Edit:
Zostałam nominowana do Bloga Miesiąca: Czerwiec! Wszystkich, którzy czytają moje fanfiction zapraszam do głosowania na http://spis-blogow-1d.blogspot.com
Dacie radę wygrać, dla mnie???:)
Im więcej głosów, tym więcej motywacji do pisania, miśki:)
MIŁEGO CZYTANIA!<3
~Elizabeth~
Zostałam nominowana do Bloga Miesiąca: Czerwiec! Wszystkich, którzy czytają moje fanfiction zapraszam do głosowania na http://spis-blogow-1d.blogspot.com
Dacie radę wygrać, dla mnie???:)
Im więcej głosów, tym więcej motywacji do pisania, miśki:)
MIŁEGO CZYTANIA!<3
~Elizabeth~
Wyścig? Jaki wyścig?! Nie mam zamiaru iść z nim na żaden, głupi wyścig! Nie jestem aż tak zdesperowana! Co to, to nie!
- J-j-jaki wyścig? - wydukałam słabo i spuściłam wzrok. Tak, El, zgrywaj twardziela i jąkaj się przy tym, na pewno będziesz wiarygodna.
- Jaki wyścig?! - prychnął pod nosem i odepchnął się od biurka, krążąc po pokoju. - Kochanie, czy ty naprawdę jesteś taka głupia, czy tylko taką zgrywasz? - powiedział, a ja miałam okropną ochotę zrobić mu krzywdę.
"Tak, Liz, postaw się mu, na pewno wyjdzie ci to na zdrowie!" - nawet moja własna podświadomość we mnie nie wierzy! Dziękuję za wsparcie, nie ma co!
- Nie jestem głupia i wiem, co to są wyścigi, w porównaniu do ciebie! - syknęłam i wciąż leżąc uniosłam moje spojrzenie prosto na jego widocznie zdenerwowaną twarz.
"Brawo, El! Jakaś ty odważna! Ale, czy rzeczywiście jesteś na tyle zdesperowana, żeby już błagać o zabójstwo?!" - widocznie tak....
- Misiu ty moja, jednak jesteś głupia, bo chodzi o nielegalne wyścigi! - warknął, pochodząc do mnie. W tym momencie mnie zatkało. Ok, niby słyszałam o czymś takim, jak nielegalne wyścigi, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek będę zmuszona brać w tym udział! Zakładam się, że gdyby nie fakt, że leżałam, to już dawno bym spadła z tej kanapy.
- No ładnie! Morderstwa, korupcje, szantażowanie, przemyt różnorakich rzeczy, podróżowanie bez wizy, oraz nielegalne wyścigi.... Gratulacje, policja będzie miała mnóstwo roboty, jak cię znajdą! - syknęłam, pod nagłym przypływem odwagi. Jego oczy natychmiastowo pociemniały, co 100% świadczyło o tym, że jest zły.
- Słuchaj, gówniaro! Nikt nigdy cię nie znajdzie i absolutnie nikt ci nie pomoże! Rozumiesz?! -krzyknął i szarpnął moje włosy, na co pisnęłam z bólu.
- Skąd ta pewność?! - pisnęłam, kiedy zrzucił mnie z dość wygodnego posłania.
- Bo jestem Louis Tomlinson. A Louis Tomlinson nie rzuca słów na wiatr.... - syknął i pociągnął mnie w stronę wyjścia z pomieszczenia.
(...)
Zaprowadził mnie do malutkiego pokoju. Jego ściany były popękane, obdrapane, szare z brudu. Na środku, było łóżko znajdujące się w stanie rozkładu, z widocznie wystającymi sprężynami i połamanymi deskami.
"W ogóle nie pasuje do tego domu..." - pomyślałam, po czym weszłam w głąb pomieszczenia.
Po lewej stronie znajdowała się szafa z wielkim, brudnym i nawet nie wiem, kiedy ostatnio mytym - lustrem. Na ścianie za łóżkiem było okno z porozdzieranymi firankami, które być może kiedyś służyły, jako ozdoby.
Jednakże nie to najbardziej przykuło moją uwagę. Zrobiła to krwiście czerwona sukienka, a przepraszam zbyt krótka i zbyt obcisła sukienka, obok której leżały czarne, jak smoła - szpilki oraz takiego samego koloru biżuteria.
"Jeśli on myśli, że ubiorę się w coś takiego, to grubo się MYLI!" - ledwo słyszalnie westchnęłam pod nosem i obróciłam się w stronę chłopaka, dając mu do zrozumienia, że może już mnie puścić.
- Bierz ciuchy i chodź! - mruknął puszczając mnie. Zdenerwowana masowałam swoje obolałe ramię i z niedowierzaniem wpatrywałam się w rzeczy, leżące na brudnej, zakurzonej, śmierdzącej stęchlizną - pościeli.
"Czy on zdaje sobie sprawę z tego, ile tu znajduje się zarazków?!" - brawo El! Masz teraz okazję wymyślać plan ucieczki, a zamiast tego rozmyślasz nad tym, jak duża ilość bakterii się tu znajduje?! Chyba sama sobie zaraz przybiję piątkę cegłą w twarz....
Niepewnie wzięłam wymienione przedmioty do ręki i popatrzyłam pytająco na szatyna, który zdawał się być wyraźnie rozbawiony moim zachowaniem. Spuściłam swój wzrok, i dałam się poprowadzić do, jak się później okazało - toalety.
Louis spojrzał na mnie z obrzydzeniem, po czym wyszedł zostawiając mnie samą, bijącą się z myślami.
"Ekstra, nawet niezrażonego żadnym widokiem mordercę, wyraźnie brzydzisz!" - jeśli miało mi to poprawić samoocenę, to niezbyt mu się to udało....
Momencik, chwilunia! Zostawił mnie samą w pokoju z oknami..., oknami, przez które można uciec..., uciec i być wolnym..., wolnym z dala od Louis'a i całego jego chorego gangu! Niewiele myśląc, niemalże rzuciłam się w stronę okna, ale moje "genialne" plany przerwał mrożący krew głos gangstera:
- Nawet o tym nie myśl! - odwróciłam się z miną dziecka, które zawiniło i zaczęłam bujać się, to w przód, to w tył. - Myślisz, że byłbym takim idiotą, żeby pozwolić ci uciec?! - prychnął pod nosem.
"Tak!"
- Nie.... - szepnęłam i odważyłam się spojrzeć mu w twarz.
- Pamiętaj, że jakby co, to ja cały czas stoję pod drzwiami.... - warknął i wyszedł.
Powolnym krokiem, z zażenowania szurając nogami podeszłam do wielkiego lustra, wiszącego na ścianie.
"Przynajmniej łazienka jest w jakimś stopniu nowoczesna..." - przeszło mi przez myśl.
Niepewnie podniosłam swój wzrok ku górze i przeglądnęłam się swojemu odbiciu w lustrze. Dlaczego akurat te negatywne wspomnienia powracają wtedy, kiedy ich nie chcemy?! Kiedy wszystko zaczyna się układać, jeden epizod potrafi zburzyć wszystko! Nie panowałam nad łzami cieknącymi po moich policzkach. Tego było zbyt dużo. Zbyt szybko to wszystko się działo. Nie potrafiłam już udźwignąć tego ciężaru, jakim jest życie! Kiedy Rose była w pobliżu, miałam dla kogo żyć, starałam się, aby jej nie ranić. Inną sprawą jest fakt, że nie zawsze mi to wychodziło. Teraz, nie mam już dla kogo walczyć. Zostałam całkiem sama. Sama..., nie do końca.... Są jeszcze moi oprawcy. Oprawcy, którzy obdarli mnie z wszelkich wartości i mojego człowieczeństwa. Którzy sprawili, że powróciłam do punktu wyjścia. I stoję na rozstaju dróg, na którym stałam wcześniej. Ale nie potrafię już wybrać. Bo nie mam pojęcia, w jakim kierunku mam się udać. Z każdej strony otacza mnie widmo śmierci, a ja? Chyba nie chcę już nic robić, aby się go pozbyć. Jestem słaba. Louis ma rację, kiedy wciąż mi to uświadamia. Myślałam, że jestem wystarczająco silna, aby pokonać wszelkie zło tego świata. Myliłam się! Tak bardzo się myliłam!
Delikatnie, aby nie uszkodzić świeżych ran ściągałam z siebie ubrania, do momentu aż zostałam w samej bieliźnie. Zrobiło mi się niedobrze na widok mojego grubego ciała w lustrze. Może teraz, kiedy będą mnie głodzić, stanę się szczuplejsza? Choć trochę! Chwiałam się to w przód, to w tył. Zamknęłam oczy i starałam się nie myśleć o widoku w lustrze.
"Jesteś gruba, jesteś gruba, jesteś gruba! Uświadom to sobie! Wszyscy to wiedzą!" - kogo ja próbuję oszukać?! Dlaczego Rosie wmawiała mi tyle kłamstw?! Oczywiste jest, że żadne z jej słów nie miało w sobie ani grama prawdy! Zabierała mi wszystkie lustra, abym nie musiała patrzeć na siebie. Na to, jaka jestem okropna! Gwałtownie wciągnęłam powietrze do płuc i obróciłam się tyłem do lustra.
"Jesteś silna, Liz! Walcz! Dla Rose, dla siebie! Jesteś silna!" - powiedziała ta kolorowa strona mojej podświadomości. Nie jestem! Jestem słaba!
Ściągnęłam z siebie bieliznę i weszłam do kabiny prysznicowej. Odkręciłam wodę, która już po chwili spływała po moich włosach..., ramionach..., aż w końcu po całym ciele.
Opuszkami palców przejechałam po bliznach znajdujących się na moim nadgarstku. Czemu ja to robiłam?
"Bo jesteś zbyt słaba!" - powiedziała zła strona mojej podświadomości. Zdecydowanie wolę tą dobrą, ale to ta wredna i chamska ma rację! Zawsze miała....
Zakrztusiłam się własnymi łzami.
Nienawidzę Louis'a!
Nienawidzę tego gangu!
Nienawidzę ludzi!
Nienawidzę świata!
Nienawidzę życia!
...
Nienawidzę siebie, za to, że wszystkiego nienawidzę!
Nie czekając dłużej, wykonawszy wszystkie niezbędne czynności i zmyciu z twarzy i włosów krwi, owinęłam się puszystym ręcznikiem i zamknęłam za sobą drzwiczki od prysznica. Wolną ręką sięgnęłam po czystą bieliznę i sukienkę, które w mgnieniu oka ubrałam. Niestety, tutaj we znaki daje się moja niezdarność, ponieważ nigdy nie umiałam samodzielnie do końca zasunąć sukienki. Zamek przesunęłam na tyle, na ile dałam radę, a potem zostawiłam go w spokoju, cicho wyzywając głupotę, jakim jest zamek....
Wysuszyłam włosy, i lekko podkręciłam je na szczotce tak, aby delikatnie opadały na moje ramiona.
Nadszedł czas na makijaż.... To będzie istna katastrofa! Wzięłam do ręki puder, który jakimś cudem znajdował się obok "mojej" biżuterii i rozpoczęłam długi proces, na który składał się jeszcze podkład, tusz do rzęs, szara kredka i krwiście czerwona szminka. Ekstra.... Normalnie: juhu.... Czy tylko ja wyczuwam tu sarkazm?!
Po wykonaniu wszystkich tych durnych i bezsensownych czynności, delikatnie przymknęłam oczy, starając się wyrównać przyśpieszony ze zdenerwowania głos i szybko bijące serce. Po chwili poczułam, jak ktoś zasuwa denerwujący zamek od mojej sukienki, na co odskoczyłam, jak poparzona i odwróciłam się w stronę, no jakżeby inaczej... Louis'a!
- Cz- czego chcesz?! - wyjąkałam, czując, jak cała moja pewność siebie ulatuje wraz z wydychanym powietrzem.
- Ja? - udał zdziwionego. - Czekam, aż łaskawie wyjdziesz z tego oto pomieszczenia, moja droga. - dodał uśmiechając się cwaniacko.
- J- jak długo t- tu j- jesteś? - szepnęłam, spuszczając głowę i z zaniepokojeniem czekając na jego odpowiedź.
- Wszedłem w momencie, w którym stałaś przed lustrem, jak ciołek z zamkniętymi oczami. - parsknął śmiechem, a ja poczułam, jak moje policzki oblewa wielki rumieniec. - Idziemy? - zapytał znudzony, po tym, jak nic nie odpowiedziałam.
- T- tak... - pisnęłam, kiedy objął mnie w talii. Jego zachowanie było takie, takie... inne? Tak, "inne" będzie dobrym określeniem. Wydawał się taki niegroźny, zupełnie, jakby był zwyczajnym dwudziestolatkiem, który za chwilę idzie na jakąś czadową imprezkę.
- Co ja mówiłem, o jąkaniu się?! - warknął. Odwołuję moją tezę! Zdecydowanie odwołuję!
(...)
Wsiedliśmy do jakiegoś sportowego auta, stojącego pod domem. Mój porywacz odpalił silnik i ruszył na miejsce wyścigu. Ja natomiast odwróciłam głowę w stronę szyby i skupiłam moje myśli na łanach zbóż, obok których przejeżdżaliśmy.
- Jak przyjedziemy na miejsce, przynajmniej staraj się wpasować w tamto towarzystwo... - poinstruował mnie, a ja zaczęłam się zastanawiać nad sensem jego słów. - ... i graj dziewczynę, która jest szaleńczo we mnie zakochana! - po tych słowach parsknęłam śmiechem, ale widząc jego powagę i zdenerwowanie, skuliłam się na siedzeniu. Po dość długiej chwili ciszy, wypaliłam:
- Dlaczego taki jesteś? - te słowa same, niekontrolowanie uleciały spomiędzy moich warg, zanim zdążyłam się zastanowić nad ich sensem. Co ja najlepszego wyprawiam?! Obróciłam głowę w stronę szatyna, którego mina nie wyrażała absolutnie nic, ale gdyby bliżej się przyjrzeć, zauważyłoby się, że bił się z myślami.
- Bo tak mi wygodniej! - prychnął i skupił się na drodze. Zignorowałam fakt, że zwiększył prędkość pojazdu i postanowiłam dociekać dalej:
- Czyli zabijanie niewinnych ludzi jest wygodne?! - spytałam podnosząc głos i obserwując, jak jego mięśnie się napinają pod wpływem wściekłości.
- Oni nie są niewinni. Każdy w czymś zawinił. Takie życie. Płacą za swoje błędy! - mruknął z dziwnym spokojem w głosie, a w mojej głowie pojawiło się kolejne pytanie.
- A w czym ja ci zawiniłam? - szepnęłam, licząc na jakąkolwiek odpowiedź.
- Nie zrozumiałabyś, jakbym ci powiedział! - powiedział, na co ciśnienie mojej krwi niebezpiecznie podniosło się w górę, ze złości.
- Czemu zakładasz, że jeśli ktoś nie jest złym gangsterem i nie zabija tuzina ludzi na tydzień, nic nie zrozumie?! - krzyknęłam, na co rozbawiony odwrócił głowę w moją stronę.
- Kotku, nie lubię, jak mi pyskujesz! - warknął, a jego źrenice pociemniały.
"Daj sobie spokój, El! Za głupia jesteś!" - zacisnęłam wargi w niemalże pionową linię i nie odezwałam się już więcej.
(...)
Na miejsce "wyścigu" dojechaliśmy po około godzinie. Zza szyby widziałam mnóstwo ludzi, mężczyzn i kobiet. Wszyscy w ręku mieli alkohol i zachowywali się, jak to łagodnie ująć..., dziwnie. W tamtej chwili zatęskniłam za cieplusim kocykiem i oglądaniem durnych komedii romantycznych w moim przytulnym domciu.
W pewnej chwili Louis stanął swoim autem, przypuszczam, że na starcie i wyszedł zostawiając mnie całkiem samą. Obszedł auto i tworzył mi drzwi, dając możliwość wyjścia na świeże, zanieczyszczone spalinami - powietrze. Już miałam wyjść, ale w ostatniej chwili usłyszałam rozmowę Louis'a i kogoś, kogo głos już gdzieś słyszałam, ale nie mam pojęcia, gdzie.
- No, no, Tomlinson, co za bryka! - powiedział mężczyzna, oglądając auto porywacza.
- Co złego to nie ja! - Louis zaśmiał się sztucznie, samemu ukradkiem spoglądając na swoje cudeńko. Chyba przez ładnych 10 minut rozmawiali o tym, jaki ten wóz na napęd i ile ma koni, itp., itd. Ale w pewnej chwili tajemniczy rozmówca, zadał pytanie, które szczerze? - wyprowadziło mnie z równowagi:
- No, a jaką lalunię ze sobą przyprowadziłeś, co? - po wypowiedzeniu tych słów, chłopak otworzył drzwi szerzej, podając mi rękę w celu wydostania się z pojazdu.
- Irlandka z krwi i kości! - powiedział i z dumą popatrzył na mężczyznę, którego... zatkało?! Nie rozumiałam jego zachowania, ale mniejsza o to. Uśmiechnęłam się do niego sztucznie i zagryzłam policzek od środka, kiedy ponownie objął mnie w pasie.
- Żałuj, że nie jesteś w drużynie zwycięzcy, maleńka! - powiedział bliżej niezlokalizowany osobnik.
- Mylisz się Ni... - zaczął Louis, ale mu przerwałam. Jest masa ludzi, więc nie zrobi mi krzywdy.... Nie zrobi..., prawda?
- Właśnie, że jestem! Louis 100% wygra! - zaprotestowałam, na co Ni..., jakiś tam, popatrzył na mnie z uznaniem.
- Wyszczekana, nie powiem! - roześmiał się szyderczo, na co zacisnęłam moje dłonie w pięści. Louis chyba to zauważył, bo zaraz rzucił, niby ze złością w stronę rozmówcy:
- Ona nie jest psem, żeby szczekać!
"To miłe!" - pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem. Tomlinson po chwili odciągnął mnie od tego dziwnego faceta i podszedł do reszty swojego gangu, którego nawiasem mówiąc dopiero teraz zauważyłam.
- Siema, stary! - powiedział mulat i przywitał się z moim "wybawcą" męską piątką. Przeleciałam wzrokiem po ich twarzach i zatrzymałam się na blondynie, który dość boleśnie mnie dzisiaj pobił. Moje oczy mimowolnie się zaszkliły, na samo tego wspomnienie. Blondyn wyglądał na zmieszanego i po chwili spuścił swój wzrok na białe, markowe trampki. Ja w przeciwieństwie do niego, zaczęłam się rozglądać po wszystkich tu zebranych. Kibice ustawieni byli po obydwu stronach toru i prawdopodobnie właśnie robili zakłady, dotyczące tego, kto wygra. Zawodnicy wraz ze swoimi maszynami znajdowali się po środku, czekając na sygnał oznajmiający rozpoczęcie wyścigu. W powietrzu unosił się fetor alkoholu, papierosów, potu i różnych dziwnych substancji, których pochodzenia nie dałam rady zlokalizować. Kobiety były ubrane skąpo, w stroje, które nawet nie wiem, co miały zakrywać, ale chyba nie spełniały swojego zadania zbyt sumiennie. Mężczyźni zajęci byli nieudanym, albo udanym zarywaniem do tych kobiet. Nie jest to oryginalne, ale dobra, niech im będzie....
Dookoła rozległ się gong, informujący startujących o konieczności znalezienia się w swoich pojazdach. Cały "team" Louis'a, zszedł z toru i szczerze, chciałam podążyć za nimi, gdyby nie Louis, który zatrzymał mnie, mówiąc:
- A ty dokąd? Jedziesz ze mną słonko!
Takim oto cudem siedzę w samochodzie, kurczowo zapięta pasami na wszystkie możliwe sposoby i patrzę na dziewczynę, która wyszła na tor i machnęła flagą, oficjalnie rozpoczynając pojedynek. Gangster ruszył z piskiem opon, od razu wysuwając się na prowadzenie, które utrzymywał niemalże przez cały czas. Zaraz za nim jechał ten, tamten Ni..., a daleko w tyle - reszta. W sumie, gdyby nie fakt, że w połowie mnie zemdliło i puściłam pawia na wycieraczkę Louis'a, to mogłabym stwierdzić, że jest naprawdę dobrym kierowcą....
Wszyscy zawodnicy zbliżali się do mety. Mój porywacz i nieznajomy mężczyzna jechali łeb w łeb. Emocje i moje mdłości z powodu powywracanego żołądka, sięgały zenitu.
Ostatnie metry!
Jeszcze tylko chwila!
Niedobrze mi!
...
Wygrana! Gol! Strzał! Bramka! Dołek! Pole! I wszystkie inne dyscypliny sportowe! Wygraliśmy! Jupii! Koniec! Wreszcie!
Louis wysiadł, a wszyscy zaczęli wiwatować! Po chwili podszedł wyjmując mnie z samochodu i chyba chciał mnie podrzucić, gdy nagle przypomniał sobie, że mam dość słaby organizm na różne turbulencje, dlatego postawił mnie na ziemię.
Każdy się cieszył i wiwatował! Do momentu, aż nagle rozległy się głośne strzały....
~Louis~
Zdezorientowany rozejrzałem się, nie ogarniając tego, co się działo. Gdy zobaczyłem strzelających mężczyzn padłem na ziemię i pociągnąłem za sobą wystraszoną dziewczynę. Chciałem otworzyć drzwi i ukryć się w samochodzie, ale drzwi się zacięły.
- Louis! - pisnęła Elizabeth.
- Zamknij się! - warknąłem zdenerwowany. Ludzie postrzeleni wokoło i uciekający w popłochu, padali, jak muchy. Musiałem działać. Inaczej zabiją i mnie i Lot..., Lizzie!
Szarpnąłem ją za ramię i pobiegłem za betonowy murek, znajdujący się w pobliżu.
- Lou... - szepnęła dygocąca ze strachu nastolatka. Popatrzyłem na nią z politowaniem. Tak bardzo mi tutaj przypominała Lottie..., kiedy umierała.... NIE MOGĘ DOPUŚCIĆ DO TEGO, ABY STAŁA JEJ SIĘ JAKAKOLWIEK KRZYWDA! Nie mogę! Chcę, ale nie mogę! Nie potrafię!
- Ćsii... Już dobrze.... - szepnąłem, przykładając swoje usta, do jej ciepłego czoła. - Już dobrze.... - ręką uspokajająco gładziłem jej włosy. Zachowywałem się idiotycznie! Jak nie ja! Nic z tego nie rozumiem....
Popatrzyła na mnie załzawionymi oczami, z widoczną nadzieją w oczach.
- Nie płacz! - syknąłem. - I nie patrz tak na mnie.... - dodałem już nieco spokojniej. Dziewczyna wtuliła się w mój tors, kiedy usłyszeliśmy znajomy głos, dobiegający zza moich pleców:
- Nareszcie cię znalazłem, Tomlinson!
"Miłość to czuwanie nad cudzą samotnością"
Rainer Maria Rilke
Hej, przepraszam was za ten rozdział! Jest beznadziejny, wiem, wiem!:( Ale nie umiałam wymyślić nic innego;( Jedyne, co mi się w nim podoba, to bipolarny Louis:P i sama końcówka:D Ech, a wy co sądzicie? Sama nie wiem, ale chyba wyszedł mi dość krótki;(
Sorka za to, że długo musieliście czekać, ale starałam się, naprawdę! Przepraszam!;(
Co, do konkursu na najlepszy komentarz pod rozdziałem, który niedawno ogłosiłam, to wygrywa, dam dam dam:
Zizi, która napisała:
"Hej ;*
Super blog. Trafiłam tu przypadkiem i zostane. Podoba mi się on.
Fajnie piszesz. Zwrot akcji . Wiścigi .. łał.
Czekam na następny rozdział. Życzę weny i chęci.
Pozdrawiam Zizi."
Super blog. Trafiłam tu przypadkiem i zostane. Podoba mi się on.
Fajnie piszesz. Zwrot akcji . Wiścigi .. łał.
Czekam na następny rozdział. Życzę weny i chęci.
Pozdrawiam Zizi."
Wszystkie były śliczne, ale ten ujął mnie najbardziej<3 Gratulacje, kochana:) Konkurs trwa dalej, jakby co!:)
Acha, i jest jeszcze jeden w poście pod spodem:) Zachęcam do wzięcia udziału<3
Acha i komentujcie i obserwujcie to opowiadanie:) Nie zależy mi na ilości komentarzy, chodzi o to, aby wiedzieć, ile osób to czyta<3 Dlatego to takie ważne:)
Dobranoc,
Natka99<3
Hej Natka!
OdpowiedzUsuńWiesz jak się ucieszyłam. Cieszę się, że komuś podoba się mój komentarz.
Co do rozdziału.
Super
Cudo
Zarąbisty
Elizabeth nie może być taka dla siebie. Bo jak się czyta to, aż mi się smutno robi. Są wypowiedzi które powodóją uśmiech na twarzy np:
Chyba sama sobie zaraz przybiję piątkę cegłą w twarz....
Louis troche milszy w tym rozdziale.
Czekam z niecierpliwością na nn. Życzę weny, chęci, dużo komentarzy i czasu.
Pozdrawiam Zizi.
<3
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział. Jest inny i chyba w tym rzecz. Lizzie i Louis aawww <3. Ten tajemniczy koleś to Nick, prawda? Dziewczyno czy ona ma anoreksję? Oby nie. Nie zniosłabym tego. Cóż... bipolarny Louis... :), El w sukience, tajemniczy Ni.., wyścigi, dziwny gościu. Oj działo się, działo. A to tylko w jednej notce. Rozdział wcale nie jest krótki i beznadziejny. Jest dość długi i genialnyy! Lovciamm cię za tego bloga. Życzę weny i jak najszybciej rozdziału.
OdpowiedzUsuńA tak na koniec w sześciu słowach opiszę rozdział:
Kochany
Olśniewający
Cudowny
Humorystyczny
Abstrakcyjny
Magiczny
CIĘ! !!!!!!! :*
Suuper rozdział, że krótszy od innych nie znaczy gorszy :D Gratulacje , że wreszcie przerzuciłaś się na pisanie na kompie łiii hahah :D Karmelek ;**
OdpowiedzUsuńExtra rozdział :D Też jestem fanką 1D <33 Dopiero odkryłam tego bloga, aż cegłą w twarz hahah najlepszeee XD
OdpowiedzUsuńJezu straszne :D Dalejjjj <3
OdpowiedzUsuńkiedy nowa czesc ?/K
OdpowiedzUsuńdługi i cudowny ! <3/Sara
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga www.slivershielnigt.com
OdpowiedzUsuńDopiero zaczynam.
Pozdrawiam Zizi.
Wciągnęłam się, i to bardzo! Czekam tylko aż Lou wykona jakiś krok, nie wiem. Jakikolwiek...
OdpowiedzUsuńNiall też mógłby jakoś zareagować,a nie tylko stać z boku i na wszystko patrzeć. Rusz się człowieku!
Co do rozdziału - BOSKI! Genialnie trzyma w napięciu!
Z niecierpliwością oczekuję następnego!
Pozdrawiam xoxo
@Hazz_You_And_I
badsidefanfiction.blogspot.com
Przez blog miesiąca czerwiec tu trafiłam i przeczytałam cały blog. Ta dwójka ma się ku sobie. Masz fajny styl pisania jesteś bardzo kreatywna. Życzę dużo weny i czekam na następny w najbliższym czasie. ~ Magda
OdpowiedzUsuńKiedy rozdział?
OdpowiedzUsuńDzisiaj (znaczy wczoraj bo jest już po północy :P ) odkryłam twojego bloga :) Przeczytałam kawałek i stwierdziłam, że zostaje :) Przeczytałam opowiadanie od początku i jest świetne :) Zastanawia mnie to jak ona wyglądała na tych wyścigach skoro była po twarzy i reszcie ciała pocięta nożem...
OdpowiedzUsuńCzekam na szybkie dodanie next :) Carolin
Dzisiaj (znaczy wczoraj bo jest już po północy :P ) odkryłam twojego bloga :) Przeczytałam kawałek i stwierdziłam, że zostaje :) Przeczytałam opowiadanie od początku i jest świetne :) Zastanawia mnie to jak ona wyglądała na tych wyścigach skoro była po twarzy i reszcie ciała pocięta nożem...
OdpowiedzUsuńCzekam na szybkie dodanie next :) Carolin
<3<3<3
OdpowiedzUsuń( widzisz w końcu się nauczyłam :):):)
Ciekawy zwrot akcji :-) erza
OdpowiedzUsuń