawa jaki rozmiar ma taki wieloryb, jak ty! - pierwsze łzy zaczęły kapać z jej różnokolorowych oczu.
- Niedługo helikopterem trzeba będzie cię do szkoły przewozić, bo się do auta nie zmieścisz! - kolejna dawka jadu serwowana przez nich. Ale to było jej motywacją. Motywacją to dbania o siebie.
- Lizziątko ty moje, o.... - Alex zaczęła mówić, ale szatynka natychmiast jej przerwała.
- Dlaczego, tak bardzo mnie nienawidzisz?! Co ja ci takiego zrobiłam?! - wybuchła głośnym płaczem i wybiegła z sali, wpadając na nauczycielkę.
- Eli, co się stało? - zapytała, ale nastolatka jej nie słuchała. - Elizabeth, wracaj tu natychmiast!
(...)
W samej bieliźnie stanęła przed ogromnym lustrem wiszącym w jej pokoju. Niepewnym i chwiejnym krokiem weszła na wagę. 60. Dużo Zbyt dużo. Do jej zmęczonych oczu napłynęły łzy. Drżącymi rękoma sięgnęła po luźną bluzkę i spodnie od dresu.
- Zbyt gruba! - powiedziała surowym tonem. Z szafki nocnej wyjęła swoją przyjaciółkę. Żyletka. Szybkim ruchem zrobiła kilka głębokich nacięć na skórze pokrytej bliznami.
- Będzie dobrze. Teraz musi być dobrze.... - szeptała, robiąc kolejne kreski. - Tam będziesz ładna, lubiana, szczupła. Tam nie będzie ich! Tam nie będzie nikogo złego! Będę ja i dobrzy ludzie. Oni mnie zaakceptują... Co ja mówię?! - krzyknęła i rzuciła blaszkę gdzieś w kąt pokoju. Przed oczami miała czarne mroczki, spowodowane utratą zbyt dużej ilości krwi.
- Nikt mnie nigdy nie będzie chciał! Nie będzie kochał! Zawsze będę sama! Samotna, jak palec! Nie zasługuję na nikogo! Jestem zbyt głupia, zbyt brzydka! - krzyczała sama do siebie.
***
"Każdego dnia budzę się ze świadomością, że będzie tylko gorzej. Że nie daję rady. Nie widzę potrzeby, aby żyć. Jeśli zniknę, nikt tego nie zauważy. Nie jestem tego warta. Czasem, czasem spoglądam na słońce, na świat mnie otaczający i czuję, że tu nie pasuję. Że odpowiedzialność mnie przerasta. Czuję się, jak samotny listek na wietrze, którego nikt nie szanuje, i który jest niesiony przez wiatr, bez wcześniejszego zapytania o zgodę. Chcę, abyście byli szczęśliwi, abyście potrafili żyć pełnią życia. Proszę, nie zapominajcie o Rose. Tylko was ma na tym świecie. I proszę, dopilnujcie, aby nie uroniła żadnej łzy, kiedy mnie już nie będzie. Nie chcę, żeby cierpiała. Szukam tylko akceptacji, nic więcej. Mam nadzieję, że kiedyś ją znajdę. Pamiętajcie, że zawsze bez względu na wszystko, będę was kochać!   
Wasza Liz"
***
- Nie wiemy, kiedy się obudzi. Przykro mi. - mężczyzna w białym kitlu, smutnym wzrokiem spojrzał na kilkunastoletnią dziewczynę i opuścił pomieszczenie.
- Dlaczego mi to zrobiłaś? - wyjąkała i złapała bezwładną rękę siostry. - Aż tak bardzo mnie nienawidzisz? Życie naprawę nie ma dla ciebie żadnego znaczenia? - krople wypłynęły z jej pięknych i zazwyczaj wesołych tęczówek. - Wiesz, smutno mi bez ciebie. Bo, kto mnie obroni przed psycholami z naszej szkoły? - zaśmiała się z goryczą w głosie. - I kto powie mi, że odbija mi, kiedy śmieję się z głupich zwierzątek na internecie? - wychlipała. - Wróć do mnie, siostro!
***
- Co sprawiło, że chciałaś się zabić? - spokojnym tonem zapytała pani psycholog i poprawiła swoje okulary. To już 5 raz w tym tygodniu, kiedy próbuje to od niej wyciągnąć, ale jej się to nie udaje. - Możesz mi powiedzieć. - uśmiechnęła się. - Chcę ci pomóc!
- Nie potrzebuję pomocy! - warknęła nastolatka. I zaczęła rysować sobie długopisem po ręce.
- Ale... - wyjąkała zasmucona kobieta.
- I tak panią to nie obchodzi! - stwierdziła z grymasem na twarzy, po czym mruknęła: - Mogę już iść?!
- Tak. Sesja skończona. - westchnęła kobieta i zamknęła swój niemalże pusty zeszyt.
***
- Nawet, jeśli myślisz, że nic nie znaczysz, to zawsze możesz się mylić. Nigdy nie wiesz, czy swoją lekkomyślnością, nie sprawiasz komuś bólu! - kolejna sesja. Kolejna sesja, podczas której nastolatka nie powiedziała absolutnie nic. W końcu pani psycholog, postanowiła zasięgnąć innych metod. Ona będzie mówić, a Elizabeth - słuchać. - Rozumiem, że ci ciężko. Nie umiesz się otworzyć. Cierpisz. Ale każdy z nas potrzebuje zaczerpnąć rady, wygadać się, ulżyć swemu cierpieniu. - szepnęła, gładząc długie włosy dziewczyny.
- Nie zgodzę się z panią! - powiedziała i spojrzała na okno. - Samotność jest dobra, a milczenie - złotem. Po co, zawalać kogoś problemami, które i tak go nie obejdą?
- Dlaczego, z góry zakładasz, że...
- Bo zbyt wiele przeszłam, żeby wierzyć pierwszej, lepszej gadce....
***
- Lizzie, dzisiaj nasza sesja, będzie wyglądała nieco inaczej! - kobieta uśmiechnęła się ciepło i wskazała na krzesło. - Rozumiem, że jest ci ciężko otworzyć się przede mną, ale może postanowisz wyżalić się komuś w swoim wieku! - powiedziała i wskazała na blondwłosego chłopaka, bujającego się na krześle.
- Mamo! - jęknął. - Jestem spóźniony! - marudził.
- Siadaj i koniec rozmowy! - powiedziała kobieta, głosem twardym i zdecydowanym.
- Nie, nic się nie stało.... - wyszeptała Liz. - On nie musi spędzać ze mną czasu. Wiem, jaka to męka! - delikatnie uśmiechnęła się w stronę kobiety, aby wyglądać wiarygodnie. - To i tak niczego nie zmieni! - dodała.
- Wiesz co, mamo? - powiedział chłopak, uważnie lustrując szatynkę swoim wzrokiem. - Chyba zostanę....
***
- Przykro mi! - powiedział blondyn, kiedy psycholożka opuściła pomieszczenie, zostawiając ich  samych. - Naprawdę! - dodał, na co Elizabeth prychnęła pod nosem.
- Jasne! - mruknęła, rozkładając się wygodnie na beżowym narożniku. - Nic nie wiesz! - stwierdziła.
- Ale w końcu, z jakiegoś powodu tu trafiłaś, co nie? - pyta.
- Mówisz, że ci przykro, ale nie wiesz o mnie absolutnie nic! - podniosłam głos.
- Cierpisz! - również podniósł wzrok. - A to do współczucia, zupełnie wystarczy! Szczerze, nie obchodzi mnie, czemu tu jesteś, ani jak bardzo świat cię skrzywdził! - krzyknął, powodując, że wystraszona nastolatka, skuliła się, wciskając głębiej w fotel. - Ale żal mi się robi mojej mamy... - kontynuował. - ... kiedy wieczorami siedzi i płacze, bo chce, ale nie potrafi pomóc nastolatce, która widzi tylko i wyłącznie czubek własnego nosa! - warknął mierząc ją wzrokiem. - Więc następnym razem, przynajmniej udawaj, że po jej terapii wykazujesz jakąś poprawę! - dokończył spokojnym tonem.
- Łatwo ci mówić! - syknęłam. - Oceniasz mi, nie znając ani mnie, ani mojej historii! - krzyknęła. - Nie masz pojęcia, jak wiele wycierpiałam, zanim tu trafiłam! Ile musiałam przejść! Jak bardzo zniszczoną mam przez nich wszystkich! - dopiero teraz zdała sobie sprawę, że słone łzy spływają po jej wychudzonych policzkach. - Wiesz... - ciągnęła, łamiącym się głosem. - Dopiero tutaj uświadomiono mi, że przez własną głupotę o mało nie popełniłam samobójstwa! Może ci wszyscy ludzie to idioci, ale nie wpadłabym, na to, że mogę mieć anoreksję! - wychlipała. - I co?! Nadal uważasz mnie, za jakąś powaloną dziewczyneczkę, która owinęła sobie wszystkich wokół palca?! - nie powiedział nic. Po prostu podszedł i ją przytulił.
- Tak ciężko było ci się zwierzyć drugiemu człowiekowi? - spytał. El ledwo widocznie pokiwała głową. - Masz na imię, Elizabeth, prawda? - spytał, uspokajająco gładząc rękę jej plecy i delikatnie się uśmiechając.
- Tak, a ty? - szepnęła.
- Niall, jestem Niall.
*KONIEC RETROSPEKCJI*
~Niall~
Leżałem na kanapie w salonie i bezczynnie wpatrywałem się w sufit.
- Siema! - powiedział Louis i wszedł do kuchni. - Czemu jeszcze nie śpisz? - prychnął pod nosem.
- A tak, stwierdziłem, że będę czuwał! - powiedziałem markotnym tonem.
- No dobra, psycholog Tomlinson na służbie! - zaśmiał się szatyn wchodząc do salonu z piwem w jednej ręce i telefonem w drugiej. Co on dzisiaj taki wesoły? Ale niech będzie wesoły, przynajmniej jej nie skrzywdzi. - Coś taki przybity? - spytał i włączył telewizor. W tamtym momencie wyglądał, jak zwyczajny, niczym nie wyróżniający się dwudziestolatek, który chce pooglądać jakiś głupawy film.
- Coś mi się przypomniało! - powiedziałem szybko i wstałem. Szybko złapałem kluczyki do samochodu i wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta i oparłem dłonie o kierownicę. Wyjechałem na autostradę. Musiałem dostać się do mojej mamy! Na szczęście przeprowadziła się do L.A.! Ze skupieniem wpatrywałem się w drogę, analizując to, co przed chwilą mi się przyśniło.
Jak mogłem o tym zapomnieć?! To wydarzenie, zawsze, ilekroć robiłem coś złego, pojawiało się w mojej głowie! Dlaczego teraz go nie było?! Jakim cudem nie rozpoznałem jej twarzy, zachowania, charakterystycznego sposobu mówienia i pyskowania?! Czyżby siniaki, zakryły całe człowieczeństwo, jakie w niej drzemało? Albo to ja się zmieniłem! Może robienie krzywdy innym, sprawiło, że odgoniłem od siebie wszystkie wartości? Że stałem się nieczułym chamem! Ale ja przecież nie robię nic złego! Ja tylko... pomagam? Czemu w ogóle tak się zachowuję?
"Już nie pamiętasz?! Super bohater zapomniał o swoich mocach?!" - po jej spotkaniu, przysięgłem sobie, że obronię każdą dziewczynę, której będzie się działa krzywda! A potem, chęć pobicia kogoś wzrosła do tego stopnia, że zapomniałem o tym, co było moim właściwym celem.
Wciąż pamiętam, jak bardzo starałem się jej wtedy pomóc. Przychodziłem tam codziennie. Czasem nawet do domu. Zawsze z nią rozmawiałem i starałem się przy niej być, kiedy tego potrzebowała. Byłem jej ostoją. Mogła na mnie liczyć. Płakać na moim ramieniu, jak i śmiać się z mojego, czasem idiotycznego, zachowania. Jej gosposia mnie znała, lubiła. A w tamtym domu, byłem tak częstym gościem, że Lizzie czasem otwierała mi drzwi, zanim zdążyłem zapukać. Zawsze siadaliśmy na dywanie w jej samotni i opowiadała mi o tym, jak jej minął dzień. Potrafiliśmy przegadać cały dzień. Zawsze znalazł się jakiś temat do poruszenia, a czasem, po prostu pomagałem jej z zadaniami. Nie rozumiała większość rzeczy, których musiała się nauczyć. Obydwoje zazwyczaj nie rozumieliśmy, dlatego wraz z Marthą i Rose, robiliśmy doświadczenia. Pominę fakt, że raz spowodowaliśmy mini wybuch.... Dlatego zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele znaczy dla niej siostra. Nigdy tego nie mówiła. Nie pozwalała uczuciom wyjść na światło dzienne. A powiedzenie komuś, że jest jej przyjacielem, przekraczało jej siły. Była oryginalna. I ja, i ona wiedziała, o tym. Ale mimo wszystko, zawsze RAZEM stawialiśmy czoła problemom. Nigdy już nie była w tym całkiem sama. Rose, Carrie, Sophie, Martha i ja, byliśmy jej wsparciem. Nie wyobrażałem sobie wtedy sensu istnienia, bez niej. Była dla mnie wszystkim. Obydwoje staliśmy się swoimi odskoczniami od problemów. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że zależy mi na niej tak bardzo, że byłbym gotów, życie za nią oddać.
Ale wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Zawsze wszystko się musi zawalić, jak domek z kart. Właśnie taki obrót przyjęło moje życie. Jedna decyzja. Wszystko, co wspólnie zbudowaliśmy od nowa runęło. Przeprowadzka. Tylko tymi słowami potrafiłem żyć. Pamiętam, ile bezsennych nocy spędziłem z nią, tuląc jej drobne ciało do siebie. Ile łez wylałem. Ile wszystkich błagałem. A to i tak nic, a nic nie dało....
*REROSPEKCJA*
- Nie odchodź. - mruknęła nastolatka, stojąc przed drzwiami domu blondyna. - Nie wyjeżdżaj! - pisnęła żałośnie.
- Wiesz, że muszę. - chłopak nachylił się nad dziewczyną i popatrzył w jej oczy, w których widać było pierwsze oznaki płaczu. - Hej, mała! Nie smuć się! To tylko przeprowadzka, nie koniec świata! Jest jeszcze tyle różnych dróg komunikacji... - sam wątpił w swoje słowa. Była jego skarbem. Diamentem z najwyższej półki, który obiecał, że zawsze będzie chronić. Tak bardzo bał się, że ją skrzywdzi, że zapomniał o tym, iż życie to ciągłe podejmowanie ryzyka. Nie powiedział jej tylu rzeczy. Strach ogarniał jego serce. Za każdym razem, kiedy była obok, uśmiech pojawiał się na jego twarzy, a serce biło znacznie szybciej. Czuł się przy niej sobą, kimś kim zawsze chciał być. Czuł się potrzebny, a nikt inny nie sprawiał, że wychodził z takiego założenia. Dlatego, tak wielki ból sprawiał mu widok bezbronnej piętnastolatki, stojącej i czekającej, na jakąkolwiek reakcję z jego strony.
- Niall! Pośpiesz się! - krzyknął ojciec chłopaka.
- Liz... - szepnął blondyn, i chciał już przytulić wychudzoną dziewczynę, kiedy ta niespodziewanie się cofnęła.
- Nie. - zaprotestowała. Zapomniał. Podczas całej ich znajomości przytulił ją tylko raz. Nigdy więcej. Potrzebował tego, ale zawsze w sobie dusił.
- Lizzie, nie rób mi tego, nie dzisiaj! - jęknął, i złapał ją za ramiona. - Obiecaj mi coś! - powiedział. - Obiecaj, że, gdy mnie już nie będzie, ty nadal będziesz taka, jaka byłaś przy mnie! Taka, jaka byłaś, kiedy na mnie czekałaś! Nie popełniaj błędów z przeszłości! Nie wracaj do tego, do żyletki! Uwierz, nie potrzebujesz jej! Jesteś silna, dasz radę! To cię tylko wyniszcza! Sprawia, że cofasz się, a wszystko, co osiągnęłaś zostanie wymazane! - mówił szybko, ledwo łapiąc oddechy, a nastolatka szlochała, całkowicie tracąc widoczność.
- Niall! - tym razem odezwała się jego mama.
- Idę! - krzyknął i uśmiechnął się w stronę rodzicielki. - Pamiętaj! Nie pozwól, aby to wszystko, co naprawiłaś, znowu się zepsuło! - szeptał, kciukami gładząc jej policzki i stykając się z nią noskami.
- Ni... - zaczęła nastolatka, ale zacięła się nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. - Idź już.... - szepnęła zrezygnowana.
- Co? - nie dowierzał w to, co przed chwilą usłyszał.
- Idź już! - powiedziała zdecydowana. - Spóźnisz się na samolot! - dodała ciszej i spuściła głowę. Chłopak tylko niezauważalnie pokiwał głową i zaczął się oddalać w stronę samochodu. Schował torbę do bagażnika i zamierzał wsiąść do środka, gdy zatrzymał go cichy szept:
- Byłeś moim pierwszym prawdziwym przyjacielem... - odwrócił się i podszedł do dziewczyny, mocno tuląc jej osobę, do siebie. - Nigdy cię nie zapomnę, Niall....
*KONIEC RETROSPEKCJI*
Dojechałem apartamentowca mojej rodzicielki, i czym prędzej skierowałem się do jej mieszkania.
- Mamo! - szepnąłem, kiedy ją zobaczyłem.
- Niall, skarbie! Co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona.
- Mamo, proszę powiedz, że Lizzie jest bezpieczna w Mullingar!  - rozpłakałem się, jak małe dziecko. Pierwszy raz od..., wyjazdu....
- Nie wiem, tego kochanie! - spojrzała na mnie z troską w oczach.
- Mamo, muszę wiedzieć, że to nie ona jest porwana, bita i przetrzymywana! - powiedziałam z naciskiem. - Mamo, czemu nic nie mówisz? - zapytałem przybity.
- Bo, to właśnie ją porwano! - kobieta popatrzyła na mnie z bólem.
- Nie, nie! - histeryzowałem. Czego ja oczekiwałem?! Że kiedy pojadę do niej, to wszystko to okaże się kłamstwem?!
- Niall, kotku, czemu tak nagle sobie o niej przypomniałeś? - spytała zasmucona. Lubiła El. Podniosłem swoje spojrzenie, na kobietę i bez zastanowienia wypaliłem:
- Bo chyba ją kocham, mamo....

"Życzę ci od­wa­gi, jaką ma słońce, które codzien­nie od no­wa wschodzi nad wszelką nędzą świata.

Niektórzy po za­pad­nięciu zmro­ku już nie pot­ra­fią uwie­rzyć w słońce. Bra­kuje im tej od­ro­biny cier­pli­wości, aby docze­kać nad­chodzące­go po­ran­ka. Kiedy prze­bywasz w ciem­nościach, spójrz w górę. Tam cze­ka na ciebie słońce.

Ono nie omi­ja ni­kogo. Ciebie też nie omi­nie,
Jeśli nie scho­wasz się w cień. Z każdym dob­rym człowiekiem, który za­mie­szku­je ziemię, wschodzi ja­kieś słońce."

  Phil Bosmans







Hej, dodaję dzisiaj rozdział 11!! (Fanfary proszę!:)) Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i, że płakaliście, jak bobry, bo ja prawie :o Dziwne...:D
Z tą ważną notką to chodzi mi o komentarze i konkurs:) (A właściwie, nie o to, ale nie pamiętam o co mi chodziło, ale jak nie dodam tej ważnej notki, to będę mieć pretensje to samej siebie:P)
Co do komentarzy, do zauważyliście, że im więcej ich jest i im szybciej się pojawiają, tym większą mam motywację do dalszego pisania, a co się z tym wiąże - do dodania rozdziału:)Kocham wasze opinie<3
A co do konkursu, to proszę, proszę, proszę:) Chcę wiedzieć, że moi lojalni czytelnicy są naprawdę lojalni!:) A wiem, że są! Ufam wam, wiecie?:( A wy mnie zawodzicie;( Codziennie wchodzę na maila, z nadzieją, że będzie jakaś praca, a tu nic:( Zizi, Fizzle Bizzle, ROSE!!! Wierzę w was!:)


Komentarz rozdziału - cz. 3:

Należy do Martiny Zarre:

Niedawono znalazłam tego bloga i muszę przyznać że naprawdę mi się podoba.
Przeczytałam wszystkie rozdziały po kilka razy :-)
Naprawdę świetnie piszesz a jak ktoś jeszcze raz napisze że źle piszesz to go znajdę i zajebie-.-
A wracając do tego rozdziału to...wow! Zajebisty jak go czytałam to tak się jarałam Louis'em że jest miły i w ogóle.Na retrospekcji ryczałam a na końcówce umarłam.
~I LOVE IT~

Gratulacje<3
No to tyle:)
Do zobaczenia,
Natka99<3

32 komentarze:

  1. Genialny! czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O jejciu. Pierwsza moja reakcja jak przeczytałam rozdział: A aaa aaa aaa aaa!!!!! Pocałowali się! Nie mogę w to uwierzyć! Czuję że Louis choć trochę zmieni się wobec El. Był taki miły?
    Kolejna rzecz: jej przyjacielem był Niall. Nie mogę w to uwierzyć! Jak to czytałam to sam uśmiech wkradł mi się na usta:) Co do pierwszej retrospekcji to przyznam szczerze: poryczalam się! Co ty ze mną robisz. Tak mi się wydaje ze ona cały gang poznała jak była mniejsza! Świetny pomysł. Y hmm. .. BEST CHAPTER EVER!!!!! Co do konkursu to może spróbuję, ale nic nie obiecuję:* No nic. Teraz pozostało m tylko czekać na next.
    Ps: Fajnie że dodałaś tak szybko rozdział.
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. On ją chyba kocha *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej Natka!
    Super
    Zarąbiście
    Odlot
    Nareszcie się pocałowali.Fajny pomysł z tym, że wcześniej El poznała całą ekipę.
    Czekam na nn.Życzę weny i chęci.
    Licze na jakiś komentarz u siebie http://silvershieldnigt.blogspot.com/?m=1
    Pozdrawiam Zizi.

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest boskie <3
    Uwielbiam twojego bloga,
    Błagam napisz szybko następną czesc!
    ~ Meg

    OdpowiedzUsuń
  6. cudowne! Płaczę...
    Kochammm tego bloga. Boże jak ty to pięknie to piszesz.
    Naprawdę to uwielbiasz , a potwierdzeniem tego są słowa zawarte w tym opowiadaniu.
    Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się wkrótce.
    Uwielbiam czytać, a czytanie tego opowiadania jest moim ulubionym zajęciem.
    Powodzenia w dalszym pisaniu............
    I am Crazzzy!

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG *-* Rozdział zajebisty! Najlepszy *o* Choć nie... Każdy jest najlepszy *-*
    Spodobała mi się jej reakcja, gdy Lou ją pocałował. Nie zapomniała o tych cierpieniach, więc to dobrze. Louis pewnie ją kocha :D
    Teraz Niall: O mój Boże! On ja CHYBA kocha xD Pewnie wyjdzie z tego jakaś dziwna akcja. No wiesz... Lou i Nialler przeciwko sobie itp. :D
    Czekam na następny i mam nadzieje, że dodasz szybko <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Łoooo 0.0 Tego bym się nie spodziewała *.*
    Porobiło się, oj porobiło się <333
    ach kocham tego Bloga <33

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zwykle cudo <3/K

    OdpowiedzUsuń
  10. Niall czy Lou trudny wybor ')/Rli

    OdpowiedzUsuń
  11. G E N I A L N Y

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział cholernie genialny! Świetnie poradziłaś sobie z przejściami pomiędzy retrospekcją, a rzeczywistością. Jestem pełna podziwu. :')
    Co do treści...
    EMOŁSZYN EMOŁSZYN EMOŁSZYN!
    Lou pocałował El i to wszystko inne...
    To zdecydowanie za dużo jak na moje zszargane nerwy.
    Miałabyś trochę litości :)
    Jak zwykle z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam i życzę udanych wakacji!
    @Hazz_You_And_I
    badsidefanfcition.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. O Boziu…. Życzę Nizzie powodzenia !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Kurde kogo wybierze ?

    OdpowiedzUsuń
  15. Yeah! Chce nowy rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  16. 20 ! ^^ Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny dawaj nn

    OdpowiedzUsuń
  18. Rozdział cudowny! *.* Ciekawe jak Louis zareaguje na zakochanego Niall'a ;// Czekam na nn. KC! ♥

    OdpowiedzUsuń
  19. Rozdział świetny. I ta akcja z Louisem i zakochany Niall. Ciekawe co tam dalej będzie.
    Dawaj szybko kolejny bo nie wytrzymam :P

    OdpowiedzUsuń
  20. Hay dzisiaj trafiłam na twoje opowiadanie , przeczytałam je całe i muszę Ci powiedzieć że masz wielki talent. To opowiadanie tak bardzo wciąga.

    Czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  21. OMG... To jest cudowne. Kocham twoje opowiadanie. I o Boshhhh pocałowali się .♥.
    I te retrospekcje to po prostu ... WOW. Co ty robisz z człowiekiem nie mogę się uspokoić :D Ciekawe jak Niall wybrnie z sytuacji najpierw ją skopał a potem sobie uświadomił że kiedyś była jego przyjaciółką i w dodatku ją chyba kocha. Zastanawia mnie kogo wybierze.
    Kocham kocham kocham . Najlepsze opowiadanie EVER !! :3

    Błagam nie męcz nas i dodaj kolejny :* .♥.

    OdpowiedzUsuń
  22. To jest niesamowite,genialne ... 2 lata później przecudowne... Po prostu Raffaello więcej niż tysiąc słów.

    Ja chcę kolejny :P

    OdpowiedzUsuń
  23. Kurcze ludzie komentujcie nie badzcie obojetni :-P
    Dawaj szybko nexta :-*

    OdpowiedzUsuń
  24. Uwielbiam to opowiadanie! :* Jest boskie cudowne jkdfghghfdjkvjkl *.*
    Zapraszam do siebie http://marked-harry-styles.blogspot.com/
    Ahh no i czekam na next'a ♥

    OdpowiedzUsuń
  25. O bosh wygrałam *o*
    A co do rozdziału to wowww!!!
    Niall ją kocha??Jednak ja osobiście wole Louis+El
    ~I Love It~

    OdpowiedzUsuń
  26. I yey 30 komentarzy. Teraz czekamy na odcinek :D

    OdpowiedzUsuń
  27. Naprawdę świetny rozdział, a retrospekcje wzruszające :-) erza

    OdpowiedzUsuń