sobota, 21 lutego 2015

19: "Ty jesteś tym kawałkiem?"

Hej, hej, hej:D
Tutaj pragnę przypomnieć Wam o konkursie :c smutno mi,
kiedy NIKT się nie zgłasza ;c
Naprawdę nie chcecie nic wygrać? :( 
Przedłużam czas do Śmigusa Dyngusa... może komuś zależy xd

Miłego czytania:)





~Elizabeth~

Pisnęłam cicho zdezorientowana i spłoszonym wzrokiem lustrowałam oszołomionego po upadku blondyna. Chwiejnie podniósł się i odepchnął od siebie Louis'a.
- Niby jakim prawem? - prychnął i kopnął go w kolano. Szatyn zdenerwował się nie na żarty. Złapał Niall'a za szyję i rzucił o ścianę. 
- Jest moja. - powtórzył, ignorując jego pytanie i podchodząc do niego. Wymierzył mu mocny kopniak w żebro, a następnie w twarz. Z nosa chłopaka trysnęła krew. Lała się niepohamowanie, strumieniami. Chciałam zrobić cokolwiek, ale bolesny metal przypominał mi o mojej pozycji.  
- Tomlinson... czy ty jesteś zazdrosny? - zaśmiał się słabo i osłonił dłońmi, chcąc ochronić przynajmniej część swojej irlandzkiej twarzy. Szatyna aż telepało ze złości. Okładał jego zakrwawione i posiniaczone ciało, coraz to nowymi stylami. Blondyn płakał z bólu. Nie mogłam na to patrzeć. To, co z nim robił, było prawdziwym okrucieństwem.
- Proszę, przestań! - szepnęłam roztrzęsiona i zdruzgotana. I w tym momencie uświadomiłam sobie, że Louis nigdy się nie zmienił. Jest draniem, żerującym na uczuciach innych. Cieszy się, kiedy sprawia ból, wywołuje postrach i cierpienie. Nie liczy się z innymi. Nigdy się nie zmieni. Przecież tak jest mu wygodniej. Każdemu by było. Ale, czy zabijanie wszystkich swoich wrogów jest dobrym pomysłem? Przecież Niall nie zrobił mu nic złego. A on, nie panując nad swoimi emocjami wyżył się na nim. A przecież obaj mają ten sam interes. Ten sam cel. - Proszę... - dodałam jeszcze ciszej. 

Chłopak zatrzymał się w miejscu. Powoli obrócił w moją stronę. Lustrował mnie dokładnie tymi niebieskimi tęczówkami. Puścił blondyna i zaczął zbliżać się w moją stronę wolnym krokiem. Przestraszona jego reakcją spuściłam wzrok na swoje potargane dresy, które od niego dostałam.
- Słucham? - jego głos wyrażał spokój. Jednak wiedziałam, że to były tylko pozory. Jego wybuchowość objawiała się w każdym, nawet w momencie, kiedy, wydawać by się mogło, wszystko jest dobrze.
- N- nie rób mu krzywdy... - szepnęłam, walcząc z potrzebą spojrzenia na niego. Na jego kryształowe, skrzące tęczówki, piękną twarz Apolla, która w tej chwili zapewne lustrowała mnie z politowaniem.
- Niby dlaczego? Co z tego będę miał? - prychnął i uniósł mój podbródek. Nachylił się nade mną. Czułam, jak jego kilkudniowy zarost łaskotał mój policzek, na którym każdego dnia pojawiały się coraz to nowe blizny. Blizny, które są jego zasługą. 

"Otrząśnij się, Elizabeth!" - każda komórka mojego ciała próbowała się bronić przed tym, jak na mnie działał. Jak z dziewczyny walczącej o każdy kolejny dzień, robił potulną laleczkę. Może stosował dobre środki hipnozy?

"A może ty po prostu go kochasz?" - pokręciłam głową, chcąc wyrzucić z niej tą absurdalną myśl. Nigdy nie pokochałabym TEGO Louis'a Tomlinson'a. Drania bez serca. Mordercy z kamiennym sercem.

- No, słucham. - warknął zniecierpliwiony i mocno uderzył moją głową o ścianę. Westchnęłam i zacisnęłam powieki z bólu.
- Będziesz miał satysfakcję... - zaczęłam cicho, każde słowo dobierając niepewnie, wiedząc, że podkładam jedyne iskrę do ognia.
- Satysfakcję? Niby z czego? - zmarszczył czoło. Zaciekawiłam go. Mógł mnie posłuchać.
- Satysfakcję z silnej woli. Zdarzenia, z którego możesz wyjść bez morderstw. Nadwyrężasz silną wolę, nie ćwicząc jej. A ona jest potrzebna. Bez niej nie ma człowieka. A bicie to nie wyjście z problemu... - wypuścił powietrze ze świstem. - Wiem... pozbyć się problemu jest łatwo... ale nie wolno całe życie iść na łatwiznę...  najlepiej stawić temu czoła i zmierzyć się z tym... unikanie odpowiedzialności nie doprowadzi do niczego... kolejnej dawki wyrzutów sumienia? - szepnęłam i ciągnęłam dalej. - Problemy kumulują się w naszej podświadomości... odkładając je na później i zatajając prawdę o różnych zaistniałych sytuacjach sprawiasz, że w końcu  twoja psychika nie wytrzyma tej presji. I rozbije się na biliony kawałeczków, które złośliwy wiatr rozniesie po całym świecie... - spojrzałam mu w oczy niepewnie. - I nawet jeśli nie znajdziesz tylko jednego... to pozostała reszta nigdy, choćbyś bardzo próbował, nie utworzy całości... zawsze będziesz czuł pustkę, brak tego kawałeczka, o którym może kiedyś nawet nie pamiętałeś... - zakończyłam. Jego oczy nie wyrażały nic. Były tak przeraźliwie puste. Przeraźliwie obojętne.
- Skończyłaś? - prychnął i zaśmiał się nerwowo. Pokiwałam głowa i spuściłam ją ze łzami w oczach. Czyli te wszystkie słowa, wypowiedziałam na darmo? Naprawdę, nic nie zrozumiał? A, więc dobrze. Nic już więcej nie powiem. Nie do niego.
- Ona nigdy nie będzie twoja. Nawet, jeśli zrobisz jej pranie mózgu, zmusisz do ślubu... zawsze będziesz czuł, że nie jest twoja. Że cię nie kocha. - wydusił blondyn, walcząc z zamykającymi się powiekami.
- Mylisz się, mój drogi. Już jest moja. - powiedział Louis z dziwną nonszalancją i odpiął moje kajdanki. Przerzucił sobie przez ramię i zaczął nieść na górę. Nie miało znaczenia dokąd tym razem mnie zabierze. Miałam dość. Tak naprawdę, całkowicie dość. 

Wrzucił mnie do sypialni, w której obudziłam się wczoraj rano. Nic się tu nie zmieniło. Może trochę pomięta pościel. Zapachy dwóch różnych, niepasujących do siebie perfum.
- Ty jesteś tym kawałkiem? - mruknął mi po chwili ciszy na ucho, jakby to miał być sekret. Coś, o czym nie może dowiedzieć się świat. Musnął wargami płatek mojego ucha i miejsce za nim. Odgarnął lekko włosy, chowając w nich swoją twarz. Zalała mnie fala niezastąpionego ciepła. Był taki, niewinny. Radarki w mojej głowie zwolniły swoje obroty, dając upust przyjemności. Zamknęłam oczy ukradkiem zaciągając się jego wodą kolońską. I właśnie wtedy wróciłam na ziemię. Nie pachniał jak on. Czułam damski zapach w jego włosach, na twarzy. I w tej chwili poczułam tak wielkie obrzydzenie. Obrzydzenie, którego nie sposób opisać. Nienawidziłam go za to, jak ze mną grał. Jak bawił się moimi emocjami, sprawiając, że czułam się jak skończona idiotka. Odepchnęłam go słabo od siebie skrzywiona.
- Daj spokój... wiem, że ci się to podoba. - prychnął i przyciągnął mnie do siebie.
- Puść mnie. - syknęłam i zaczęłam się wyrywać. Dopiero teraz dostrzegłam tą samą blondynkę opartą o filar łóżka. Dziwne, że wcześniej ją pominęłam.
- Widzę, że zauważyłaś już swoją nową koleżankę... - powiedział rozbawiony. Na mojej twarzy pojawił się ogromny grymas. - Ona sprawi, że będziesz grzeczną dziewczynką. - wyszedł, a ja skuliłam się z milionem myśli, płynących wewnątrz moich podświadomości.

- Jestem Stacy... - powiedziała chłodno dziewczyna. - Wstawaj. - mruknęła. Chciałam coś powiedzieć, zaprotestować, ale gestem ręki kazała mi być cicho. Nie rozumiałam, po co jej to było. - Od dzisiaj są to twoi nowi przyjaciele. - pisnęła znowu tym irytującym świergotliwym tonem. Tym samym, którym przerwała moją rozmowę z Louis'em. Wskazała na krwistą, czerwoną szminkę i kusą sukienkę. - No... to zaczynajmy od podstaw... - zaśmiała się, ale urwała, kiedy usłyszała kroki. - Nareszcie, myślałam, że sobie nie pójdzie! - wywróciła oczami i usiadła wygodnie na łóżku.
- Słucham? - zapytałam zdziwiona. Coraz mniej rozumiałam z tego wszystkiego, co działo się dookoła mnie.
- Louis... cały czas stał za drzwiami... łatwo było to rozgryźć... - wzruszyła ramionami. - Nazywasz się Elizabeth? - uniosła jedną brew zaciekawiona i rozglądnęła się po pokoju. Niepewnie pokiwałam głową. - Nie musisz się mnie bać... - uśmiechnęła się szczerze. - Nic ci nie zrobię... nie chcę tu być tak samo, jak ty...
- Proszę? - zmarszczyłam czoło. Dziewczyna wzięła kilka poduszek i usiadła naprzeciwko mnie. 
- Posłuchaj... nie mam zamiaru robić z ciebie kogoś, kogo chce Tomlinson. I gdzieś mam to, jak mi się za to oberwie... - pokręciła głową. - Jesteś pierwszą normalną osobą, jaką dane mi było spotkać przez najbliższe trzy lata... chcę normalnie z kimś pogadać, a nie zgrywać pustą lalę... - westchnęła smutno.
- Nie wierzę ci. Ale będziesz dobrą aktorką. - wymamrotałam, przez co popatrzyła mnie z żalem.
- Też mnie uprowadzili. Ale w innej sytuacji i przez kogo innego... nie miałam wyboru, czy chcę zostać tym, kim teraz jestem... irytuje mnie to, ale w takich momentach następuje obojętność... - pokręciła głową. - Bili mnie... ale nie aż tak... nie sądziłam, że są w stanie zrobić ci coś takiego... - wskazała na mnie ręką. - Znaczy... wiedziałam, że nie należą do grzecznych chłopców, ale... - urywała, nie wiedząc jakie słowa dobrać, do mojej obecnej sytuacji. - Masz krew we włosach... - powiedziała po chwili wystraszona. 
- Uderzył mną o ścianę... - spuściłam wzrok i pociągnęłam nosem cicho.
- Czemu mu na to pozwalasz? - przymrużyła oczy. Musiałam się komuś wyżalić. Czułam, że milcząc długo nie pociągnę.
- Nie pozwalam. I właśnie dlatego tak wyglądam! - wybuchłam płaczem. - Ja już nie pamiętam, jak to jest, kiedy nic mnie nie boli. Kiedy wszystkie wnętrzności są na swoim miejscu...  - odsłoniłam ogromną ranę na brzuchu, która o dziwo nadal nie chciała się zagoić. Otwarła oczy szeroko, oszołomiona. - Pomiatają mną, jakbym była szmacianą lalką! A potem wstrzykują coś, po czym urywa mi się obraz... - łkałam żałośnie.
- Nie płacz. - powiedziała stanowczo. - Nie okazuj im, że jesteś słaba... - potarła dłonią czoło w zamyśleniu.
- A nie jestem? - poniosłam na nią zapłakane spojrzenie. Potrzebowałam tylko nadziei, otuchy. To naprawdę nie było dużo.
- Nie. Jesteś odważna, twarda i szczera. Bez względu na to, jak wiele ci odbiorą, ty i tak bronisz tego co masz. Nie poddajesz się w połowie, walczysz do końca. - powiedziała i wyrzuciła sukienkę do kosza.
- To jest koniec. - schowałam twarz w dłoniach, po których spływały stróżki krwi. Jednak szarpanie się w kajdankach nie było dobrym pomysłem.
- Mylisz się. Wiesz kto cię wprowadził w ten błąd? - zapytała, ale nie oczekiwała ode mnie odpowiedzi. - Louis. Cały czas próbuje ci wmówić, że nic nie znaczysz. Że jesteś bez wartości i nie masz po co walczyć, bo już przegrałaś... a ja mówię ci, że to ty jesteś zwycięzcą. - uniosła głos, rozemocjonowana. Zamknęła oczy, uspokajając się.
- J- ja? - wydukałam i pokręciłam głową.
- Tak. Skradłaś mu serce. A to więcej, niż posiadanie każdego bogactwa. Więcej niż cokolwiek innego. Nie potrafiłby cię zabić. Prędzej siebie - z miłości. Zbyt wiele dla niego znaczysz... może się mylę. Jestem tylko człowiekiem. Ale na pewno nie jesteś mu obojętna... - pociągnęła mnie za rękę tak, że wstałam. - Musisz tylko wiedzieć, jak to wykorzystać...
- Nie chcę nikogo wykorzystywać. Nawet takiego człowieka, jak Louis. Nikt na to nie zasługuje. - szepnęłam, kręcąc głową. Uśmiechnęła się ciepło.
- Masz dobre serce... niewielu jest teraz takich ludzi... świat jest zbyt materialistyczny, żeby dobrze zaopiekować się dobrem... - położyła dłoń na moim ramieniu. - Posłuchaj... pójdziesz teraz się odświeżyć... - wyjęła z pierwszej lepszej szafy jakąś koszulkę z krótkim rękawkiem i spodnie od dresu należące do mojego oprawcy. Podała mi je, jakby to było czymś naturalnym. - A ja wmówię mu, że zrobiłam co w mojej mocy... o mnie się nie martw... dam sobie radę... zawsze daję... - powiedziała ciepło i podeszła do drzwi.
- Stacy? - szepnęłam cicho, na co odwróciła się zdziwiona. - Dziękuję... - uśmiechnęła się tylko i zniknęła za drzwiami. 
- Łazienka jest naprzeciwko... - rzuciła zza drzwi. Słyszałam odgłos jej wysokich szpilek, który po chwili ucichł. Popatrzyłam niepewnie na ubrania i szybko przemknęłam do łazienki. 

Zamknęłam za sobą drzwi i zrzuciłam brudne, zakrwawione ubrania na wymytą podłogę. Ciekawe, kto im sprzątam. Nie uwierzę, że oni sami.
Stanęłam przed lustrem i westchnęłam cicho. Naprawdę Stacy miała rację, że powinnam się odświeżyć. A przynajmniej zmyć zaschniętą krew. Popatrzyłam na swój zabliźniony, poraniony policzek. Przecież nie zrobiłam mu nic złego. Dlaczego tak bardzo mnie nienawidził? Nawet się nie znaliśmy... znaczy no... mniej - więcej nie znaliśmy...

Chwiejnie weszłam pod nowoczesny prysznic i zamknęłam drzwiczki od kabiny. Puściłam wodę, która już po chwili raniła boleśnie moje otwarte rany. W momencie, kiedy przestałam skupiać się na bólu, poczułam ulgę, a nawet zalążek szczęścia. Czy to możliwe, żeby woda zmyła moje troski i problemy? Odgoniła ode mnie wszystkie te negatywne i niepotrzebne myśli. Pozwalała się skupić na innych rzeczach, aniżeli tylko nad tym, jak marnie skończę.

Czy ta zupełnie obca mi osoba mogła mówić prawdę? Czy osoba, w której słowniku nie ma słowa miłość, mogła pokochać... mnie? Przecież to irracjonalne. Nieprawdopodobne. Brzydzi mnie to. Nie ma takiej możliwości. To wykluczałoby nazwanie go bezwzględnym, samolubnym egoistą, jakim z pewnością był. 
Istnieje jeszcze opcja, że to jaki jest wobec wszystkich to tylko pozory, skupiające się na pokazaniu innym, kto tu rządzi. Może gdzieś głęboko wewnątrz ma uczucia? Tylko strach przed odrzuceniem ich wygrywa? Może tak naprawdę jest wrażliwym mężczyzną, który zgubił swoją drogę i błądząc zszedł na zupełnie inną? 
Wyjść z problemu jest wiele, jednak tylko jedno może być poprawne. A to, że Stacy coś się przywidziało, jest najbardziej prawdopodobne.

Zadowolona z opcji, którą wybrałam namydliłam swoje ciało, następnie je spłukując. Woń czystości i wilgoci unosiła się w powietrzu, muskając moje zmysły. Otuliłam się dłońmi i wyszłam tyłem, chcąc znaleźć ręcznik. Zanim zdążyłam się zorientować, czyjeś silne ręce nałożyły na mnie pożądany przedmiot, opatulając mnie nim szczelnie. Wzdrygnęłam się zdziwiona, i chciałam odwrócić, jednak wstyd zwyciężył. Stałam tak, niczym kołek wbity w ziemię, nie będąc w stanie się ruszyć.
- Jesteś bardzo oporna, zdajesz sobie z tego sprawę? - usłyszałam Jego głos koło mojego ucha. Skuliłam się, pragnąc by wyszedł. - Nie lubię ludzi, którzy mi się sprzeciwiają... - od dziennego światła odbił się promień, który coś musiało utoworzyć. Coś metalowego... Nóż... Przestraszona zaczęłam się trząść, kiedy delikatnie przejechał nim po moim ramieniu, powodując tryśnięcie czerwonej strużki krwi. 
- P- przestań. - wydusiłam błagalnie i zamknęłam oczy, modląc się, by chociaż się odsunął. Zaśmiał się szyderczo i specjalnie pociągnął za ręcznik, sprawiając, że spadł. Pisnęłam zdezorientowana. Czułam się upokorzona i wyśmiana. Było mi tak bardzo wstyd, że podniesienie wzroku wyżej niż na lśniące od mojej krwi kafelki, było po prostu niewykonalne. Czułam jego rozbawione i zadowolone spojrzenie. Potem wyszedł. Załapałam pośpiesznie za bieliznę i ubrania, które już po chwili wisiały swobodnie na moim ciele. Osunęłam się po ścianie, tamując krwotok i pozwoliłam łzom swobodnie płynąć po moich policzkach. Czy jeśli będę wystarczająco płakać, utonę we własnych łzach? Wszystko, byleby nie musieć go ponownie oglądać.
- Pośpiesz się. - usłyszałam jego oschły ton głosu. Czas wrócić do tej niesprawiedliwej rzeczywistości. W tym momencie, kiedy ja byłam bita i poniżana, reszta moich rówieśników chodziła do szkoły, spotykała się na mieście, urządzała wieczory filmowe. Rzeczy, których kiedyś tak bardzo nienawidziłam, teraz pragnę z całego serca.
"Nie kocha". - te słowa obijały się echem od jednego do drugiego końca mojej czaszki. I dobrze. Ja jego też nie. Wcale i w ogóle... 

W końcu wyszłam z toalety, dlatego że chwile, które tam spędziłam, zdawały się być wiecznością. Wieczną samotnością. Nieodłączną samotnością. Bo nawet, jeśli żyjemy w tłumie, możemy czuć się opuszczeni. I nikt się o tym nie zorientuje. Wszyscy są zapatrzeni na własny czubek nosa, nie zważając na to, czy są komuś potrzebni.

Szatyn, którego twarz tak dobrze zdążyłam zapamiętać ponownie wepchnął mnie do pomieszczenia, w którym odbyłam tak pełną absurdów rozmowę.
- Stacy powiedziała, że nie dało się ciebie nauczyć. - zaczął, kiedy usiadłam na skraju łóżka. Milczałam. Nie ma sensu wdawać się w żenującą konwersację. - Jesteś nieposłuszna. - kontynuował.  - A nieposłuszeństwo się kara. Każde wykroczenie zbiera za sobą konsekwencję. Żyjesz na naszych zasadach. I masz się nas słuchać. Jeśli nie, będziesz karana. A tortura za każdym razem będzie gorsza i gorsza. - w jego głosie było słychać tak denerwujące lekceważenie. Już miałam gotową odpowiedź. Nie wiedziałam, że jedną z ostatnich, jakie miałam wypowiedzieć.
- Skoro każde wykroczenie jest karane, już powinieneś gnić w więzieniu. - mruknęłam. Oczy pociemniały mu z furii, a mięśnie napięły się.
- Posłuchaj mnie bezczelna dziewucho! - warknął i zbliżył się do mnie, naruszając moją strefę osobistą. - Nawet nie wiesz, jak wielkie masz szczęście! Już dawno powinnaś zginąć! Ale my, dobrzy i wspaniali darowaliśmy ci życie, więc trzymaj język za zębami! - uniósł głos wściekły.
- Darowaliście? - prychnęłam cicho, starając się ukryć strach. - Przez darowanie rozumiesz znęcanie się? Bicie? Wyżywanie się? - spytałam z bólem.
- Zamknij się, idiotko! - krzyknął i przyłożył nóż do mojego gardła. Dobrze, zrozumiałam za pierwszym razem. Nie musiał powtarzać. To naprawdę zabolało. Nie mówiłam dużo. Miałam mówić jeszcze mniej? 

Odwróciłam wzrok smutno, nie będąc w stanie wytrzymać jego spojrzenia. Wściekły kopnął mnie mocno. Nachylił się i próbował mnie pocałować, jednak zdążyłam uchylić się.
- Nigdy nie będę twoja. - wymamrotałam cicho.
- Powtórz to głośniej, a może w sama w końcu, w to uwierzysz. - prychnął i pokręcił głową szczerze rozbawiony.
- Nigdy. Nie. Będę. Twoja. - powiedziałam stanowczo i splunęłam mu w twarz. Wściekł się. Nie spodobała mu się prawda, jaką usłyszał.
Wstał i gwałtownie cisnął mu o ziemię.
- Jeśli tak uważasz, proszę bardzo! Gnij tu do końca! Mam cię dość smarkulo! - krzyknął i wyszedł, przekręcając klucz w drzwiach i zabierając go. Nie wierzę. Zamknął mnie tu! Jak mógł?!
"Takim samym prawem, jakim cię porwał..." - no cóż... 

Skuliłam się na ziemi, pozwalając błogiej, pustej ciszy ogarnąć moje myśli. Miałam dość. "Muszę zwolnić..." - pomyślałam, a potem usnęłam, otulona marzeniami o wolności.


Szłam spokojnie pośród różnych pól. Był ciepły, słoneczny dzień. Moja zwiewna, biała suknie przyjemnie otulała mojego ciało.
Ludzie maszerowali, ale w przeciwną stronę. Zdziwiona zaczęłam iść za nimi. Próbowałam kogoś zatrzymać, ale nikt nie reagował. Ujrzałam przed nimi niego. Zabijał wszystkich po kolei. 
Krzyczałam, błagałam by nie szli dalej; tłumaczyłam, że zginą, że muszą się zatrzymać. Nie słuchali. Nie słyszeli moich próśb. Widziałam, jak martwe ciała kolejno po sobie padały na ziemię. 
W końcu i on uniósł swoje spojrzenie. Patrzył na mnie tym badawczym wzrokiem. 
- Zabiłem cię. - powiedział w końcu powoli i wskazał na moje martwe ciało u jego stóp. Przestałam istnieć jako człowiek, jako Elizabeth Carter...









~Louis~

 Wytrącony z równowagi zszedłem na dół, do salonu i usiadłem obok chłopaków. 
Miałem przeczucie, że nareszcie miałem ją z głowy. Przestanie mnie irytować, a moje życie wróci do normalności... względnej normalności...
Walczyłem sam z sobą, żeby nie wrócić do niej i nagadać jej. Żeby patrzeć co robi. Jak kuli się, płacze, wścieka... musiałem sam szczerze przyznać, że lubiłem to. Bo lubiłem.
Nim zorientowałem się, co się dzieje, odpłynąłem do krainy Morfeusza.


Stałem na trawie. Wokół spokojnie siedzieli chłopaki. Zauważyłem przed sobą pistolet. Podniosłem go zdziwiony i przymrużyłem oczy, kiedy poranne słońce oślepiło mnie. Widziałem Elizabeth, jak biegnie gdzieś wystraszona. Już po chwili uderzyła we mnie, wywracając się. Spiorunowałem ją wzrokiem. Mimowolnie nacisnąłem spust.
- Żegnaj. - mruknąłem i strzeliłem. Rozległ się huk. Z każdej strony zaczęli nadciągać ludzie. Chłopaki zaczęli strzelać. Podążyłem ich krokami, nie wiedząc co się dzieje. Wszyscy byliśmy ubrani na biało, a plecy swędziały każdego z nas. 
Kiedy zauważyłem ścieżkę trupów, przeraziłem się. Nagle usłyszałem ten znajomy głos. Uniosłem wzrok zdziwiony i ujrzałem roztrzęsioną Elizabeth. Patrzyła na mnie spłoszona, niepewna co ma robić. 
Z niedowierzaniem wpatrywałem się w nią.
- Zabiłem cię. - powiedziałem oszołomiony, a nagle u stóp ujrzałem swoje martwe ciało obok jej. Zabili mnie?
I nagle coś do mnie doszło. To nie ja strzelałem. Moja broń nie miała naboi...











 "Chodzi o to, że mu­si coś is­tnieć! Ja­kaś gra­nica, za którą nie wol­no przejść, za którą przes­ta­je się być sobą."

                                                          Zofia Nałkowska 






Hej po raz drugi :)
Obiecałam koleżance rozdział już wczoraj (co oczywiście nie wypaliło xd), więc dodaję go dzisiaj:)
Wspominałam o konkursie... miło by mi było, jeśli ktoś by się nim zainteresował ;c
Jak Wam się podobał rozdział? Bardzo krótki? :( Sama nie wiem, co o nim myśleć... trochę mi się podoba, trochę nie... jak myślicie... czy ten sen ma coś wspólnego z końcem pierwszej części? :)
Do napisania,
Natka99<3 

22 komentarze:

  1. Jak to nie on szczelal? To w takim razie kto? xD
    rozdział po prostu świetny! A ta rozmowa ze Stacy....WOW...była naprawdę świetna...urzekła mnie.. naprawdę się postaralas:)
    Czekam na next:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super. Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow ! Rozdział super ! Życze wenyyyy

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym wziąć udział w tym konkursie. Mam tylko jeden mały problem- W ogóle nie mam czasu, a jakby tego było mało ciągle robią mi kartkówki i sprawdziany. ;( Mam dość tej jebanej szkoły. Nawet tak się składa, że potrzebuję zwiastun. Co do rozdziału jest po prostu świetny. Nic dodać nic ująć, strzał w dziesiątkę. Oczywiście jak zawsze czekam na kolejny rozdział. ;) Dużo WENY <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudne
    Ale więcej nie napisze bo jestem na telefonie.

    CrazzyVickyy

    OdpowiedzUsuń
  6. wietne opowiadanie,bardzo mnie wciągnęło@love_hariana:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Awww bosko *___*
    Czekam na kolejny z niecierpliwoscia :**
    @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  8. BLOG WYMIATA, PIĘKNIE PISZESZ, MAGIA , CUD MALINY CZEKAM NA NEXT <3---ANGELA

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział cudowny:-D♥♥♥♥♥♥ czekam na kolejny ;-)@bromalikx

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział widzę nieźle rozkręcony. :D Czekam na nn również tak wspaniałego :3~Aga

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku zajebiste
    *-*
    Czekam.na kolejny, fajnie jakby sie pojawił jak najszybciej
    Kochaaaam <3Karolina <3

    OdpowiedzUsuń
  12. jejku, jak zwykle wspaniałe. Rozdział czyta się strasznie lekko i niesamowicie wciąga, aż przeczytałam go kilka razy! Piszesz naprawdę uroczo i nie z niecierpliwością czekam na kolejny, który mam nadzieję pojawi się niebawem.
    Ściskam,

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział piękny. Mam nadzieję że przestanie cierpieć zarówno Ona jak i On. I podejrzewam że wiem jak skończy się cała historia ,ale będąc wieczną optymistką, wierzę w siłę i moc twórczą autorki która szczęśliwie zakończy tę historię :)
    Pozostaje mi życzyć Ci weny ^-^

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeju! Dziewczyno, ty masz wieeeelki talent. Chciałabym pisać tak jak ty. Mieć tyle komentarzy, wiernych czytelników. *.* Rozdział jest niesamowity,znakomity,cudowny <3 Nie da się go opisać jednym słowem. Mam nadzieję,że oboje znajdą szczęście,Lou przestanie torturować Elizabeth. Jestem pod wrażeniem,ponieważ gdy czytałam ten rozdział łezka w oku mi się zakręciła. Rozdziały są tak jakby 'pouczajace' Nie przestawaj pisać <3 Życzę dużo weny i czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Chciałam jeszcze dodać,że mam dwa blogi i męczy mnie to czy dobrze piszę. Ludzie którzy komentują piszą,że jest świetny ale chciałabym aby jakaś doświadczona osoba na to spojrzała. Więc zwracam się z problemem do Ciebie. Możesz zajrzeć i skomentować rozdział? To wiele by dla mnie znaczyło :(
    http://changes-harry.blogspot.com/
    http://last-minute-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. rozdział miód malina Pierożku :3
    dumna jestem ^^

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja chce kolejny rozdzial !!!!tu i teraz

    OdpowiedzUsuń
  17. Powinien być o tym film!! Na serio

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak mi wpadło w oko:
    " Okładał jego zakrwawione i posiniaczone ciało, coraz to nowymi stylami." - na czole nieco gotyku, usta renesans a koło ucha położył jakiś barokowy detal... Trochę niezgrabne określenie.
    " I w tym momencie uświadomiłam sobie, że Louis nigdy się nie zmienił. Jestem draniem..." - ona jest tym draniem?

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak zwykle niezwykły :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń