Hejo, proszę was, aby każdy kto czyta mojego bloga skomentował ten rozdział!:)
Nie wiem, co ostatnio się stało, ale z każdym rozdziałem jest coraz mniej komentarzy, co bardzo mnie martwi, bo oznaczać to może utratę czytelników:( Poza tym, kilka osób, na których zdaniu bardzo mi zależy, "lekko" zasugerowało mi, że nie umiem pisać i nie powinnam się za to zabierać. Przynajmniej ja tak to odebrałam;(
Powiedzcie, czy aż takie złe jest to co piszę? Naprawdę powinnam usunąć "Through The Dark"? Tu nie chodzi o ilość komentarzy, tylko o zobaczenie, ile osób czyta to, co piszę, a przynajmniej staram się pisać!
PAMIĘTAJCIE IM SZYBCIEJ, BĘDZIE (koło 20 lub więcej) KOMENTARZY, TYM SZYBCIEJ POJAWI SIĘ ROZDZIAŁ!:)
Zapraszam was do brania udziału w konkursie!:) Więcej informacji tutaj: KONKURS!!! Liczę, że chociaż jedna osoba weźmie udział, tym bardziej, że w szkole już luzy:P
MIŁEGO CZYTANIA!<3
~Elizabeth~
Nie wiem, co ostatnio się stało, ale z każdym rozdziałem jest coraz mniej komentarzy, co bardzo mnie martwi, bo oznaczać to może utratę czytelników:( Poza tym, kilka osób, na których zdaniu bardzo mi zależy, "lekko" zasugerowało mi, że nie umiem pisać i nie powinnam się za to zabierać. Przynajmniej ja tak to odebrałam;(
Powiedzcie, czy aż takie złe jest to co piszę? Naprawdę powinnam usunąć "Through The Dark"? Tu nie chodzi o ilość komentarzy, tylko o zobaczenie, ile osób czyta to, co piszę, a przynajmniej staram się pisać!
PAMIĘTAJCIE IM SZYBCIEJ, BĘDZIE (koło 20 lub więcej) KOMENTARZY, TYM SZYBCIEJ POJAWI SIĘ ROZDZIAŁ!:)
Zapraszam was do brania udziału w konkursie!:) Więcej informacji tutaj: KONKURS!!! Liczę, że chociaż jedna osoba weźmie udział, tym bardziej, że w szkole już luzy:P
MIŁEGO CZYTANIA!<3
~Elizabeth~
Wystraszona uniosłam swój spłoszony wzrok do góry. Przed nami stało około pięciu napakowanych facetów, którzy mierzyli w nas swoimi pistoletami. A ja myślałam, że Louis jest straszny!
- Poddaj się, Tommo. Mówię po dobroci, nie masz już żadnych szans! - jeden z nich zaśmiał się szyderczo i podszedł bliżej nas. - Wstawaj i ręce do góry, żeby coś nie kusiło cię, żeby sięgnąć po broń! - syknął i przymrużył oczy, obserwując nasze poczynania.
A mój porywacz, co?! Po prostu wstał i pociągnął mnie za sobą! To już szczyt wszystkiego!
- Zostaw mnie! - pisnęłam, kiedy szarpnął mnie za sukienkę.
- Wstawaj, nie słyszałaś?! Na słuch ci padło! - krzyknął, widocznie zdenerwowany. Mimowolnie zatrzęsłam się i na swoich dygocących nogach starałam się utrzymać chociażby względną równowagę.
- Uuu, a kogo tu sobie przyprowadziłeś, Tomlinson? - zaśmiał się łysol, po czym podszedł do mnie i złapał za ramię, ciągnąc w swoją stronę. Zaczęłam się wyrywać, ale natychmiastowo przestałam, kiedy poczułam zimny metal przy mojej szyi. Louis od razu zerwał się i wyciągnął pistolet, ale na drodze stanęło mu dwóch mężczyzn, którzy niemal całkowicie odgradzali mnie od chłopaka.
- Mówię po dobroci! - syknął, trzymający mnie facet. - Jeśli nie chcesz, herosie, żeby coś złego stało się twojej niuni, to rzuć to na ziemię! - mój porywacz zmierzył go wzrokiem, po czym metalowy przedmiot z hukiem uderzył o podłoże. Zaraz potem, został schwytany z obydwu stron, tak, że nie mógł wykonać żadnego ruchu. Może to nie jest najbardziej odpowiedni moment, ale pierwszy raz widziałam go takiego bezradnego i słabego.
"Jeśli już on się poddał, to jesteś martwa, Liz! Nie ma co się oszukiwać!" - chcąc nie chcąc musiałam się z tym zgodzić. Do moich oczu napłynęły łzy, do których ujścia nie mogłam doprowadzić!
"Boże, proszę, jeśli teraz mnie uratujesz, zawsze będę już dobra! Nigdy już nie popełnię głupot z przeszłości, tylko proszę, pomocy!" - modliłam się w myślach. Tak naprawę, teraz liczyłam już tylko na cud.
- Po co mi ona?! - prychnął w pewnym momencie, Louis. - To tylko nic nie warty, śmieć! Zawadza z każdej strony! Ale proszę, bierz ją sobie! - uciął i patrzył jego reakcję. Czułam, jak mięśnie osoby, od której chwilowo zależy moje życie, w negatywnym tych słów znaczeniu, napinają się, a on sam przyciska pistolet dużo silniej.
W pewnym momencie zostałam upuszczona i z łoskotem uderzyłam o twarde podłoże.
Zawsze myślałam, że już gorzej być nie może. Byłam niewdzięczna, w stosunku do rzeczy, które podarował mi los. Ale po tym, jak zostałam uprowadzona, coś się zmieniło. Mój sposób postrzegania świata, uległ przemianie o 180 stopni. I gdyby nie ciągle przypominający mi o mojej porażce - Louis, to mogłabym żyć inaczej. Zdaję sobie sprawę z faktu, że mogłabym być szczęśliwa, mogłabym się zakochać, doceniać to co mam, ale teraz? Jest jakikolwiek sens, by to robić? Skoro i tak umrę, i przybliżam się do tego każdego dnia, o czym wszyscy wokół mi powtarzają. Skoro i tak, nic dla nikogo nie znaczę! Skoro, jestem bezwartościowym śmieciem, jak to zostało ujęte. Miałam rację! Miałam rację, kiedy uważałam, że jestem jednym, wielkim chodzącym problemem, jedną, wielką pomyłką. Nic dla nikogo nie znaczę. Wszyscy mają zapisany swój los, na górze, jednak zawsze mogą go zmienić. Już mają przydzieloną im osobę, z którą zwiążą swój los w przyszłości. A ja? Ja ani nie miałam zapisanego losu, ani nie mogę go zmienić. Bo jak? Jak zmienić go w miejscu, gdzie obecnie się znajduję? Tutaj mogę się zwyczajnie modlić, o każdy kolejny dzień. Ale to w sumie też nie ma już sensu, bo po co się bać, że się umrze, skoro można od razu uciąć sobie cierpienia, i żyć bez zmartwień i trosk.
Obróciłam głowę w stronę Louis'a i ujrzałam mężczyzn okładających go z każdej strony. Leżał skulony, a z jego ust wylewała się krew. Całe jego ciało pokrywały świeżo zrobione rany.
- I co nadal myślisz, że wygrałeś?! - krzyknął bijący go mężczyzna, na co Louis uniósł chwiejącą się głowę do góry i splunął mu w twarz, czym nie źle go rozzłościł. Osiłek, zamachnął się i z całej siły, przyłożył mu w twarz.
Z jednej strony chciałam, żeby cierpiał, żeby poczuł to, co ja czułam w momencie, kiedy okaleczał moje ciało, jednak z drugiej miałam tak straszne wyrzuty sumienia, i tak bardzo było mi go żal. Nigdy nie byłam złym człowiekiem, przynajmniej tak mi się wydaje, i nigdy nie pragnęłam cudzej krzywdy. Coś wewnątrz mnie kazało mi wstać i pomóc mu, mimo wiedzy, że gdy odzyska siły, wyżyje się na mnie.
W odległości maks. 20 metrów ode mnie, leżała porzucona broń Louis'a. Bezszelestnie przesunęłam się w jej stronę i chwyciłam ją do ręki. Zabawne, że oni wszyscy byli tak zajęci biciem Louis'a, że przestali zwracać na mnie jakąkolwiek uwagę.
Popatrzyłam na lśniący metal i dopiero teraz sobie coś uświadomiłam: czy on wyrzucił ją, aby mnie ratować?
"Niby dlaczego miałby cię ratować?! Jesteś tylko i wyłącznie śmieciem, a on sam chce mieć tą przyjemność z odebrania ci życia!" - może i masz rację.... Sama nie wiem. W tamtym momencie byłam rozdarta. Nie wiedziałam, co zrobić, aby mu pomóc oraz, aby nie zrobić krzywdy okładającym go mężczyznom.
Na dygocących nogach podniosłam się i stanęłam centralnie za umięśnionym facetem. Jeszcze raz popatrzyłam się na Louis'a, co było ogromnym błędem, ponieważ w pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Zdziwił mnie jego wzrok. Był prawie, że pusty. Ale gdzieś za tą pozorną obojętnością, kryły się uczucia. Wiedziałam to. Byłam tego pewna. Nie wiem jakie, ale były.
W pewnej chwili, niezauważalnie pokręcił głową, jakby domyślał się, co chcę zrobić. Czy on czyta mi w myślach?
- Jakieś ostatnie życzenie Tomlinson? - zaśmiał się człowiek, od którego jeszcze przed chwilą zależało moje życie.
- Zostaw go! - powiedziałam twardo i przyłożyłam broń do jego pleców. Mężczyzna zaśmiał się nerwowo i odwrócił w moją stronę.
- Blefujesz skarbie! - mruknął pewnym siebie głosem. - Nie zrobisz mi krzywdy! Jesteś słaba, zbyt słaba! - zaśmiał się, na co pozostali mu zawtórowali.
- Nie jestem słaba! - syknęłam, a od nadmiaru wściekłości, przepełniającej mnie, zaczęłam się trząść.
- Nie strzelisz! - prychnął i popatrzył na broń, znajdującą się przy jego żebrach. - Lepiej to odłóż, kochanie. To nie jest zabawka! - dokończył. Prowokował mnie. Wiedziałam o tym. Ale nic nie mogłam poradzić na to, że jestem osobą o słabych nerwach. - Odłóż to! - warknął w pewnym momencie, i zamachnął się w celu odsunięcia od siebie tego żelastwa.
I wtedy stało się coś, czego się najbardziej bałam. Nie wytrzymałam i pociągnęłam za spust. Pistolet wystrzelił. Dobrze zbudowany mężczyzna, osunął się na ziemię.
Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Beznamiętnym, szklistym wzrokiem, lustrowałam, jego wykrwawiające się ciało. Mogłam mu pomóc, zapobiec temu, co się stało! A ja tylko dalej tam stałam! Dopiero wtedy doszło do mnie, co najlepszego zrobiłam. Zabiłam go! Zabiłam niewinnego człowieka, który miał przed sobą całe życie! Teraz leży martwy na ubitej przez ludzi glebie.
Broń mojego porywacza, w jednej chwili stała się niewyobrażalnie ciężka. Po chwili wypadła z moich dłoni, i z głośnym uderzeniem zetknęła się z ziemią. Wtedy nie wytrzymałam. Upadłam na kolana i zaniosłam się głośnym szlochem. Nic już nie miało znaczenia, z wyjątkiem tego, że jego już nie ma z nami na tym świecie. Przeze mnie! Wokół słyszałam jakieś strzały, a potem ujrzałam uciekających już oprychów.
- Wstawaj! - usłyszałam surowy, ale i bardzo słaby głos Louis'a. Nie zareagowałam. Nie miałam na to siły. Skoro on zginął, to czemu niby ja mam żyć? - Elizabeth, wstawaj! - krzyknął, po czym osunął się na ziemię obok mnie. Pisnęłam wystraszona i popatrzyłam na krwawiącego chłopaka, po czym zaniosłam się jeszcze większym płaczem. - Elizabeth.... - jęknął Louis.
- Jestem potworem... - szepnęłam, potrząsając głową w celu odgonienia wspomnień.
- Nie jesteś! - zaczął, ale przerwałam mu, kompletnie ignorując jego wypowiedź:
- ... potworem takim, jak ty! - dokończyłam, kołysząc się na boki.
- Liz, przestań płakać! Rób, co chcesz! Bądź tym potworem, czy kim tam chcesz, ale nie płacz! - powiedział, ale jego słowa niewiele zdziałały.
- Jestem potworem... - wychlipałam ponownie, trzęsąc się ze strachu. Po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że teraz jedyną osobą, której powinnam się bać i z pewnością nie ufać, jestem ja sama.
- El... - westchnął mój porywacz, po czym usłyszałam stęknięcie i nagle chłopak pojawił się tuż przede mną.
- Nie zbliżaj się! - wykrzyczałam mu prosto w twarz, głosem przepełnionym goryczą. Chciałam się odsunąć, ale niedane mi to było, ponieważ po chwili zostałam zamknięta w szczelnym uścisku jego rąk. I to było zwieńczenie całego, tego tygodnia: zaczęłam wrzeszczeć, bić go, kopać, krzyczeć, wyzywać, i przede wszystkim - płakać! Ale on mnie nie puścił! Wręcz przeciwnie: objął jeszcze mocniej. To interesujące, że dopiero w takich momentach uświadamiamy sobie tą okropną potrzebę drugiego człowieka.
- Ćsii..., nie płacz... - szepnął i kołysał mną, uspokajająco. Jego zachowanie, było takie... inne? Delikatne? Czułe? Koło kogo ja siedzę? Bo na pewno nie obok Louis'a Tomlinson'a, tego Louis'a Tomlinson'a, który najpierw dotkliwie mnie pobił, a potem jeszcze na mnie krzyczał.
- Jestem potworem... - pisnęłam żałośnie, zachrypniętym głosem.
- To pobędziemy potworami, razem... - wyszeptał z wargami umiejscowionymi na moim czole, patrząc się gdzieś w dal.
~Niall~
- Liam, stary! Jak dobrze, że jesteś! - wykrzyknął Harry, przybijając z chłopakiem, tzw. "męską piątkę". - W samą porę! - mruknął i wskazał ręką pozabijanych, niewinnych ludzi. Dziwne, że w jednym momencie wszystko potrafiło ucichnąć, a sprawcy - uciec z miejsca zbrodni.
- Moment! - wykrzyknąłem, gdy Zayn wsiadł już do auta. Coś mnie przed chwilą olśniło. - Gdzie Lou?! - spytałem i popatrzyłem kolejno na ich twarze, na których z czasem pojawiło się zdziwienie.
- Właśnie, gdzie Tomlinson?! - zdezorientowany Liam, uniósł brew do góry.
- Nie mam bladego pojęcia! - zdenerwowałem się i zacząłem się oddalać w celu odnalezienia Louis'a.
- A ty, gdzie znowu idziesz, Nialler? - wykrzyknął Hazza.
- Gdzie! - prychnąłem. - Znaleźć zgubę! I wam radziłbym to samo! - wściekłem się i ruszyłem przed siebie.
(...)
- Louis! - krzyczałem już od dobrych kilkunastu minut.
- Tommo! - wtórował mi Liam.
- Lou! - mruczał znudzony Zayn.
- Elizabeth! - wydarł się Harry. Razem z chłopakami spojrzeliśmy na niego zdziwieni. - No co? - wzruszył ramionami. - Przecież, gdzie Lou, tam i ona, nie? - uśmiechnął się szeroko.
~Louis~
Słyszałem jakieś znajome krzyki. Po chwili, kiedy zrobiły się głośniejsze, zdołałem wyłapać pojedyncze słowa.
- Tu jestem... - chciałem dokończyć, ale zwyczajnie nie miałem siły. Utraciłem przez ten czas, naprawdę dużo krwi, do tego, jakby jeszcze było mi mało, ta rozpieszczona nastolata ryczała cały czas, doprowadzając mnie tym samym do granic wytrzymałości. Szczerze, to już dawno bym ją uderzył, żeby się zamknęła, ale nie miałem, ani szczątki siły, przeznaczonej do tego.
- Jestem potworem.... - Lizzie przez cały czas powtarzała tylko te dwa, bezsensowne słowa. Zabiłaś jednego człowieka. Wielkie mi halo! Ja mam na swoim kącie setki, jak nie tysiące.
- Tu jestem barany! - podniosłem głos na tyle, na ile dałem radę i odsunąłem się od załamanej dziewczyny.
Nie musiałem długo czekać, na to, aby chłopaki pojawili się przy mnie.
- Stary, co ci się stało! - zaśmiał się nerwowo, Harry. Ja ledwo widocznie wskazałem głową na martwe ciało Josh'a. Zapytacie pewnie, kim był Josh. Otóż był on moim dawnym wspólnikiem, razem zajmowaliśmy się handlem narkotykami i nielegalnym ich transportem. Ale kilka lat temu coś się zepsuło.... Do naszego..., albo raczej mojego klubu, pewnego dnia wpadła chmara policjantów. Zaczęła węszyć. Doskonale wiedziałem, że chcieli mnie dorwać. Od dawna mnie szukali. Może to, co zrobiłem było głupie, ale musiałem ratować własny tyłek. Wsypałem jego. Przez 2 lata siedział w pace. Wiedziałem, że jak wyjdzie, będzie chciał zemsty. Ale nie sądziłem, że nastąpi to tak szybko. I, że skończy się to właśnie tak! Mimo wszystko, Josh był moim kumplem i jestem zły na Elizabeth, że wystrzeliła z tego chorego pistoletu. Jednakże z drugiej strony czuje dziwne uczucie związane z jej pomocą. Zupełnie nowe. Nieznane.
"To się nazywa wdzięczność, Tomlinson. Wdzięczność!" - wdzięczność? Nie ma takiego słowa w moim słowniku. Nie podoba mi się ono. Raczej nie zagości u mnie na stałe....
Chłopaki, gdy tylko napatrzyli się na zmarłe ciało mojego wspólnika, podeszli do mnie i pomogli mi wstać.
- Elizabeth, chodź! - warknąłem, kiedy stanąłem już o własnych siłach. - Chodź! - podniosłem głos, nie widząc żadnej reakcji z jej strony. Podniosła na mnie swoje zapłakane spojrzenie, a jej głos mówił: "Proszę odpuść mi. Chodź ten jeden raz!".
"Nie mowy, skarbie!" - pomyślałem.
- Weźcie ją i wrzućcie ją do bagażnika! - mruknąłem do Zayn'a. Sam wsiadłem do samochodu i oparłem głowę o szybę. Odjechaliśmy w kierunku naszego obecnego miejsca zamieszkania.
(...)
Zaraz po powrocie, udałem się do pokoju, uprzednio poleciwszy chłopakom, aby wrzucili dziewczynę do piwnicy, w której znajdowała się wcześniej.
Rzuciłem się na łóżko, zajmując całą jego powierzchnię. Myślałem o całym dzisiejszym dniu. Dlaczego wtedy tak się zachowałem, zamiast rozstrzelać ich wszystkich? Dlaczego moje zachowanie wobec El, było dzisiaj takie..., dziwne? Dlaczego nie pozwoliłem jej skrzywdzić, skoro sam do tego dążę?
"Bo ci na niej zależy, Tomlinson! I nawet TY musisz to przyznać!" - wolne żarty. Mi nie zależy na nikim, absolutnie NIKIM! A póki co, daruję jej życie, bo za bardzo przypomina mi Lottie.
"Tak, tak.... Wmawiaj to sobie dalej! Może w końcu w to uwierzysz!" - właśnie gadam z moją podświadomością.... Czy to jest normalne?!
"Nie zmieniaj tematu! Mnie nie ominiesz! Nie da się mnie ominąć!" - dlaczego zawsze musisz mieć rację?! Co ja najlepszego wyprawiam?!
"Majaczysz, Tomlinson!" - co?! - pomyślałem, a potem film mi się urwał.
*RETROSPEKCJA*
"- Słuchaj, Steven! Jak do jutra ci nie zapłaci całej kasy, masz go sprzątnąć, zrozumiano?! - wykrzyczał do słuchawki szatyn. Niebieskie przenikliwe tęczówki, podejrzanie obserwowały każdego przechodnia. Czekał na kogoś ważnego i nie chciał, by mu w tym przeszkodzono. Nie musiał długo nasłuchiwać, aby jego dzwonek rozbrzmiał i zwrócił uwagę każdego przechodnia w parku.
- Hej, przepraszam, że mnie nie ma, ale coś mi wyskoczyło! Mam nadzieję, że zrozumiesz! - powiedziała jego siostra, po czym rozłączyła się, nie dając mu dojść do słowa. Chłopak zdenerwowany uderzył telefonem o ziemię i z wściekłością chodził tam i z powrotem. W pewnym momencie podeszła do niego, na oko 4 lata młodsza dziewczyna i podała mu ekran od jego, przed chwilą jeszcze nowego telefonu.
- P- proszę, to chyba należy do p- pana.... - wyjąkała, rumieniąc się. Jego wzrok zmierzył ją od góry do dołu. Wydała mu się ładna, pomimo swojego młodego wieku. Średniego wzrostu z jasnobrązowymi włosami, opadającymi falami na jej chude ramiona. Duże, różnokolorowe oczy, z lustrujące go z fascynacją, delikatne usta i policzki zabarwione na różowo, czego powodem była nieśmiałość. Chłopak z irytacją wypuścił powietrze i przeczesał włosy palcami. Zawsze miał taki nawyk, kiedy nie wiedział, co ma zrobić i, jak się zachować. Innym może się wydać to głupie, ale dla niego miało to ogromne znaczenie.
Wyciągnął swoją zniszczoną szorstką dłoń i ujął jej drobną i gładką, w celu zgarnięcia głupiego żelastwa.
- Dzięki. - mruknął i odwrócił od niej swoje spojrzenie, dając jej tym samym do zrozumienia, że ma sobie już iść.
- Słyszałam, że na stres... - zaczęła, ale natychmiast jej przerwano:
- Niczym się nie stresuję, a ty powinnaś już iść! To nie jest miejsce dla małych bezbronnych dziewczynek.
- Nie boję się! - powiedziała i dumna uniosła głowę do góry. - Pan mnie obroni! - szepnęła i podeszła bliżej niego.
- Posłuchaj.... - zaczął, nie wiedząc, jak powiedzieć jej, żeby się od niego odczepiła. - Ja nie bronię małych dziewczynek, ja jestem potworem! - warknął oschle.
- Takim z bajki? - roześmiała się, a na jej policzkach, pojawiły się urocze dołeczki. - Takim dobrym?
- Nie! - teraz już niemalże krzyczał. - Tym złym! Nie rozumiesz?! - wściekł się.
- Nieprawda! Martha mówi...
- Nie obchodzi mnie, co mówi jakaś Martha! - krzyknął, powodując, że uśmiech znikł z jej niewinnej twarzy, a zastąpił go dobrze widoczny - strach.
- Mówi, że nikt tak do końca nie jest zły, zboczył tylko na złą drogę. - szepnęła niepewnie. - Ze złej drogi zawsze można przejść na dobrą! - pisnęła żałośnie, po czym rozpłakała się. Chłopak przewrócił oczami i kucnął przed nią.
- Ej, mała! - zaczął nieco weselszym tonem, ocierając słone łezki, wypływające z jej oczu. - Nie płacz! Możesz ględzić, ale nie płacz! - uśmiechnął się, a koło jego oczu utworzyły się zmarszczki.
- Dlaczego? - wychlipała i popatrzyła mu w oczy.
- Bo nie powinnaś okazywać, tego, że jesteś słaba. Wiele ludzi może wykorzystać to przeciwko tobie! - szepnął, jakby miała być to tajemnica, przeznaczona tylko dla nich.
- Łzy nie okazują słabości! Pokazują odwagę, bo mieliśmy jej na tyle, aby naszym cierpieniem, podzielić się z innymi! - powiedziała i sama otarła swoje opuchnięte od płaczu, policzki.
- Jak ci na imię? - zapytał chłopak, szczerze zaintrygowany, nieodgadnioną mądrością dziewczynki.
- E... - zaczęła, ale nie dokończyła, bo została zawołana przez swoją opiekunkę. - Muszę już iść. Do zobaczenia, proszę pana! - uśmiechnęła się i pomachała mu na pożegnanie.
- Lepiej dla ciebie, żeby nie.... - mruknął i już miał się odwracać, kiedy poczuł, jak coś małego i ciepłego wtula się w niego. - Co do... - już miał kończyć swoją wypowiedź, ale ujrzał tego kochanego krasnala, obejmującego go.
- Elizabeth.... - powiedziała mu na ucho. - Dla przyjaciół Lizzie.
- Louis... - powiedział. - Dla przyjaciół..., Louis. Nie mam przyjaciół.... - dokończył nieco zgaszony.
- Nic nie szkodzi, ja też nie! - Calineczka roześmiała się i zeszła z jego kolan.
- Do widzenia! - szepnęła.
- Cześć, mała! - odpowiedział, patrząc, jak znika ze straszą kobietą za ogrodzeniem.
Była taka inna od wszystkich, których spotkał. Nie przejmowała się, kiedy mówiono jej nie. Dążyła do obranego celu. Nie bała się go. Zazwyczaj ludzie omijali go szerokim łukiem, a ona z własnej woli, sama, do niego podeszła. Nie chciał, ale musiał przyznać, że imponowało mu to. Szkoda, że oboje nie wiedzieli, że jeszcze przyjdzie im się spotkać....
*KONIEC RETROSPEKCJI*
Oblany potem zerwałem się z łóżka. Zepchnąłem to wspomnienie, na sam koniec mojego umysłu. Zapomniałem o nim. Jak to możliwe, że ta dziewczynka z parku, to.... Nie, to tylko zbieg okoliczności! To nie może być ona!
"Tomlinson! Choć raz w życiu, nie bądź takim tchórzem! Choć raz staw czoło problemom!" - już wiedziałem, co miałem zrobić.
Wyszedłem z pokoju i mijając chłopaków bez słowa, zszedłem do piwnicy. Otworzyłem dobrze znane mi drzwi i stanąłem w "pokoju" należącym do El. Bez słowa podszedłem i przytuliłem zapłakaną nastolatkę.
- Przepraszam za wtedy! Tak bardzo przepraszam!
"Jestem księżniczką.
Księżniczką z zamku.
Z zamku, do którego nigdy nie dotrzesz.".
Natka99
Hej, przepraszam (znowu), że tak długo czekaliście na rozdział:( Ale, jak wspomniałam na początku rozdziału, miałam chwilowy zastój weny;( Pomysłów masa, ale który wybrać...
Nowy pojawi się w zależności od tego, jak szybko i ile będzie komentarzy:) Bo dla was to tylko 1 minuta, a dla mnie nieraz tydzień lub więcej:( Bo, kiedy widzisz, że nikt nie komentuje, to myślisz, że nikt tego nie czyta, co równa się z brakiem motywacji, do jakiegokolwiek dalszego pisania;(
A co do komentarzy:
KOMENTARZ ROZDZIAŁU cz. II:)
Trutututu!!! Ale emocje:D
Wygrywa:
Fizzle Bizzle, której komentarz brzmiał następująco:
"Wciągnęłam się, i to bardzo! Czekam tylko aż Lou wykona jakiś krok, nie wiem. Jakikolwiek...
Niall też mógłby jakoś zareagować,a nie tylko stać z boku i na wszystko patrzeć. Rusz się człowieku!
Co do rozdziału - BOSKI! Genialnie trzyma w napięciu!
Z niecierpliwością oczekuję następnego!
Pozdrawiam xoxo
@Hazz_You_And_I
badsidefanfiction.blogspot.com"
Niall też mógłby jakoś zareagować,a nie tylko stać z boku i na wszystko patrzeć. Rusz się człowieku!
Co do rozdziału - BOSKI! Genialnie trzyma w napięciu!
Z niecierpliwością oczekuję następnego!
Pozdrawiam xoxo
@Hazz_You_And_I
badsidefanfiction.blogspot.com"
Gratuluję kochana<3 Zasłużyłaś, chociaż wasze wszystkie komentarze mi się podobały, musiałam wybrać tylko 1:( Ale w końcu jeszcze tyle rozdziałów przed nami:D
Chociaż zaobserwowałam, że z czasem rozpoczęcia konkursu jest coraz mniej komentarzy.... Hmmm..., nie chcecie go?:(
No, to chyba tyle na dzisiaj, nie będę was już zanudzać:)
Do zobaczenia,
Natka99<3
(P.S. Czy wy też tak się jaracie Mundialem?:P Messi, Torres i te sprawy:D)
(P.S.2. Zapraszam was na nowe blogi: Science Can Sometimes Easy, Never Say Never, oraz na Zwiastunownię Doublenik, gdzie jestem za stażu:) - linki dla mojej przyjaciółki, której nie chce się czytać ogłoszeń parafialnych po boku:P)
(P.S.2. Zapraszam was na nowe blogi: Science Can Sometimes Easy, Never Say Never, oraz na Zwiastunownię Doublenik, gdzie jestem za stażu:) - linki dla mojej przyjaciółki, której nie chce się czytać ogłoszeń parafialnych po boku:P)
Awww *-* To cudowne że Lou w końcu okazał jej choć trochę człowieczeństwa
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPamiętaj , że nieważne ile czytelników lub komentarzy ale ważne ,że są i chcą cie czytać :)
Carolin
Wspaniały rozdział. :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego. ;*
Łooo <3 Świetny *.* Jak ja się doczekam kolejnego? xD
OdpowiedzUsuńAch <3 Nic dodać nic ująć <33
Świetny <33
Pozdrawiam <33
O Bosh.... To był chyba przełomowy rozdział. Jak czytałam retrospekcję Louisa to miałam łzy w oczach. A jeśli chodzi o komentarze to nie przejmuj się tym piszesz genialnie i to wystarcza, aby przyciągać więcej czytelników. Czekam na next. :*
OdpowiedzUsuńNiedawono znalazłam tego bloga i muszę przyznać że naprawdę mi się podoba.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały po kilka razy :-)
Naprawdę świetnie piszesz a jak ktoś jeszcze raz napisze że źle piszesz to go znajdę i zajebie-.-
A wracając do tego rozdziału to...wow! Zajebisty jak go czytałam to tak się jarałam Louis'em że jest miły i w ogóle.Na retrospekcji ryczałam a na końcówce umarłam.
~I LOVE IT~
Jeśli będziesz dodawać szybciej rozdziały to będziesz mieć więcej czytelników :) bo jeśli trzeba czekać 2 tygodnie rozdział to się zapomina o tym opowiadaniu i blogu ...
OdpowiedzUsuńK.
Jest mi niezmiernie miło, że wybrałaś mój komentarz kochana. :)
OdpowiedzUsuńOgromnie się cieszę, że fabuła rozwija się cały czas do przodu.
Są momenty na prawdę zaskakujące, nawet dla mnie, a uwierz
czytałam już nie jedno fanfiction.
Reakcja Lou najbardziej mnie... można powiedzieć zbiła z tropu. Byłam pewna, że nadal będzie taki skostniały i bez uczuciowy, a tu proszę!
Po głębokich przemyśleniach biegnie prosto do El!
Nawet nie wiesz jak bardzo szczerzy mi się morda. xD
Rozdział fantastycznie ukazuje emocje i przemyślenia. Genialnie napisany.
Został już prawie tylko tydzień do wakacji! Tak się cieszę! Mam nadzieję, że jesteś usatysfakcjonowana ze swoich ocen.
Życzę Ci DUŻO weny!
Pozdrawiam słonko!
@Hazz_You_And_I
http://badsidefanfiction.blogspot.com/
Nareszcie ! twoje rozdzialy daja mi wielkie oparcie . Dziekuje <3
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :) Bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;)
http://fantastic-stories.blogspot.com/
Hej Natka!
OdpowiedzUsuńCo oni za bzdury piszą? Sami nie umią.Nie myś o tym.Zarąbiście piszesz.
Co do rozdziału.Jak zawszę fajny.Akcja się rozkręca.El zabiła pierwszego człowieka w swoim życiu.
Czekam nn.Życzę DUŻO weny i chęci.
Zapraszam do mnie na bloga o wilkołakach http://silvershieldnigt.blogspot.com/?m=1
Pozdrawiam Zizi.
Wow!!!
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ani tego co stało się po wyścigu, ani tego, że już wcześniej się spotkali. Pomału widać lepszą stronę Lou. Strasznie się jaram tym opowiadaniem i mam nadzieję, że go nie usuniesz.
Mam nadzieję, że to nie ja znowu palnęłam jakieś głupstwo-piszesz cudownie i coraz bardziej mi się to podoba choć nie lubię przemocy, itp.
OdpowiedzUsuńJESZCZE RAZ, TEN ROZDZIAŁ JEST JESZCZE LEPSZY OD WCZEŚNIEJSZYCH GENIALNYCH!!!
I czy to o mnie Ci chodziło z tym leniem???
Cudowny i do tego ta końcówka hfsghgfvvs *-*
OdpowiedzUsuńCzekam czekam ^^ /K
OdpowiedzUsuńZajebisty *-*
OdpowiedzUsuńNiedawno znalazłam tego bloga i naprawdę żałuję, że nie miałam z nim styczności wcześniej *o*
Z niecierpliwością czekam na następny ^.^ <3
Ten rozdział był na prawdę wspaniały ! Zwłaszcza końcówka ,która... no cóż jest zaskakująca. Daje dużo do myślenia i podsyca moją ciekawośc :) Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybko bo nie wytrzymam w tej niewiedzy ! Życzę weny !!!
OdpowiedzUsuńAlex :*
ważna informacja w sprawie bloga miesiąca lipiec na http://youmyeverything-spisfanfiction.blogspot.com/2014/06/blog-miesiaca-lipiec.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, założycielka Dems
GENIALNY ROZDZIAŁ.KOCHAM KOCHAM KOCHAM ♥♥♥Czekam na następny:)
OdpowiedzUsuńbiedna Lizzy sie obwinia :-C
OdpowiedzUsuńświetny rozdział! Bardzo wciąga i przyjemnie się go czyta :)
OdpowiedzUsuńNa pewno będę częstym gościem tylko poinformuj mnie o nowym wpisie ;)
http://company-arrangements.blogspot.com/
świetny :)
OdpowiedzUsuńTa historia zaczęła mnie coraz bardziej wciągać, jest ona nad wyraz interesująca i intrygująca :-) naprawdę świetnie piszesz i nie daj się przekonać, że jest inaczej :-) erza
OdpowiedzUsuń