poniedziałek, 2 lutego 2015

18: "Ona jest moja, rozumiesz?!"

Witam, witam:) 
Mam nadzieję, że ucieszyliście się, widząc nowy rozdział!:) 
Ach... 18! - fajna liczba hihi xd
Życzę Wam wszystkim miłego czytania i proszę o wyrażenie swojej szczerej opinii... im szybciej się one pojawią, tym szybciej rozdział^^




~Sophie~

Właśnie przed chwilą nasz dom opuścił policjant. Nie rozumiałam tego, co powoduje ich nagłe wizyty. Póki co, nic nie dały. Ci ludzie utrzymują, że są na dobrej drodze, że nasze przyjaciółki zaraz się znajdą, ale ich słowa nie znajdują pokrycia w czynach. Wydaje mi się, iż nie chcą jeszcze bardziej załamywać państwa Carter.
- Proszę... - gosposia podała mi talerz z ciasteczkami i szklankę mleka. - Tak, na lepszy humor... - uśmiechnęła się słabo i jak gdyby nigdy nic wróciła do kuchni.
Wstałam zrezygnowana z karmelowej kanapy i krętymi schodami udałam się do pokoju El. Usiadłam na łóżku i smutnym wzrokiem lustrowałam pomieszczenie, z którym wiążę tyle wspomnień. Tyle wzlotów i upadków. Tyle smutku, ale i szczęścia. 
Poczułam, jak moim ciałem wstrząsa smutek, przygnębienie. Dni pełne śmiechu, zamieniają się w nieudany film kryminalistyczny.
- Mam! - w pewnym momencie drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wpadła Carrie. Jej długi, brązowy warkocz, podskakiwał wraz z nią, opadając na ramiona. Spojrzenie, które straciło dawny blask i radość, nagle ożyły.
- Ale co? - zmarszczyłam czoło i ukradkiem zjadłam ostatnie ciasteczko.
- Widziałam to, moja droga... - zaśmiała się cicho i usiadła po turecku, naprzeciwko mnie. - Tomlinson. Mówi ci coś to nazwisko? - przechyliła głowę i lustrowała moją reakcję.
- A ma mówić? - uniosłam brwi. - Pierwsze słyszę...
- Z tobą za grosz nie da się współpracować... - jęknęła. - Dnie i noce spędziłam na szukaniu informacji o nim... I jednogłośnie stwierdzam, że tkwię w punkcie zero... Ale! - podniosła palec wskazujący do góry. - Pod koniec poszukiwań zdałam sobie sprawę, że to czego szukamy nie musi być ukryte... Może być tuż w zasięgu naszego wzroku. Tak oczywiste, że nie przyszło nam do głowy, aby to sprawdzić... - wypięła się z dumą.
- Wybacz, ale nie rozumiem, o czym mówisz... - mruknęłam i siorbnęłam mleko, przez co skarciła mnie wzrokiem.
- Gdzie mogą ukrywać się seryjni przestępcy? - zapytała, jakby to było oczywiste, lecz nie oczekiwała mojej odpowiedzi. - W opuszczonych magazynach, firmach, gdzie nikomu nie przyjdzie do głowy zajrzeć... Więc... - wzięła jedno zdjęcie z szafki i zaczęła mu się przyglądać. - Twoja wielce inteligentna...
- I skromna... - dodałam pod nosem, na co zachichotała.
- I skromna przyjaciółka odwiedziła wczoraj wszystkie magazyny... - zaczęła wymieniać nazwy jakiś przedwojennych sklepów. - Jednak nie znalazłam nic... Aż... Kiedy chciałam się poddać... Wracałam z marnym wynikiem obserwacji... Opuszczona stara, rozlatująca się rudera, której o dziwo sanepid jeszcze nie kazał zburzyć i nosząca nazwę domu... Coś kazało mi tam zajrzeć... - wymamrotała. - Na podłodze była zaschnięta krew... A obok? Ubrania naszej Eli! - pisnęła. - Policja dokładnie przeszukała tamto miejsce... I najprawdopodobniej tutaj przetrzymywana była ona! Była tu Car, rozumiesz? - szepnęła. - Czuję, że jesteśmy blisko... Znajdziemy ją i będzie jak dawniej...
- Powiedziałaś, że była krew... Skąd wiesz, że jej nie zabili? - pokręciłam głową, chcąc zgasić jej zapał.
- Czemu tak uważasz? - zapytała smuto.
- Bo im więcej nadziei stracę teraz, tym mniejsze będzie rozczarowanie... - powiedziałam cicho.
- Ale, jeśli ją znajdziemy... Będzie, jak dawniej... Znajdziemy Niall'a... Wszystko się naprawi... - zaniosła się szlochem i schowała twarz w dłoniach.
- Jak dawniej? - westchnęłam i przytuliłam ją. - Czyli dalej będzie zamknięta w sobie? Niedostępna?
- Ale będzie! - pociągnęła nosem i wytarła mokre policzki. Popatrzyłam na fotografię, którą trzymała w dłoni. Przedstawiała mnie, Sophie, Niall'a, Rosie i Liz... Wszyscy się śmialiśmy. Nawet ona. Tamte dni były najlepszymi, jakie każde z nas doświadczyło. Ale minęły. Bezpowrotnie.



*RETROSPEKCJA* 

"Tego dnia wszystko było inne niż zwykle. Powietrze ciężką kurtyną osłaniało ludzi, dając im wrażenie duszności. Szara mgła opatulała wszystko, niczym puchowa, ale zdradziecka pierzyna. Jedynie kolory sygnalizacji świetlnej były w stanie choć trochę wyróżnić się spośród przytłaczającej monotonii życia.
Jednak Ona nie przejmowała się tym. Szła raźno uliczkami Mullingar, a jej niewinną twarzyczkę rozjaśniał szczęśliwy uśmiech.
- Pa! - przyjaciółka pomachała jej na pożegnanie.
- Ciao! - Sophie zaśmiała się pod nosem rozbawiona i ruszyła w stronę swojego ukochanego domu. Zamierzała jeszcze wpaść do Elizabeth, a następnie powkurzać Jason'a, ale to później...

(...)

Właśnie dochodziła do domu Lizzie, gdy usłyszała gorączkową, zdenerwowaną rozmowę.
- Miała być już martwa! - dorosły mężczyzna złapał chłopaka za gardło. - Sam mówiłeś, że będzie martwa! - krzyknął.
Wystraszona blondynka pośpiesznie ukryła się za jakimś srebrnym, drogim samochodem i nasłuchiwała ze strachem.
- Zabiję ją, kiedy nadejdzie odpowiednia pora. - mruknął obojętnie szatyn.
Zaraz, zaraz! Gdzieś już go widziała. Te błękitne tęczówki, włosy ułożone w nieładzie... Czy to nie ten chłopak, który zastraszał El przed szkołą? 
"Nie, to niemożliwe..." -  pokręciła z niedowierzaniem głową. - "Czego on od niej chciał?!"
- Elizabeth Carter musi zginąć. - syknął mężczyzna, a następnie zniknął. 
Dziewczyna bez chwili namysłu podniosła się i wbiegła do posiadłości przyjaciółki.
- Jest El? - wydyszała przerażona.


*KONIEC RETROSPEKCJI*








~Elizabeth~


Powoli zmarszczyłam czoło, kiedy dziewczyna w kusej, połyskliwej sukience i ostrym makijażu usiadła szatynowi na kolanach. Cofnęłam się niepewnie i spojrzałam na swoje dłonie.
"W co on z tobą gra?" - nie wiem tego, ale nie zamierzam być zwykła kukłą w jego obrzydliwych, zdradzieckich dłoniach.
"Już dawno się nią stałaś..." - nieprawda... 
Chciałam w to wierzyć... chciałam zachować te resztki godności i dumy. Ale byłam bezsilna. To głupie uczucie, kiedy był przy mnie... Nienawidziłam go. Tego byłam pewna, ale wraz z nienawiścią pojawiło się coś jeszcze. To uczucie, które teraz wywołuje ból. To uczucie, którego nie rozumiem. Kiedy patrzę mu w oczy, jego powłoka drania spada. Ukazuje się ktoś zupełnie nagi w uczuciach. Każde słowo decyduje o ciągu zdarzeń, które mają się wydarzyć. Każdy dotyk, który może okazać się tylko dziwnym, ale tak pożądanym snem. To poczucie, że chcesz zasypiać i budzić się tylko przy tej danej osobie. To coś, co w magiczny sposób odbiera poczucie czasu. Przemija dzień za dniem. Zmieniają się pory roku i wiosna naszego życia przemija... jednak uczucie trwa nadal.

Nie rozumiem, dlaczego przestałam protestować. Może wszystko mi już jedno? Nie żyją ważne dla mnie osoby. Jaki sens ma teraz mieć moje życie? Staje się tylko bezcelową tułaczką w jedną stronę. Nie mogę się cofnąć, ani stanąć w miejscu. Nie mogę zadecydować za siebie... Louis robi to za mnie. Chcę tego... chcę żeby zdjął ze mnie ciężar odpowiedzialności. Ale nie pozwolę mu na to.

Z zamyślenia wyrwał mnie denerwujący głos blondynki, której długie włosy okalały twarz chłopaka.
- Podobno tęskniłeś... - szepnęła zmysłowo całując jego podbródek. Nie odepchnął jej. Uśmiechnął się i zamknął oczy. Wtedy coś we mnie pękło. Już stałam się jego kukłą. I nie miałam nic do gadania. Lustrowałam ich zaszklonymi oczami z niedowierzaniem. 
- Kto ci tak powiedział? - mruknął i przyciągnął ją bliżej siebie, wpijając się w jej, umalowane czerwoną szminką, usta. Dotknęłam swoich warg, wciąż czując się tak, jakbym dopiero co, była na jej miejscu. I za to znienawidziłam go jeszcze bardziej. Nigdy nie będę ideałem jego, ani kogokolwiek. Nie będę ideałem. Jestem tu tylko, dla ich zarobku. Kiedy dostaną pieniądze zabiją mnie, albo w najlepszym wypadku oddadzą całą i zdrową.

 Nie obchodzę go. Nigdy nie obchodziłam. I nagle wszystkie siły na ucieczkę mnie opuściły. Ale jeśli teraz mi się uda, ucieknę od tej patologii. I wrócę do świata, który nie ma sensu. Naprawdę świetne opcje na życie... 
- Wyjdź... - w pewnej chwili dobiegł mnie jego, już surowy ton głosu. Uniosłam szybko, zdecydowanie za szybko głowę, żeby spotkać się z przytłaczającym spojrzeniem szatyna. Moje serce zabiło szybko. Mówił do mnie?
- Ja? - wydukałam żałośnie i chwiejnie wstałam. Nie odpowiedział nic. Nie musiał. Doskonale znałam odpowiedź.
- Liam! - krzyknął, na co w drzwiach pojawił się jego umięśniony kolega. - Zaprowadź ją do piwnic. - powiedział surowo. Potem mężczyzna wyprowadził mnie, zamykając za nami drzwi. Ostatnie co słyszałam to ich głośne śmiechy.

Spuściłam głowę i westchnęłam, kiedy weszliśmy do brudnej piwnicy, która miała jedno oddzielne pomieszczenie. Brunet wepchnął mnie mocno do środka, a mi przyszło się zderzyć z zimnym podłożem. Oddychałam przerywanie, starając się powstrzymać burzę, która szalała w moim sercu. Deszcz złożony z rzęsistych łez, muskał moje policzki, dając choć trochę ukojenia rozpalonym ze wstydu policzkom. Liam tylko zaśmiał się z mojego żałosnego zachowania.
- Jeśli myślałaś, że coś dla kogoś znaczysz, myliłaś się. - prychnął i przypiął mnie kajdankami, to odpowiedniego pręta na wysokości mojej głowy. Uniemożliwiało mi to wstanie, siadanie, ani całkowite leżenie. Moja pozycja była bardzo niewygodna, dlatego już po chwili poczułam, jak mój organizm zapada w bolesne odrętwienie. Nerwowo próbowałam łapać oddech, ale robiłam to coraz słabiej, w coraz dłuższych odstępach czasu. - Masz syndrom sztokholmski*... - pokręcił głową po chwili namysłu, przyglądając mi się.
- C- co? - powiedziałam słabo i walczyłam z całej siły z powiekami, które usilnie próbowały się zamknąć. 
- To co słyszysz... - mruknął i przechylił głowę z niemym rozbawieniem. Wyciągnął swoją broń zza paska i zaczął obracać nią w dłoniach.
- Nie kocham go. - syknęłam. Nie wiedziałam, czy to z wygięcia nienaturalnie kręgosłupa, czy wściekłości i furii, jaka zaczęła mnie ogarniać.
- Brednia. - podsumował i opuścił pokoik, zamykając go na cztery spusty. 

Byłam bezsilna. Naprawdę bezsilna. I po raz kolejny zostałam sama. 
Widać, że taka teraz naprawdę jestem. Ale czy mogę to zmienić? Odpowiedź jest wyjątkowo prosta i krótka. Nie. Nie mogę.
Nie mam takiego człowieka, który zaakceptowałby moje liczne wady. Owszem była Rose... No właśnie... Była.

Może i na to zasłużyłam? Żeby być pomiataną i cierpieć? Może ci wszyscy fałszywi ludzie, jakich spotkałam na mojej życiowej drodze, byli po to, żeby uświadomić mi, że błędy są naturalnym, częstym uczynkiem człowieka? Ale każda pomyłka uczy nas czegoś nowego. Uczy, jak nie popełniać tego samego błędu. Jak każdy nasz uczynek przemienić w coś dobrego, wartego pochwały. Jak powstać, uśmiechnąć się i iść dalej. Nie poddawać. Walczyć o dążenie do marzeń, celu... Bez marzeń, świat byłby taki pusty. A teraz? Zawsze coś się dzieje. Miliony kolorowych tabloidów i reklam rozświetla miasta. Miliardy pomysłów, snów drzemie w głowie każdego z nas. I nawet, jeśli nikt o nich nie wie, to nie umniejsza ich znaczenia... Wystarczy, że są... I ubarwiają nasze życie...








~Louis~

Słyszałem nasze urywane oddechy, które wypełniały cały pokój. Nie mówiłem nic. Bo o czym można pogadać z kimś takim, jak ona? Wystarczy, że wepchnę jej kilka marnych banknotów do ręki, a ona zrobi swoje.   

Znudzony popatrzyłem w sufit i zmarszczyłem czoło. 
- Elizabeth? - zapytałem z pewnej chwili i rozejrzałem się po pokoju skonsternowany. Pusta blondynka popatrzyła na mnie ze zdziwieniem i niezrozumieniem. No, jasne... Przecież Elizabeth tu nie było.
- Stacy. - poprawiła mnie, na co pokiwałem głową i obojętnie wzruszyłem ramionami, kładąc się z powrotem. 

Co ja najlepszego zrobiłem?! Było już tak idealnie, tak... inaczej... A mi znowu coś odwaliło. Może i ma rację? Może i jestem niewyżyty i wredny? Czemu wcześniej nie doszło do mnie, jak... Zaraz, zaraz... Po  co ja zawracam sobie nią głowę?! To tylko głupia i nic nie znacząca dziewczyneczka. Jeśli myśli, że zacznę latać za nią, jak posłuszny chłoptaś, myli się. Nie zasłużyła sobie na to. Jest zbyt pyskata, zbyt pewna swoich nikłych racji. Jedna osoba, na jaką się nadaje, to ktoś pokroju Stacy. 

I właśnie wtedy mnie olśniło. Czemu wcześniej na to nie wpadłem? Było miło, ale się skończyło. Chce, żeby ją dobrze traktować? Musi sobie zasłużyć... A ja wiedziałem już, jak...
- Słuchaj... - szepnąłem zaciekawiony do ucha blondynce, na co zachichotała. - Mam dla ciebie pewną propozycję... 








~Niall~ 

Zdziwiony popatrzyłem na Liam'a, który właśnie usiadł w salonie.
- Gdzie ją zabrałeś? - zapytałem cicho, starając się ukryć poddenerwowanie i mówić tak, aby reszta mnie nie słyszała.
- Dlaczego tak bardzo cię to interesuje? - prychnął. - Wylądowała tam, gdzie od początku powinna była... Za mili byliśmy dla niej...
- Tia... - mruknąłem, ale niepokój zagościł w moim sercu. Musiałem zobaczyć, czy wszystko z nią dobrze. To pragnienie sprawiało, że nie mogłem normalnie funkcjonować. Pragnąłem mieć ją przy sobie. Czuć jej ciepły, niespokojny oddech na moim policzku, jej jabłkowy szampon, delikatny błyszczyk. To jej nerwowo poprawiała włosy, bawiła się dłońmi. Pragnąłem chociażby tylko jej zrozumienia. Pamięci. Jednego wspomnienia. Jej. Po prostu jej.

Wstałem po chwili, nie mogąc wytrzymać tego bicia w moim sercu. 
- Skoro wszyscy mogą ją bić, ja też chcę... - wymamrotałem i zbiegłem po stromych, betonowych schodach na dół,  o mało nie tracąc równowagi. Rozglądnąłem się nerwowo i szepnąłem:
- Eli... gdzie jesteś? - zacząłem po omacku iść w egipskich ciemnościach. Gdzie tu jest włącznik światła?!
Im dalej podążałem, tym wyraźniej słyszałem żałosny, dziewczęcy płacz. Westchnąłem z ulgą, kiedy natrafiłem na klamkę. Wypiąłem się w dumą, mimo że teoretycznie byłem tu sam. 
- Lizzie? - zapytałem cicho, ale zrezygnowany zdałem sobie sprawę, że drzwi są zamknięte. Świetnie... po prostu świetnie... Macałem zniecierpliwiony ścianę. 
- Włącznik jest obok drzwi... - usłyszałem z góry rozbawiony głos Liam'a. 
- Tak, właśnie... - mruknąłem zgaszony i zaświeciłem światło. Rozbłysła jedna mała lampka na środku, ale dawała dostatecznie dużo światła, żebym mógł zdjąć z wieszaka klucze. Otwarłem powoli skrzypiące drzwi i wszedłem do niewielkiego pomieszczenia. Dziwnie, nigdy nie miałem okazji tutaj przebywać...

Nastolatka płakała cicho, nawet nie podnosząc na mnie głowy.
- Eli... zrobili ci coś złego? - szepnąłem niepewnie i kucnąłem naprzeciwko niej. Pokręciła szybko głową i odsunęła się. Widziałem, jak zaciska z bólu oczy, kiedy kajdanki, zaczęły rozdzierać jej nadgarstki. Delikatnie dotknąłem jej dłoni i przejechałem opuszkiem kciuka po jej dłoni. - Proszę, nie płacz... Aniołku... - powiedziałem cicho, na co popatrzyła na mnie z bólem.

Cały pokój owiany był półmrokiem. Nadawał mu pewnego rodzaju tajemniczości i ciekawości. Ale teraz to nie miało najmniejszego znaczenia. Liczyła się tylko ona. I mój upór, żeby znowu było, jak dawniej.
- Lizzie... - zacząłem cicho i dotknąłem jej posiniaczonego podbródka.
- Nie nazywaj mnie tak! - krzyknęła żałośnie i próbowała się wyrwać. Niewinna krew zaczęła spływać po jej rękach.
- Zrobisz sobie krzywdę... - szepnąłem z troską i próbowałem odpiąć metalowe "obroże". Na darmo.
- I tak cię to nie obchodzi! - łkała. Była w amoku. Nie myślała trzeźwo. Wiedziałem to. Poznałaby mnie... Ale od tamtego czasu, tylko rzeczy uległo zmianie. Czy potrafiłem być jeszcze tym chłopakiem, który pomógł jej wyjść na prostą? - Nikogo nie obchodzę... - wymamrotała. Pokręciłem głową i mocno ją do siebie przytuliłem. Pachniała Louis'em. Ranami zadanymi przez niego. Cierpieniem... Czy cierpienie ma zapach?
- Mnie obchodzisz, El... zawsze obchodziłaś... Nawet nie wiesz, jak bardzo... Nie pamiętasz mnie? - spytałem z żalem, na co zaczęła się nerwowo wyrywać. - El... to ja... Niall... - powiedziałem drżącym z emocji głosem. - Proszę... 

Spuściła głowę, chcąc przeanalizować te informacje. Biła się z myślami. Sprzeczne doznania, mąciły jej serce.
- Wiem, że wiele się zmieniło... wiem, że mnie nienawidzisz. Masz do tego pełne prawo. Rozumiem to. Sam siebie nienawidzę za to, że pozwalałem na to wszystko. Ale każdy zasługuje na drugą szansę... Wiesz o tym... - mówiłem bez składu. Pragnąłem jej tak bardzo. Tak silnie. Tak nieubłaganie. - Elizabeth...
- Przestań! - pisnęła żałośnie. - Kłamiesz! Wszyscy kłamiecie! - nie dawała rady mówić. Histeryczny szloch, przejął nad nią kontrolę. Zbliżyłem się do niej i spojrzałem w jej oczy.
- Wiem, że pamiętasz... - powiedziałem bezgłośnie, na co odwróciła wzrok. - El... popatrz na mnie...
- Jesteś powrotem! - wydusiła w końcu. - Miałam cię za przyjaciela! - powiedziała z takim bólem, jakiego dotychczas nigdy u niej nie zaobserwowałem.
- Jestem nim... zawsze byłem... Każdego dnia myślałem o tobie. To myślenie odbierało mi apetyt. Nie mogłem normalnie funkcjonować. Do tej pory wszystko robię, widząc cię przed oczami. - zamknąłem oczy i zacząłem opowiadać to, czego zawsze chciałem uniknąć. - Byłaś moją jedyną prawdziwą przyjaciółką... nadal nią jesteś... ale kiedy człowiek przeżywa rozłąkę uświadamia sobie, że czasem przyjaźń nie wystarcza... że chce czegoś więcej... Bałem się, że się zapomnę... nie chciałem tego zniszczyć, dlatego nie pisałem... teraz widzę, jak wielki to był błąd... - dotknąłem czule jej policzka. - Kocham cię... - w końcu to powiedziałem. Jej. Zrobiło mi się lżej na sercu. Wiedziała to. Prawie połowa sukcesu...

Nie powiedziała nic. Teraz po prostu już płakała. Bezbarwne łzy, okalały jej piękną, ale poranioną twarzyczkę. Westchnąłem cicho. Czułem, że mi już nie ufa. Wiedziałem, że już nie będzie tak, jak kiedyś, ale mimo to chciałem walczyć o jej uczucie...








~Elizabeth~

Pociągnęłam cicho nosem i spuściłam wzrok. Naprawdę czułam się, jak w ukrytej kamerze. Tak, jakby zaraz miał ktoś wyskoczyć i krzyknąć: "To wszystko żart! Wkręciliśmy cię!" Wiedziałam, że to nieprawda, ale w tej chwili nie pragnęłam niczego innego. 

Zamknęłam oczy, chcąc odciąć się od wszystkiego co mnie otaczało. Powracałam w myślach do wspomnień, które najbardziej zapady mi w pamięć. Wspomnień, które najbardziej bolały. Wspomnień, do których nikt, nigdy nie miał i mieć nie będzie dostępu. 



*RETROSPEKCJA* 

"Szanowna Elizabeth Carter,

Z przyjemnością pragniemy zaświadczyć, że ma pani zaszczyt otrzymania tego jakże oficjalnego listu od jakże ważnego (przynajmniej w gronie kumpli) Niall'a James'a Horan'a. 
Zawiadamiamy iż ten oto jegomość bawi się wspaniale na obozie kajakowym, aczkolwiek brak mu jego bratniej duszy, która postanowiła kisić się w czterech ścianach.
Prosimy o przygotowanie fanfar na jego głośne przybycie. Jeśli nie pojawią się będę smutny.

Pa, myszo"


~Jakiś czas później~  

Samotna szatynka siedziała skulona na parapecie w swoim pokoju. Wytarła z policzków kolejną porcję łez. Była niemądra wierząc, że napisze, zadzwoni. Co sobie myślała? Że życie to bajka, a ona wygrała w niej szczęście? Myliła się. Jak mogła tak łatwo wystawić swoje uczucia na szalę, która należała do niego?
- Nie myśl o tym... - szepnęła cicho Rose. - Musisz żyć dalej, Eli... - usiadła naprzeciw niej i uśmiechnęła się smutno. - To oczywiste, że jest ci smutno... ale musisz mu pokazać, że nie boli cię to tak bardzo... że jesteś w stanie żyć dalej...
- Ale jest jeden problem... nie jestem... - powiedziała cicho i spuściła wzrok.


 *KONIEC RETROSPEKCJI* 








~Louis~

Blondynka zachichotała cicho, kiedy skończyłem jej mówić moje zamiary.
- Spraw, żeby stała się taka, jak ty... grzeczna i posłuszna... - uśmiechnąłem się szarmancko, zadowolony z siebie.  

Ale czy tego właśnie chciałem? Czy chciałem, żeby była mi posłuszna? A może wolałem tą irytującą i niedostępną nastolatkę? Może lubiłem się z nią kłócić? Taki był widocznie jej urok. Namącić w głowie zwykłą niewiedzą.
Blondynka zmysłowo jeździła dłonią po moich włosach. Ale czy właśnie tego potrzebowałem? Jej?  Nie. Znam odpowiedź. Chciałem El. Tak, jak na samym początku. Pragnąłem mieć ją przy sobie. I coraz trudniej było mi to zdusić.

Wstałem i pokręciłem głową, po czym zszedłem do piwnicy. Znowu zapomnieli zgasić światła? Nie... to nie to... Wyraźnie słyszałem jakąś rozmowę... Stanąłem tuż na nim, w progu. Horan?! Tego już za wiele.
Widziałem, jak przytulał ją do siebie i szeptał coś kojącego na ucho. Zacisnąłem dłonie w pięści i podszedłem bliżej wściekły.
- Wynoś się stąd! - wysyczałem, wyprowadzony z równowagi. Blondyn odwrócił się i spojrzał na mnie zmęczonym, ale szczęśliwym wzrokiem.
- Nie. - uciął, na co zmarszczyłem brwi. On nie będzie mi rozkazywał. Ja od tego jestem!
- Ona jest moja, rozumiesz?! - krzyknąłem i popchnąłem go mocno na ścianę. Pożałuje swojego wyboru!







  
"Miłość kpi so­bie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno."

                                       Andrzej Sapkowski 




 * syndrom sztokholmski - to stan psychiczny, który pojawia się u osób porwanych, zakładników, który objawia się sympatią, pomocą swoim oprawcom... (tak w skrócie xd więcej tu:  Wikipedia)




Hej po raz drugi:)
I co?:") Jak wrażenia po rozdziale?:( Według mnie jest dziwny i beznadziejny, ale ocenę pozostawię Wam:(
 Kto teraz ma ferie, oprócz mnie? Hihi:D 
Okej... to tak... pokomplikowało się w życiu Elizabeth xd Zachęcam do poczytania o tym syndromie xd I jak według Was: El ma taki syndrom, czy kocha Louis'a?:) Jestem ciekawa Waszego zdania na ten temat:)
Najlepszy koment otrzymuje:

 Not Perfect Angel z komentarzem:


"Cóż... Nie wiem czy Ci to kiedyś pisałam, ale zawsze przy rozdziałam czułam niedosyt, czy po prostu dziwne niespełnienie, jakbym nie tego oczekiwałam.
I z ręką na sercu mogę Ci powiedzieć, że dzisiaj dodałaś rozdział, który, według mnie, jest po prostu idealny.
Ni mniej, ni więcej.
Po prostu cudo.
I mogę Ci powiedzieć, że, no dobra, narzekałam, że nie wstawiasz kolejnego rozdziału, ale dzisiaj powiem, iż jestem zadowolona z tego całego czekania.
I jeśli kolejne rozdziały, będą takie jak ten, mogę czekać nawet miesiące.
Kocham, i nie będę Ci pisać czegoś w stylu ,,WENY'', ,,CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NASTĘPNY'', bo limit komplementowania mi się skończył.
Tak, jestem wredną suką XD
No, to do następnego <3"

Gratulacje:)
Do napisania,
Natka99<3

14 komentarzy:

  1. Dlaczego w takim momencie?! WHY?!
    No dobra...wiem ze lubisz trzymać ludzi w niepewności xd
    co do rozdziału to jest boski...taki inny...:) Coś czuje ze dużo będzie się działo w kolejnym xd
    No nic, czekam na następny:*

    OdpowiedzUsuń
  2. do jasnej cholery, czemu w tym momencie?! mogłaś dać nam jeszcze 2 linijki tekstu...
    w każdym razie, cudny rozdział, cudne opowiadanie ❤
    czekam na więcej Pierożku :3
    ~A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super. Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze:ZAJEBISTY ROZDZIAL!!
    Po drugie: Louis ja kocha!!!♥ oooo.. ale Niall tez i w tym jest problem... eh .... mam nadzieje ze no nie urazajac blondynka odpierdoli sie od niej(chociaz moze ja pocieszac i byc jej najlepszym przyjacielem ale TYLKO tyle)
    Po trzecie: czy temu Louisowi juz kompletnie padlo na glowe?!! Chce zeby Lizz byla DZIWKA???!!!!! Naprawde? Myslalam ze juz gustuje lepiej np. wezmie sobie jakas dziewczyne no ale nie dziwke....
    A i ten moment na poczatku retrospekcji Elizabeth jest taki prawdziwy... naprawde jest mi jej tak bardzo szkoda, a jeszcze ten dupek postanawia sobie najpierw pograc na jej uczuciach a potem zamowic sobie dziwke (najgorsza rase dziewczyn!!). Ugh....! Tak go za to nienawidze!!! Mam nadzieje ze Lizz nie da sie przerobic na zdzire i osobe bez serca.... A kutas porzaluje wszystkiego co zrobil (no moze nie w tak duzym stopniu,ale w tak 70% przydaloby sie)!
    Zycze mnostwa weny i z coraz nasilajacym sie uczuciem niecierpliwosci czekam na nexty!!!
    Ps. przepraszam za bledy ;)
    Love Ya <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Tego sie nie spodziewalam. Rozdzial jak zwykle cudowny ��
    Zajebisty już dawno nie czytałam czegoś tak dobrego ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko. Nawet nie wiesz jakbyście ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że dodałaś rozdział. Kocham to opowiadanie. Brzmi to strasznie. Ale naprawdę czekałam na ten rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja pier**le co tu się dzieje
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  8. Zajebisty już dawno nie czytałam czegoś tak dobrego ;) *-*@zosia_official ^.^

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
    Bo ten był zaje**sty<3@mortajuliana

    OdpowiedzUsuń
  10. O jezu :o jaki perfekcyjny! Skarbie to jest takie fsghdggwdfswgh chcę już next,

    OdpowiedzUsuń
  11. W takim momencie urywać to zbrodnia :D czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń